- Nina – powiedział cicho, wciąż się uśmiechając. Czas się zatrzymał, a świat przestał istnieć. Stała i po prostu na niego patrzyła. Chłonęła wzrokiem każdy centymetr jego twarzy. Ludzka pamięć bywa zawodna, już zapomniała jak bardzo był przystojny. – Cześć, kopę lat – dodał po chwili i miał rację. Nie widzieli się ponad dwa miesiące.
- Hej, dobrze cię widzieć – odparła po chwili. Jej serce cały czas waliło jak dzwon. Fakt, że nie widzieli się tak długo spowodował, że była bardzo zdenerwowana i znów plotła głupstwa.
- Czekaj, czekaj... chyba nie chcecie mi powiedzieć, że Nina daje korepetycje z języków Domenowi?
- A co w tym złego? Jest bardzo skuteczna – powiedział natychmiast młodszy.
- Nic złego, mogłeś się pochwalić – uśmiechnął się do niej.
- A to by coś zmieniło? – zapytał Domen, a ona zamarła.
- W sumie to nie. I tak cały czas trenuję – odparł, a jej uśmiech zszedł z twarzy. Zrobiło jej się smutno, przykro, słabo, gorąco i to najgorzej, że wszystko naraz. Poczuła palące łzy w oczach i jedyne czego chciała w tamtym momencie to jak najszybciej stamtąd wyjść. Inaczej go zapamiętała. Gdy spotkali się w Planicy był całkiem inny. Miły i czarujący, a teraz? Zbyt pewny siebie.
- Lepiej już pójdę. Do zobaczenia we wtorek – zwróciła się do Domena, nie patrząc na jego brata.
- Cholera, zapomniałem ci powiedzieć. W poniedziałek jedziemy na tygodniowe zgrupowanie do Hinterzarten i wracamy w niedzielę. Więc następny raz będzie chyba dopiero... - zerknął na telefon – siódmego czerwca.
- Ok, w takim razie do siódmego czerwca. Cześć – bąknęła w stronę Petera i wyszła szybko z ich domu.
Drogę na przystanek pokonała biegiem, chcąc jak najszybciej oddalić się od Prevców. Dobrze, że Domen ma to zgrupowanie, w przeciwnym razie prawie na pewno odwołałaby następne spotkanie. Musiała od nich chwilę odpocząć, nabrać dystansu, bo za bardzo się z nimi spoufaliła. Za bardzo zbliżyli się do siebie z najmłodszym z braci, a to było niepotrzebne. Prawdopodobnie wraz z końcem roku szkolnego ich drogi się rozejdą i znów zostanie sama. W głębi podświadomości wiedziała o tym, że korki nie będą trwały wiecznie. Chciała jednak cieszyć się tym, co przynosi jej codzienność w postaci trzykrotnych wizyt w ciągu tygodnia w ich domu. I ma teraz za swoje.
Ale w sumie to czego się spodziewała? Że Peter na jej widok rzuci się jej w ramiona? Była taka naiwna. Dawno o niej zapomniał, skupił się na skokach, a ona jak kretynka wyobrażała sobie Bóg wie co. Przecież do przewidzenia było, że to i tak się nie uda. Są przecież z kompletnie innych światów. Nie pasowali do siebie, jako kumple wyglądali by dziwnie. On – człowiek sukcesu i ona – życiowa nieudaczniczka. To nie miało prawa bytu.
Kolejne dni były do siebie podobne – tak samo beznadziejne. Z rozpaczą odkryła jak mocno w ciągu tego miesiąca przywiązała się do Domena. Brakowało jej go. Jego głupich żartów, ciętych ripost i głośnego rechotu. Sytuację jako tako ratował fakt, że zbliżała się sesja i cały wolny czas poświęcała na naukę. Brak korepetycji w tym jednym przypadku był jej na rękę – mogła w spokoju i bardzo skrupulatnie przygotować się do egzaminów. Skoro jej życie towarzyskie nie istniało, całą uwagę skupiała na nauce. Przez całe studia miała same piątki, a uczenie się nowych rzeczy sprawiało jej przyjemność. Lubiła dla odstresowania rozwiązywać gramatyczne zadania z języków, co dla innych ludzi było oznaką skrajnej głupoty czy nudy. Ale ona to lubiła. Doskonaliła w ten sposób swój warsztat. Nocami nie mogła zmrużyć oka i roztrząsała raz po raz wszystkie trzy spotkania z nim. Zamykała oczy i widziała jego twarz, jak patrzy na nią z pogardą. Co prawda nigdy tego nie doświadczyła, ale jej dobrze rozwinięta wyobraźnia radziła sobie nie z takimi brakami. Najczęściej więc przewracała się z boku na bok, budząc przy tym Tinę. Nie pomagało ciepłe mleko ani wieczorne spacery. Zmuszona była robić sobie krótkie drzemki w ciągu dnia, żeby jakoś funkcjonować.
YOU ARE READING
The unexpected life [Peter Prevc & Andreas Wellinger] (zawieszone)
FanfictionŻycie potrafi spłatać figla. Ona wie coś o tym. Czasami nawet wie aż za dobrze. Gdyby wziąć sobie do serca sentencję: Co Cię nie zabije, to Cię wzmocni, byłaby już twarda jak diament. Niestety, nie jest. Los nie oszczędzał jej ani jej najb...