Rozdział 7

11K 396 37
                                    

- Nie przejmuj się. Doskonale ci pójdzie - powiedziałam do Miny, a ta tylko zrobiła dziwną minę.

Za dokładnie 4 minuty i 28 sekund czeka nas sprawdzian z matematyki. Szatynka strasznie się stresuje, chociaż przerobiła z Andre cały materiał, a przez ostatnie dni brylowała przy tablicy.

- Łatwo ci mówić. Masz świetne oceny - burknęła, strzelając kostkami u dłoni.

- Tak, ale nie zapominaj, że ciężko na nie pracuję - powiedziałam, po czym przytuliłam ją do siebie - Uwierz, Ryder nie da ci dostać z tego złej oceny.

Słysząc nazwisko naszego nauczyciela dziewczyna zarumieniła się i uśmiechnęła pod nosem.

- Może masz rację.

- Zawsze mam rację - powiedziałam, a zaraz po moich słowach w korytarzu rozbrzmiał dźwięk dzwonka.

Razem z resztą grupy weszliśmy do klasy i usiedliśmy na naszych stałych miejscach. Chwilę później dołączył do nas Ryder.

- Witam. Chyba muszę was trochę porozsadzać - powiedział na wstępie - Panno Cabello, proszę zamienić się miejscem z Calebem.

Szatynka posłała mi porozumiewawcze spojrzenie, po czym przeszła do pierwszej ławki. Miejsce obok mnie zajął niewysoki blondyn, o zielonych oczach. Nauczyciel rozsadził jeszcze parę osób, po czym zaczął rozdawać kartki. Kiedy zobaczyłam listę zadań, odetchnęłam z ulgą. Wszystkie były mi dobrze znane, w dodatku Mina też na pewno je rozwiąże. Jako, że była to nasza ostatnia lekcja, a ja zaraz po niej miałam iść do sklepu pana Millera, szybko uwinęłam się ze sprawdzianem. Skończyłam już po 25 minutach i nie czekając na przyjaciółkę, wyszłam ze szkoły. Pogoda była brzydka, z resztą tak samo jak przez ostatni tydzień. Żałowałam, że nie mam ze sobą parasola, bo zaczynało trochę pokropywać. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę swojego miejsca pracy.

- Dzień dobry - powiedziałam, wchodząc do małego budynku.

- Witaj, kochanie - przywitał mnie łagodny głos staruszka - Ojej, pewnie ci zimno. Zaraz zrobię ci herbatę.

- Dziękuję, ale może ja to zrobię - powiedziałam szybko, po czym weszłam na zaplecze i wstawiłam wodę.

Pan Miller jak zwykle siedział w swoim fotelu i rozwiązywał krzyżówki. Ja tymczasem wzięłam się za dokładanie brakującego towaru do skrzynek. Rozejrzałam się po sklepie i zauważyłam, że zbyt wiele pracy mnie dzisiaj nie czeka. Usłyszałam dźwięk gwizdka, sygnalizujący zagotowanie się wody, więc wróciłam za zaplecze i zrobiłam dwie herbaty z cytryną, w niebieskich kubeczkach z małymi kwiatkami po bokach.

- Proszę - postawiłam parujący napój przed mężczyzną, a sama zajęłam miejsce naprzeciwko niego.

- Dziękuję, dziecinko.

Siedzieliśmy, schowani za ladą i rozmawialiśmy na różne tematy. Mimo, że wcześniej obawiałam się pracy u tego siwego starca, teraz mogę tylko podziękować Minie za pomysł i panu Millerowi za przyjęcie mnie. Co jakiś czas spoglądałam na telefon, jednak nie miałam ani jednej wiadomości od przyjaciółki.

- Wydaje mi się, że możesz już iść do domu - powiedział mężczyzna z miłym uśmiechem na ustach - Ale gdybyś mogła przyjść jutro o 9 i zostać do 17, byłoby cudownie...

- Oczywiście, że mogę - przerwałam mu, trochę zbyt entuzjastycznie.

- Cudownie, cudownie. Muszę uporządkować warzywa w domu i w ogóle zająć się ogródkiem, więc nie będę mógł być w sklepie. Właściwie to zostawię ci klucze i sama się wszystkim zajmiesz - powiedział, wstając z krzesła i kierując się na zaplecze.

Ułamek szczęściaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz