Rozdział 15

9.7K 371 12
                                    

Właśnie naciągałam na siebie luźną, szarą bluzę, gdy usłyszałam dźwięk klaksonu. Mina musiała przed sekundą zaparkować pod moim domem, ale nie przeszkadzało jej to w energicznym naciskaniu sygnału dźwiękowego, który tak przy okazji był strasznie wkurzający. Zbiegłam po schodach i w locie założyłam białe trampki. Zapomniałam o telefonie, ale pewnie i tak nie będzie mi potrzebny. W końcu Liam nie odezwał się do mnie od środy, a raczej bardzo wczesnego czwartku. Może nie przejmowałabym się tym, gdyby nie to, że powiedziałam mu o swoich uczuciach. No dobra, może nie do końca byłam szczera, bo to, że go lubię to stanowczo za mało. Trochę smutna i bardzo poirytowana przez ciągłe trąbienie szatynki, wybiegłam z domu. Dziewczyna siedziała za kierownicą swojego pomarańczowego Mini Coopera i nawet z tej odległości widziałam, że ma skwaszoną minę.

- Nawet sobie nie wyobrażaj, że pojedziesz do SPA ubrana jak wieśniak! - krzyknęła, jak tylko uchyliłam drzwi od strony pasażera.

- Ciebie też miło widzieć - burknęłam, puszczając jej słowa mimo uszu.

- Eleonoro Martin! Do jasnej anielki nie ruszę stąd, dopóki nie pójdziesz się przebrać! - warknęła, a ja spojrzałam na nią z wysoko uniesionymi brwiami.

- O co ci chodzi? - zapytałam spokojnie, jednocześnie patrząc na moją starą bluzę i lekko podniszczone trampki.

- Udajesz, czy naprawdę nie widzisz nic złego w swoim stroju?

- Nie widzę nic złego - odpowiedziałam - Jedź już. Ana na pewno na nas czeka.

Mina spojrzała na mnie badawczo, po czym głośno westchnęła.

- Przestanę się do ciebie przyznawać - mruknęła pod nosem, ale ruszyła spod mojego domu.

Faktycznie w porównaniu z szatynką wyglądałam bardzo skromnie, a wręcz biednie, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Z resztą na dworze było chłodno, więc mój strój miał wytłumaczenie. Kilkanaście minut później zatrzymałyśmy się pod niskim domkiem z czerwonej cegły. Anastazja siedziała na betonowym murku, który otaczał dom. Jak zwykle wyglądała cudownie i dopiero teraz uzmysłowiłam sobie jak bardzo się za nią stęskniłam, a lekkie uczucie zawodu wkradło się do mojego serca. Ana wyjeżdża w poniedziałek, a to i tak zbyt krótki czas, żeby się nią nacieszyć. Całe szczęście przełożyła lot z piątku na poniedziałek.

- Cześć, kochaniutkie - kobieta jak zwykle tryskała energią.

- Hej, Ana! - rzuciłyśmy jednocześnie.

- Tak się cieszę, że możemy gdzieś razem wyjść - głowa Any wychyliła się spomiędzy naszych foteli.

- Uwierz ja też! - znowu powiedziałyśmy jednocześnie.

Anastazja popatrzyła na nas badawczo i uniosła prawą brew do góry.

- Co wy dzisiaj takie zgodne? - zapytała nadal nam się przyglądając.

- No nie powiedziałabym, że zgodne - rzuciła Mina, jednocześnie omiatając szybko wzrokiem mój strój.

Ponownie nie skomentowałam jej uwagi. Kilka minut później Mina zaparkowała przed ogromnym budynkiem, który był cały ze szkła. Ciemne chmury odbijały się w nim tworząc niesamowity efekt. Szatynka szła przodem, a my, pod ramię z Aną, zaraz za nią. Kiedy przekroczyliśmy próg budynku dosłownie oniemiałam. Jeśli wydawało mi się, że to całe szkło robi wrażenie, to już nie wiem jak mogłabym nazwać to co było w środku. W wielkiej recepcji znajdowały się białe, skórzane sofy, przed nimi stały szklane stoliki ze świeżymi różami w wazonie. Pięć wysokich blondynek wyglądało zza biało-różowego kontuaru i przyglądało nam się badawczo. Dwie z nich uśmiechały się szeroko do Miny, którą musiały znać.

Ułamek szczęściaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz