-Napijmy się za nowego przywódcę. A oto Derek mój najlepszy przyjaciel. Panie, niegrzeczny jest jak cholera ale jak zacznie coś robić to do końca. Wierzę, że dasz ostro w dupę tym pieprzonym Crimsonom -splunął na dźwięk wrogiego gangu. - Zdrowie naszego przywódcy!!
Jim wygłosił to przemówienie piąty raz, a ponieważ wszyscy byli lekko wstawieni to nawet nie zauważyli niczego dziwnego.
-Ave Derek!! -krzyknęli zebrani podnosząc kufle z piwem i śmiejąc się na całego.
- Derek .- zaczął Jim. - powiem ci przyjacielu... Że ja to się cieszę, że to właśnie ty ... Ty - uderzył palcem wskazującym w moją klatę - jesteś moim szefem. - przewiesił się ramieniem przez moją szyję. - pewnie nie wiesz jaki jestem szczęśliwy- dobrze wiedziałem w końcu powtarza mi to setny raz. - ale jestem...przyjacielu ... Jestem. Opuścił głowę i chrapnął.
Lekko potrząsnąłem go ramieniem
- ja wcale nie śpię.
- stary. Chodź do domu. - zaproponowałem. Od miesiąca mieliśmy to samo mieszkanie lecz oddzielne pokoje. Traktowałem go jak brata.
- Nie , nie ,ty się musisz bawić, wrócę sam.
- Człowieku jutro rano muszę wstać na siłownie, jedziemy razem.
- Ale...
- Po prostu się kurwa zamknij. Idziemy- powiedziałem cicho ale dobitnie.
Jim nie odezwał się słowem. Pożegnaliśmy się ogólnie i wyszliśmy. Pomimo alkoholu we krwi postanowiłem prowadzić, w końcu policja nic nie mogła mi zrobić. Za bardzo się boją. W pół godziny dojechaliśmy do domu.
Następnego dnia z samego rana o czternastej wziąłem prysznic i poszedłem na siłownie. Po ostrym trzy godzinnym treningu umówiłem się z Jimem w barze. Nie planowaliśmy pić ale porozmawiać o nowych zmianach. Jim był naprawdę spoko gościem. Wiele razy przyznał się gdyby nie on .. Po prostu już by mnie nie było. Wiedziałem że rękę dałbym sobie uciąć za niego w tamtym czasie.
-siema! - podszedłem uderzając chłopaka po przyjacielsku w plecy.
-pojebało! Kurwa nie krzycz,nie bij, nie dotykaj. - skulił się z podniesionymi rękami.
Zacząłem chorobliwie się śmieć
-kac morderca?
- Nawet nie wiesz jaki. Czemu nie mogliśmy pogadać w domu? Nie mam zamiaru pic nigdy w życiu
- Powtarzasz się. Daj mi jasne piwo zero siedemdziesiąt pięć, mała- mrugnąłem do kelnerki z niezłym bufetem. Kiedy odchodziła podziwiałem jej seksowne tylne krągłości. Lubię takie.
- To co jest takie ważne że nie możemy porozmawiać w domu?
- Niby możemy ale tu są niezłe napalone laski, a wiesz że nigdy bym sobie nie odpuścił takich rzeczy. Dobra a co do tematu ćwicząc na siłowni waliłem w worek treningowy i stwierdziłem, że musimy trochę bardziej wytrenować naszych ludzi. Muszą być silniejsi i bardziej napakowani. Muszą mieć takie mięśnie, że Crimsonowie postanowią odejść z tego biznesu.
- Jasne zawsze ci z chęcią pomogę w końcu jesteś moim bratem, ale musimy zaczynać właśnie dzisiaj? Umierraaaam.- walnął głową o blat stołu i leżał tak przez jakiś czas bez zmienienia pozycji.
Byłem jedynakiem, odkąd zacząłem przyjaźnić się z Jimem poczułem, że mam prawdziwego brata. Mogłem na niego liczyć, razem chodziliśmy na laski, razem piliśmy, wspieraliśmy się.
Aż do momentu gdy doszedł do nas nowy gość.
- Cześć wszystkim, to jest Charlie. - Jim przedstawił niskiego chłopaka z brąz lokami.
- Hej. - podszedłem do niego wyciągając rękę.- Derek. Jestem tutaj głównym człowiekiem. Witamy w naszej siedzibie.- To już, tak szybko? Jestem w waszym gangu? Ale fajnie.
- Czekaj czekaj. - wszyscy roześmiali się .- Nikt nie powiedział, że jesteś w gangu. Na razie powiedziałem witamy w naszej siedzibie ale jak to ci polepszy humor to połowa sukcesu za tobą. Musisz przejść test praktyczny i sprawnościowy. Nie masz siły to my nie mamy dla ciebie miejsca.
Sprawdzaliśmy Charliego dość krótko. W ciągu pół roku poznał każdy nasz sekret i w stu procentach znał każdego z nas, gdzie co jest, na co nas stać. Zbliżył się do każdego, wszyscy uważali że można mu zaufać tak samo jak Jimowi. Lecz po jakimś czasie okazało się, że wykorzystali naszą naiwność. Zdradzili nas obydwoje. Jim jakby czymś zahipnotyzowany zapomniał o wszystkim co przeszliśmy razem jako przyjaciele, jako gang porostu odszedł. Obydwoje znali nasze słabości i je wykorzystali.
TERAŹNIEJSZOŚĆ
Tak jak teraz.
- Nie wstyd ci trochę? - zapytałem kiedy jechaliśmy czarnym wanem. Chłopak wpatrywał się w przestrzeń nie spoglądając nawet na sekundę na mnie.
- Derek, nie trzymaj cały czas urazy do mnie. Było minęło. Dawno temu.
- Nie trzymam urazy o to jak się zachowałeś, ani jak zbeształeś naszą braterską przyjaźń. Mówię o tym jak potraktowaliście małego chłopca.
- Proszę cię... gdyby to nie był twój syn nawet byś się nie przejął.
- Zmieniłem się.
- Nie da się zmienić w stu procentach.
- Tobie jakoś się udało...- zapadła cisza. Miałem ochotę znowu z nim pożartować jak za dawnych lat ale wiedziałem że tego Jima już nie ma. - Jesteśmy w Paryżu, czy wy naprawdę nie macie ani trochę wyobraźni? Luck prawie umiera nie wrócimy na czas, a Charlie jest psychiczny on może naprawdę zabić jego i Allyson.
Chłopak w końcu na mnie spojrzał, jego mimika twarzy ukazywała tyle emocji jakich się po nim nie spodziewałem. Wyglądał jakby walczył z samym sobą. Wzrokiem za chwilę jednak powrócił na drogę. Zatrzymaliśmy się na najbliższej stacji. Głową dał znać abym wysiadł. Byłem coraz bardziej na niego wściekły.
Jim nalał paliwa do samochodu dalej nic się nie odzywając. Skierowaliśmy się do kas.
- Chcesz coś?
- Jim do cholery...
- W samochodzie mamy podsłuch. Luck dostał środek usypiający nic mu się nie stanie. Nie zrobiliśmy mu nic nawet go nie pobiliśmy, nie dotknęliśmy. Wmówiliśmy mu zabawę w charakterystykę i go pomalowaliśmy kiedy zasnął daliśmy mu ten środek. Dziewczyna Charliego pracująca w przedszkolu zajmowała się nim cały czas. Tu chodzi o was, o ciebie dokładnie nie o niego. Charlie może jest zły i wkurzający ale nie jest aż taki zły... przynajmniej dla dzieci.
- Dobra, ale nadal uważam że dwadzieścia cztery godziny to za mało.
- Nie wiem czy mogę coś z tym zrobić. Nie masz jakiegoś banku międzynarodowego?
- Mówiłeś, że on chce nas. Mnie ..Jim.. nie tęsknisz za naszą przyjaźnią?
- Derek. Jesteśmy dorośli. Pogodziłem się ze swoim życiem.
- A ja nie. Nie rozumiesz. Problem w tym że Alisson nie jest ze mną teraz się do siebie zbliżyliśmy ale wątpię żeby chciała być kiedykolwiek ze mną. Luck jest zajebisty, chcę widzieć jak się wychowuje. W tak krótkim czasie nie wezmę takie kasy. Połowę muszą mi wysłać, drugą połowę mam na koncie. Na chwilę obecną i w ciągu dwóch dni mogę tylko wysłać na konto tą połowę którą mam... - usiadłem na chodniku przed budynkiem wdychając zapach benzyny i opierając głowę na dłoniach.
- Stary, będzie dobrze. - Jim usiadł obok popijając energetyka.
- Stary, ty nic nie rozumiesz. Charlie może na razie nic im nie zrobi ale na pewno urządzi niezłą jatkę jeśli kasa do niego nie dotrze. To pierdolony psychol, dąży do swoich chorych poczynań po trupach. Jak ty w ogóle możesz z nim pracować?
- Byłeś moim przyjacielem ... pomogę ci ..
CZYTASZ
Nocne wojny
RomanceWyobraź sobie że miałaś wspaniałego brata zamieszanego w wojny gangowe. Dogadywaliście się jak żadne inne rodzeństwo ale pewnego dnia dowiadujesz się, że nie żyje. I kiedy kończysz odpowiedni wiek postanawiasz go pomścić a jedyne co wiesz o jego zab...