11. The meeting

168 18 1
                                    

Poprawione
Derek pov
Słońce już zaszło godzinę temu. Mijane ulice były dziwnie puste, mimo że nie było jeszcze tak późno. Przy każdym domu w okolicy samochody zostały już zaparkowane przy garażach, a tylko w niektórych paliło się światło lub migały kolorowe światełka od telewizorów. Noc była cicha i spokojna. Oczywiście normalnie, cztery przecznice dalej w przeciągu dwóch godzin mial odbyć się rozlew krwi. Po dziesięciu minutach zajechałem na parking pod domem Jaya. Wyłączyłem silnik i wyjąłem telefon z tylnej kieszeni spodni, aby po raz dziesiąty spojrzeć na godzinę, była dokładnie 20.15, a to oznaczało, że moja reputacja spóźnialskiego nie została zniszczona.
Wyjąłem kluczyki ze stacyjki i wyszedłem z auta, po czym zamknąłem moje cacko na alarm.  Okrążyłem dom mijając idealnie wypielęgnowany ogród - Między ogrodzeniem, a elewacją domu była wiata drewniana, po której pięła się czerwona, pachnąca róża. Zaraz za przejściem po prawej stronie znajdowała się kula zrobiona z małej choinki, a przy niej inne drzewka, które rodzina Jaya używała na święta. Pełno kwiatków różnych rodzajów wraz ze słodkimi zapachami towarzyszyła mi do samej stodoły. Jego mama kochała robić coś w ogrodzie... z resztą tak jak moja zwykła to robić. W stodole jak to w stodole ... melina, syf i brud. Otworzyłem potężne, drewniane wrota pokryte Grafiti. Mimo ciemności, w której nie widziałem kształtów i barw rysunku to i tak znałem na pamięć kontury pokrywające drewno. Po przekroczeniu progu od razu skręciłem w prawo do pokoju, w którym zwykliśmy przesiadywać.
- Jestem! - rozłożyłem ręce. - halo?  - kiedy stwierdziłem, że nikogo nie ma w kolorowym pomieszczeniu obróciłem się o sto osiemdziesiąt stopni z zamiarem poszukania ich w innym pokoju. Ogólnie znajdowały się tutaj dwa pomieszczenia, jeden zwany kolorowym - pełen grafiti i to w nim zazwyczaj paliliśmy wszystko co możliwe... drugi natomiast nazwaliśmy Giercownią- ponieważ tam właśnie graliśmy w butelki, pieprzyliśmy panienki lub jak normalni ludzie graliśmy na Play station. Zajrzałem do środka, lecz tam również było pusto. Jedynie palił się kinkiet na ścianie, opatulając pokój czerwono-niebieskim światłem, a to oznaczało, że niedawno ktoś tu był. Moim uszom dobiegł dźwięk przewróconego metalu, jakby miski dla psa. Co było cholernie dziwne, ponieważ Jay nie miał psa od paru miesięcy. Sięgnąłem po spluwę za paskiem od spodni i przeładowałem. Trzymałem kurczowo rączkę, kierując spluwę w dół na odpowiednią odległość od nogi aby nie przestrzelić sobie stopy. Ostrożnymi krokami przeszedłem korytarzem do drzwi tylnego wyjścia, nad którymi umieściliśmy znak EXIT.

Wstrzymałem oddech i sięgnąłem po klamkę, powoli zginałem krótki metal w zamiarze jego przekręcenie

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Wstrzymałem oddech i sięgnąłem po klamkę, powoli zginałem krótki metal w zamiarze jego przekręcenie. Nagle poczułem ręce na ramionach, szybko zareagowałem przerzucając jakiegoś człowieka jak marionetkę przez prawe ramię i uderzając nim o ziemię. Położyłem kolano na jego gardle przyduszając jakiegoś faceta i wycelowałem lufą w jego czubek głowy.
- Derek kurwa zabieraj tą spluwę! - wrzasnął głos mojego przyjaciela z przeciwległej strony stodoły. Wpatrywałem się w twarz mojej ofiary jednocześnie starając powrócić się do spokojnej normalności. Wstałem chowając pistolet tam skąd go wyciągnąłem, po czym podniosłem za koszulkę chłopaka, który nadal leżał w szoku na ziemi.
- Co wam odjebało?!- wrzasnąłem.
- To miały być żarty. - skwitował Jay naśmiewając się ze mnie. - Nie myślałem, że aż tak poważnie do tego podejdziesz.
- A jak miałem zareagować na człowieka, który się na mnie rzuca od tyłu? - skomentowałem i skierowałem się to Kolorowego pokoju. W środku usiadłem na moim ulubionym miejscu skąd widziałem każdy zakątek pomieszczenia. Chłopaki zajęli miejsca naprzeciwko mnie.
- To czemu chciałeś się spotkać, a potem bezczelnie się spóźniłeś ? - zagadnął Jay z założonymi rękoma na klacie. Miał minę obrażonej żony jak nie gorzej. Uśmiechnąłem się pod nosem na jego zachowanie i zacząłem opowieść o propozycji jaką złożyłem Rudej i tak naprawdę po co to zrobiłem.
- I co ona na to ? - Zapytał Daniel z przejęciem, które próbował ukryć najbardziej jak się dało.
- Zastanowi się. - wzruszyłem ramionami, w tym samym momencie podpalając sziszę.
- Mimo tego co się stało Cameronowi? - Daniel zapatrzył się w jakiś punkt na ziemi. O czym on gadał?
- Co? - wpatrywałem się w ruchy chłopaka aby tylko spostrzec czy kłamie czy mówi prawdę. Podniósł na mnie wzrok i ze spokojem zaczął opowiadać jakąś historyjkę, w którą nie wiedziałem czy wierzyć czy nie.
- Cameron, nasz przywódca został zabity przez jednego z was. Dziewczyna poszukuje zabójcy i chce się zemścić. - ambitna, zaśmiałem się. Ciekawe jak jej to pójdzie, bo ja nie mam zamiaru zostać zabity przez jakąś laskę. To ja zabiłem tego Camerona dwa lata temu... dostałem takie zlecenia aby zabić ich przywódcę i oczywiście to zrobiłem z zimną krwią i dumą.
- Coś ich łączyło? - tym razem zaciekawił się Jay, który zaraz zaciągnął się dymem.
-Rzadko kogo łączy taka więź jaka ich łączyła. Dlatego dziewczyna nie mogła pogodzić się z jego śmiercią i postanowiła w końcu coś z tym zrobić.
- Daniel, wiesz że teraz to napewno ci nie odpuszczę. Dowiedź się jak najwiecej i wszystko masz nam opowiedzieć. Jak dowiem się, że kłamiesz będzie z tobą źle.... - wstałem- możesz być tego pewny. - zagroziłem mu i postanowiłem, że nadeszła odpowiednia pora aby iść na zbiórkę Crimsonów, a zaraz potem przyłożyć komuś.

W ciągu dwudziestu minut razem z Jayem dojechaliśmy do naszej kryjówki. Same wojny i tą całą zabawę można by wsiąść za żart. Śmiesznie to wszystko brzmi: kryjówka, smierć... cały czas nie wierze, że bawię się w coś takiego, ale cóż ... dzielnica zobowiązuje. Podszedłem do barku wsiąść z lodówki piwo. Po chwili dołączyłem do stojących przy bilardzie chłopaków.

- Siema.- krzyknął już najebany Cal.

- Siema.- szepnąłem patrząc się na niego jak na idiotę.
Było to małe mieszkanie. Miejsce pod oknami obklejonymi kartonami zajmowała mała siłownia, dalej był barek uzupełniany każdego dnia. Nawet nie wiem przez kogo. Pod przeciwległą ścianą były dwa stoły bilardowe, piłkarzyki i rzutki. To wszystko kupił poprzedni dowódca, ja nie włożyłem w to ani grosza.. i nie miałem zamiaru. Jeśli chciałem iść na porządną siłownię to szedłem, a nie wydawałem trzy razy więcej kasy na atlasy.

- Słuchaj.- bełkotał za man Cal. Blondyn,niebieskie oczy, jeden z najbardziej napakowanych. Jeden z najlepszych ale tez z najbardziej pijących.

- Stop. Nie będę słuchał, bo cię nie rozumiem. Nie jestem twoją matką, ani nikim ważnym tak samo ty nie jesteś dla mnie. Jesteś tu jednym z silniejszych gości i jako, że ja tu rządzę czasem potrzeba takich, więc albo idź się bardziej najebać i idź spać albo weź się w garść i wytrzeźwiej chociaż trochę. - zabrałem butelkę piwa z jego reki i rzuciłem w przeciwległą ścianę gdzie akurat nikogo nie było, uciszając w ten sposób otaczający harmider rozmów. Odwróciłem się z powrotem do chłopaka i uśmiechnąłem się symbolicznie.- To jak będzie?

Nic nie mówił, patrzył na mnie jakby przetwarzał każde słowo. Jego wściekłość powoli ustępowała.. bardzo powoli.. spojrzał na wszystkich wkurzony i zdezorientowany, ośmieszyłem go, byłem od niego z dziesięć centymetrów niższy i ważyłem ze dwadzieścia kilo masy mięśniowej mniej. Miał ode mnie więcej siły, ale wiedziałem że tego nie wykorzysta. Odwrócił się na pięcie i wszedł do części siłowni uderzając po drodze pięścią w ścinę robiąc dość głęboką dziurę.

Wypiłem duszkiem piwo i odstawiłem na stół bilardowy.

- Ok, Słuchać! Nie ma sensu się rozczulać. Macie godzinę żeby przygotować się mentalnie, jeżeli ktoś jeszcze nie jest. Nic nowego skopać im dupy i tyle. Ale! Chciałbym żebyście zwrócili uwagę na pewna rudą dziewczynę. Nie za wysoka, w sumie niczym się nie wyróżniająca... ma na imię Allyson. Jeżeli któreś z was będzie miało szansę jej dokopać, nie róbcie tego, przekażcie tylko, że ma czas do jutra.

-------------------------------

I jest i 11 po poprawkach. Przepraszam was za brak pisania ale za dużo się działo i dzieje w moim życiu dzisiaj może jeszcze wstawie 12 rozdział ma nadzieje, że mi się uda.. nic nie obiecuje :*

//Hahajoke

Nocne wojnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz