Rozdział 11

9.8K 362 38
                                    

Ze zniecierpliwieniem czekałam, aż zegarek wiszący nad tablicą wybije godzinę 15. Anastazja nie odzywała się do mnie od tamtego telefonu, a mnie szczerze mówiąc coraz bardziej ogarniał niepokój. Mina także była zaniepokojona tajemniczym zachowaniem kobiety. Mój beznadziejny humor dodatkowo potęgowało to, że nie zdołałam zamienić nawet słowa z Liamem. Kiedy wróciłam na dół jego już nie było, tak samo jak Christiana. Nie to, żebym miała w ogóle pomysł o czym z nim rozmawiać, ale i tak było mi smutno i czułam się rozczarowana. I jeszcze jak na złość wskazówki zegara przemieszczały się tak wolny, jak ktoś sprawiał im opór w poruszaniu się do przodu.

- Nora - usłyszałam obok ucha szept szatynki.

Spojrzałam na nią zdezorientowana i początkowo nie wiedziałam, o co jej chodzi. Mina wskazała podbródkiem na ławkę oddaloną od naszej o jakieś dwa metry. Kiedy spojrzałam w tamtym kierunku o mało nie oplułam podręcznika od chemii. Największy mięśniak w naszej klasie spał z głową na ławce. Nie byłoby w tym nic dziwnego, ani śmiesznego, gdyby nie to, że z jego otwartych ust ciekła ślina. Właściwie to na blacie utworzyło się małe bajorko. Moja przyjaciółka wyciągnęła telefon i zaczęła robić mu zdjęcia. Zakryłam twarz dłonią, żeby nie wybuchnąć śmiechem, a kiedy rozejrzałam się po klasie inni robili dokładnie to samo co ja lub Mina. Panna Stanford nie zwracała na nas nawet najmniejszej uwagi, co z resztą nie było dziwne, bo była praktycznie ślepa. Często myliła uczniów, a liczenie obecności na lekcji też nie należało do jej mocnych stron. Kiedy cała klasa pokładała się ze śmiechu usłyszałam wyczekiwany dźwięk dzwonka. Spakowałam książki i szybkim krokiem wyszłam z klasy, oczywiście z Miną u boku.

- Zadzwoń jak wrócisz od Any. I pozdrów ją ode mnie - pożegnałyśmy się przed szkołą i każda skierowała się w swoją stronę.

Oznacza to, że Mina wsiadła do swojego Smarta, a ja usiadłam na murku pośrodku szkolnego dziedzińca. Nigdzie nie widziałam Anastazji i właściwie zastanawiałam się czym po mnie przyjedzie. Z tego co wiem nie ma samochodu, ale może od naszego ostatniego spotkania coś się zmieniło. Nagle usłyszałam przeraźliwe warczenie silnika. Odwróciłam głowę w tamtym kierunku i osłupiałam. Ana właśnie wjechała na parking Fordem Mustangiem w starej wersji. Z uśmiechem na ustach rzuciłam się w jej kierunku. Wpakowałam się na miejsce pasażera i uwiesiłam się szyi blondynki.

- Nawet nie wiesz jak dobrze cię widzieć - powiedziałam cały czas tuląc ją do siebie.

- Wiem, że się cieszysz, ale zaraz złamiesz mi kark - zażartowała, a ja z przepraszającym wyrazem twarzy odsunęłam się od niej.

- Nie chwaliłaś się, że kupiłaś sobie auto. W dodatku takie samo jak ma Damon! - byłam tak podjarana tym samochodem, że zapomniałam zapytać ją o najważniejsze.

- To nie mój samochód, ale o tym później - kobieta skupiła swój wzrok na drodze przed nami, po czym ruszyła w kierunku mojej ulubionej kawiarni, w której byłam wczoraj z Miną.

Droga do niej zleciała nam na gadaniu o głupotach. Kiedy podjechałyśmy pod budynek kawiarni okazało się, że nie ma w niej ani jednego wolnego miejsca.

- Bierzemy na wynos? - zapytałam, a ona pokiwała twierdząco głową.

Zamówiłam dwie latte macchiato, po czym wyszłyśmy na dwór. Całe szczęście pogoda dopisywała, więc mogłyśmy iść do pobliskiego parku.

- Więc co było tak ważne, że nie mogłaś powiedzieć mi tego przez telefon? - zapytałam, kiedy znalazłyśmy wygodne miejsce na słońcu.

Anastazja zmarszczyła brwi i zagryzła wargę.

- Nie wiem jak ci to powiedzieć - zaczęła, a ja poczułam jak mój puls przyspiesza.

Ułamek szczęściaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz