W piekle

2.9K 146 5
                                    

Harry poszedł odnieść torbę z książkami do swojego dormitorium. Zapowiadał się piękny, słoneczny weekend, wolny od wszelkich zmartwień. Voldemort nie zamierzał atakować, nie miał zadań domowych do napisania, gazety nie pisały o niczym innym niż wyborach ministra. Tylko odrobić szlaban u Snape'a. Miał nadzieję, że Severus nie przygotuje mu sterty starych kociołków do czyszczenia. Ani żadnych obślizgłych słoiczków.
Wchodząc do pokoju od razu zauważył zaciągnięte kotary przy swoim łóżku. Chłopak był pewien, że rano zasłony były rozciągnięte. Czerwony materiał falował lekko, wskazując, że za nim coś było. Rzucił plecak na kufer i nie zastanawiając się rozsunął zasłony. Oślepiło go czerwone światło. Była to żarząca się kula ognia, albo substancji niezmiernie do niego podobnej. Harry, mimo ogromnego ciepła wydzielanego z kuli, chciał jej dotknąć. Po prostu wiedział, że musi. Trzymając w jeden ręce różdżkę, drugą ostrożnie zbliżył do czerwonej masy. Kiedy jego palce zetknęły się z powierzchnią kuli, ta gwałtownie powiększyła się i pochłonęła chłopca. Po chwili zniknęła, lekka smuga świadczyła, że kieruje się w dół. Jedynym śladem jej obecności była wyższa temperatura w dormitorium.

***

Harry czuł każdy mięsień, każdą kosteczkę, każdy nerw. Wirował w przestrzeni, zdradziecka czerwona kula ciągnęła go bezustannie w dół. Szum w uszach stawał się nie do zniesienia, z nosa poleciała krew. Przed sobą zobaczył zbliżającą się z niesamowitą prędkością ziemię lub coś, co było do niej niebywale podobne.
- Umieram - zdążył pomyśleć zanim upadł i stracił przytomność.

***

- No, na reszcie się budzisz, ile można spać.
Głos przebił się przez obłoki mgły. Harry z wysiłkiem otworzył oczy, powieki zdawały się ważyć kilka ton. Leżał na twardym posłaniu w lekko zaciemnionym i bardzo ciepłym pomieszczeniu. Czuć było tu zapach dymu i siarki. Obok łóżka siedziała w powietrzu przerażająca postać. Miała smoliście czarne, potargane, długie do około łopatek włosy. Oczy miały intensywnie czerwoną barwę, a białka były żółte. Mężczyzna miał na twarzy wypisaną grozę, samo zło. Wyciągnął przed siebie rękę z długimi, połamanymi paznokciami.
- Witaj, Potter, jestem Lucyfer. Szatan, władca piekieł.
- Czy ja umarłem?
- Nie. Zapewne wiesz, że jesteś moim potomkiem. Postanowiłem cię trochę podszkolić. Ten święty z góry cię uczył, ja nie będę gorszy, też pokażę ci parę sztuczek.
- Ten ogień, to on mnie tu przyniósł.
- To nasza forma transportu.
- Czy ona nie może zwolnić przed końcem?
- Przecież zwolniła. No może trochę rąbłeś w ziemię, ale się przyzwyczaisz.
Rzeczywiście, „troszeczkę" - pomyślał z ironią Harry.
- Jak długo tu będę? Czy oni, w szkole, nie zauważą, że mnie nie będzie?
- Szkołę? Ty jeszcze jej nie skończyłeś?
- Nie, zostały mi dwa lata.
- Ech, będziesz tu tak długo, aż nie uznam, że możesz odejść.
- Mogę im wysłać jakąś wiadomość, żeby się nie martwili?
- Nie. Ludzkie uczucia są takie głupie. Jesteś diabłem.
- Po części diabłem, po części aniołem.
Lucyfer znowu zlekceważył jego słowa.
- Wstawaj, idziemy, czas na pierwszą lekcje.
- Eee, panie Szatanie?
- Lucek wystarczy.
- Lucek, czego chcesz mnie nauczyć?
- Wszystkiego, co uznam za konieczne. Przekażę ci moje umiejętności, pokażę ci mniej cenzuralną stronę magii.

***

Harry spędził w podziemiach półtorej roku. Został wyszkolony na prawdziwego diabła. W większości uczył się zaklęć torturujących, zadających ból, zabijających, ale również przeciwzaklęć i różnych zaklęć ochronnych, które miały zapewnić mu bezpieczeństwo. Nauczył się podróżować kulą ognia bez bolesnych upadków. Poznał rośliny i zwierzęta śmierci. Czarna magia wydawała się niewinną igraszką, w porównaniu z magią stosowaną przez Szatana.
Pożegnanie było szybkie i krótkie, Lucek nie lubił takich sentymentalnych bzdur. Zapewnił Harrego, że zawsze może się z nim spotkać, chociaż nie bezpośrednio w piekle. To nie jest jego świat, przynajmniej dopóki żyje. Lucyfer poprosił Harrego, aby sprowadził tu Voldemorta. Chciał się zająć swoim byłym uczniem, który zaczął bezprawnie wykorzystywać zdobytą wiedzę na świecie, nie takie było jej przeznaczenie. Riddle zaczął jej uczyć swoich sług.
Harry za pomocą kuli ognia przeniósł się do Hogwartu. Wylądował na swoim łóżku, w dormitorium, szybko spojrzał na zegar, była za dziesięć dziewiąta. Kalendarz wskazywał poniedziałek, ósmego września.
Nie było mnie trzy dni, oni na pewno się martwią. I Hermiona... Muszę do nich lecieć, zaraz, zaraz, co my teraz mamy? No tak, co mogłoby być innego, eliksiry. Chłopak wrzucił podręcznik do torby i pobiegł do lochów.
Snape akurat zamykał drzwi, zdążył jednak jeszcze się wślizgnąć do środka.
- Potter, minus 10 punktów dla Gryffindoru za spóźnienie.
- Przepraszam, panie profesorze.
Brunet widział, że Severus nie jest na niego zły. Mógł zobaczyć ulgę w jego oczach. Pozostali przyjaciele też ucieszyli się z jego powrotu. Wybraniec widział oznaki troski i nieprzespanych nocy na ich twarzach.
- Harry, gdzie byłeś, martwiliśmy się o ciebie - spytała szeptem Hermiona, gdy usiadł na miejsce koło niej.
- Przepraszam, nie zdążyłem wam powiedzieć.
- Pachniesz dymem i siarką, gdzie byłeś?
- Potem wam powiem.
- Zniknąłeś, całkowicie zniknąłeś ze świata. Jakbyś nigdy nie istniał.
- Hermi, później.
Przez całe eliksiry odczuwał jej zniecierpliwienie, jednak dziewczyna posłusznie zamilkła. Równo z dzwonkiem znaczna część uczniów pospiesznie opuściła klasę. Nie mieli zamiaru sprowokować Snape'a do odjęcia kolejnych punktów. Nauczyciel zamknął drzwi zostawiając w pomieszczeniu tylko specjalne grono wybranych. Harry wtulił się we włosy Hermiony mrucząc: „Jak dobrze znowu tu wrócić"
- Harry, gdzie byłeś? Nie można cię było nigdzie znaleźć. Żadnego śladu, kompletnie nic.
- Wiem.
- Telepatia, nic nie działało.
- Nie było mnie tutaj, Lucek sobie o mnie przypomniał.
- Kto?
- Lucyfer, władca piekieł. Byłem trochę u niego.
Severus głośno wciągnął powietrze.
- Szkoliłeś się na diabła?
- Jestem potomkiem jednego. Lucek przysłał mi swój środek transportu, a ja wiedziałem, że muszę do niego wejść. Taka podświadoma intuicja. Zaciągnęło mnie prosto do piekieł.
- Jak tam jest, na dole?
- Inaczej. Przez cały rok jest niesamowicie gorąco, około 40 stopni Celsjusza. Ziemia jest czerwona, po prostu spalona, w powietrze wylatują często kule ognia. Rzeki to płynące lawy. I oczywiście pełno diabłów i potępionych dusz.
- A kapiąca smoła i tortury, kary, dla tamtych?
- Też są. Tam wcale nie jest przyjemnie, trzeba odpowiedzieć za każdy zły postępek. To czasami wieki tortur.
- Zacznę mniej grzeszyć.
- Ha, ha, ha przyda ci się.
- Masz ogon i rogi? I te, no, widły?
- Nie, taki wygląd to tylko wymysł, żeby można było nim straszyć innych. Od diabła, tak samo jak od anioła, emanuje specyficzna aura, mam ich cechy charakteru.
- To ty teraz jesteś niezłą mieszanką, masz wszystkiego po trochu.
- Wątpię, charakter nagle mu się nie powinien zmienić. Taki jaki był powinien pozostać, może będą jakieś powolne zmiany.
- Tak, potem nam taki diablik z pudełka wyskoczy.
- Przestańcie gadać o głupotach, są ważniejsze rzeczy. Czego się tam nauczyłeś?
- Nie u każdego nauka jest na pierwszym miejscu, Hermiono.
- Tego nie da się tak opowiedzieć. Głównie zaklęć, bez nazwy, używanych i znanych tylko tam, w piekle.
- Tak jak z zaklęciami z Inoctoris. Znamy je tylko my, zwykli śmiertelnicy ich nie pojmują.
- Harry, teraz możesz pokonać Voldemorta!
- To nie takie proste. On też jest diabłem, zna te zaklęcia. Poza tym nie wystarczy jakiś zwykły czar, żeby go zabić.
- O ile magię piekieł można nazwać zwykłą.
- Jaki jest Szatan?
- Lucek? W porządku, okrutny, bez uczuć, złośliwy, wredny, z odrobiną poczucia humoru.
- I ty go uważasz za „w porządku".
- On jest okrutny, ale nie tak jak Voldemort. Voldemort jest całkowicie zaślepiony złem. Lucek traktuje to jak zajęcie, pracę. Podchodzi do tego bez żadnych uczuć, robi to, co robi, a Voldek czerpie chorą radość z zadawania innym bólu. No a przy okazji chce zawładnąć światem.
- Nie mogłeś nas powiadomić, jakiś liścik czy coś, martwiliśmy się.
- Przepraszam. Nie mogłem nic zrobić. Szatan całkowicie to olał. Dziwię się, ze założył jakieś bariery czasowe.
- Myśleliśmy, że porwał cię Voldemort, albo któryś z kandydatów na ministra chciał wykorzystać twoją władzę.
- Właśnie, kto został nowym ministrem, chyba był lepszy kandydat niż Knot.
- Nie, Knot nie miał żadnych szans. Wybory wygrała Amelia Bones.
- Kobieta? To chyba dość niezwykłe.
- Nie, statystycznie jednym na czterech ministrów jest kobieta.
- Może ona poradzi sobie z tym bałaganem, jaki teraz jest.
- Miejmy nadzieję, że poradzi cokolwiek.
- Powinniśmy już lecieć na zaklęcia.
- Agnes, przerwa kończy się za dwie minuty a i tak Flitcwik zawsze się spóźnia.
- Weasley się spóźni, lepiej, żebyśmy razem z nim nie biegli do klasy.
- Jasne.
- Dobra, dziewczyny, nie kłócicie się, ewentualnie możemy już iść.

Zgodnie z zapowiedzią Anastazji, zaklęcia rozpoczęły się równo z dzwonkiem, a Ronald spóźnił się na nie całe osiem minut.

***

Przyjaciele mogli spokojnie porozmawiać dopiero wieczorem. Spotkali się w gabinecie Seva, gdzie Harry musiał im dokładnie opowiedzieć co takiego robił. Chłopak nie podzielił się z nimi wszystkimi wspomnieniami, starannie wybierał te najmniej znaczące, te bardziej ludzkie. Nie chciał, by dowiedzieli się o wymyślnych torturach, jakich zadawania się uczył. O tym, jak patrzył na rozrywane ciała, a te zawsze wracały do sowich poprzednich kształtów, by moc rozerwać się znowu i znowu. Wystających kości, wyszarpanych kawałków mięsa, z których wciąż ciekła krew. Brunet chciał zapomnieć o tych wszystkich poparzonych, zgniłych ciałach, osób nie liczących na śmierć. Ludzi poprzebijanych na wylot szpikulcami, przez które płynął prąd, których dla zabawy wrzucano do wody. Jednak w końcu każdy człowiek, który odbył już swoją karę ulegał unicestwieniu. Diabły zanurzały go w rzece ognia. Taka osoba kończyła swoją pokutę, przestawała istnieć.

Lucyfer nauczył go całkowitego pozbawienia uczuć, kiedy torturował innych. Mógł to robić, nie czując żadnych wyrzutów sumienia. Czasami wręcz potrafił zrozumieć, jak bardzo fascynujące może być patrzenie na ból drugiego człowieka. W takich chwilach bał się samego siebie. Nie chciał aby swoją wiedzę i umiejętności wykorzystać poprzez stanie się poplecznikiem lub drugim czarnym lordem.
Szatan bardzo często rzucał zaklęcia na niego chcąc go przyzwyczaić do bólu bez ukazywania emocji. Według Lucyfera ból dopiero zaczynał się tam, gdzie kończy się wytrzymałość ludzka. Na szczęście wziął pod uwagę fakt, że Harry chciał wrócić żywy do swojego świata i starał się nie rzucać na niego zaklęć, które stale zniekształciłyby ciało.

Harry Potter i Władca MagicznychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz