Atak

4.3K 209 39
                                    

ULICA POKĄTNA

Niespodziewanie na pustej ulicy przed bankiem Gringotta pojawiło się ponad 300 zamaskowanych postaci. Wśród nich można było wyróżnić szóstkę - od razu nasuwała się myśl, że to oni tutaj dowodzą. Postacie te stały dumnie wyprostowane. Biła od nich niesamowita moc. Nie była jednak ona zła, ani dobra. Była neutralna, tak jak te postacie. Rozum podpowiadał, aby się ich bać, jednak serce skakało z radości na ich widok. Czuło, że to wybawcy, jednak nikt nie podejrzewał kto to może być.

Draco i Cornelia zaczęli zakładać barierę antydepotacyjną na całym obszarze, Seamus i Anastazja zabezpieczyli domy oraz ich mieszkańców. Zaś Hermiona i Harry nakładali potrzebne zaklęcia na bronie ich wojowników oraz czar dzięki, któremu tylko oni mogli się deportować w razie potrzeby. Kiedy wszystko było gotowe,oddziały demonów i druidów wraz z władcami przeszli na drugi koniec ulicy,wampiry i krasnoludy ustawiły się mniej więcej na środku ulicy, tyle że po dwóch różnych stronach, a elfy i nadludzie zostali przed bankiem Gringotta. Pochwili można było usłyszeć mnóstwo charakterystycznych dźwięków teleportacji.Po twarzach przybyłych można było odczytać strach i ogromne zaskoczenie. Nie takie widoku się spodziewali. Byli wręcz pewni, że to będzie kolejna szybka misja. A tu... niespodzianka!

-Teraz!!!- wrzasnął, jak najgłośniej Dervil. Po chwili w stronę śmierciożerców poleciał grad strzał. W tym samym czasie, kiedy pierwsze strzały zaczęły przeszywać ichciała, pozostałe oddziały ruszyły.

*PUNKTWIDZENIA HARRE"GO*

Na pierwszą walkę postanowiłam wziąć moją ulubioną, najwspanialszą katanę, którą dostałam od rodziców jako wszystkie zaległe prezenty urodzinowe. Była ona długa, zrobiona z niezniszczalnego metalu. Rękojeść była czarna wykładana szafirami, rubinami, diamentami i wszystkim czym się świeci. Jednak nie przeszkadzało to w jej trzymaniu. Wręcz przeciwnie. Była niezwykle lekka i świetnie wyważona. Na klindze błyszczało wyryte moje pełne imię i nazwisko. W pewnym momencie aportowali się śmierciożercy. Widać było, że nie spodziewają się czegoś takiego.

-Teraz!!- krzyknąłem najgłośniej jak potrafiłem, korzystając z chwili nie uwagi śmierciożerców. Natychmiast w stronę gadzin poleciały elfie strzały. Wszyscy ruszyli do walki.

Biegłem jak oszalały. Ciach - pierwszy cios i pierwsza śmierć z mojej ręki. Siekałem,ciachałem, waliłem, kopałem, łamałem... nikt nie przeżywał spotkania ze mną.Kątem oko widziałem latające poszczególne części ciała śmierciożerców. Na razie nikt z naszych nie umarł, co już było dla mnie wielkim szokiem. Nie wiedziałem,ze mam tak wspaniałych wojowników! Moja katana i ja byliśmy idealni dopasowani.Wychodziło nam każde uderzenie, każde cięcie, każde obrona. I nagle zobaczyłem Jego! Walczył w samym środku placu wraz z ... Draco!! Zamarłem. Draco był świetnie wyszkolony, jednak Lucjusz miał doświadczenie. Co gorsza Draco mógł go tylko zabić, bo na pewno nie miał broni palnej z srebnymi kulami. I właśnie w tej chwili mnie oświeciło. Przecież ja mam taką przy sobie! Dostałem „BlackRose" od Boga na zakończenie szkolenia. Jednak nie miałem na razie jak mu jej podać. Nie mogę się przecież wtrącać. Oni muszą to załatwić między sobą, raz na zawsze. Krążyłem nie daleko, aby w odpowiedniej chwili podać pistolet Dragowi.Oczywiście nie chodziłem w kółko czekając jak idiota, aby ktoś mnie walnął.Zabijałem wszystkich śmieciów jakich miałem w zasięgu katany. Nagle Draco oberwał mocno w ramię i upadł. Lucjusz z perfidnym uśmiechem na twarzy zbliżał się do niego. Graco był bez broni, miecz zabrał mu Malfoy. Senior właśnie pochylił się nad swoim synem, a ja podszdłem jak najbliżej się dało, aby usłyszeć co on tam za głupoty bredzi.

-I co Draco? Nie jesteś taki silny. Potter zrobił ci pranie w mózgu. Zostaw go!Wróć do Czarnego Pana. On jest jedynym panem tego świata. Powinien ci wybaczyć,chociaż bez kary się nie obejdzie. Ja też ci mogę wybaczyć. I co ty na to?

Harry Potter i Władca MagicznychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz