Nowy Rok przywitał Garmisch-Partenkirchen nową porcją śniegu. Obudziła się dość wcześnie, nie było nawet ósmej. Szybko się ogarnęła i poszła na śniadanie. Dziś czekało ją dużo pracy. Ale była to praca bardzo przyjemna. Peter wygrał drugi konkurs z rzędu i powiększył swoją przewagę nad Kamilem Stochem. Co prawda jedynie o kilka punktów, ale zawsze to coś.
Poniedziałek był przeznaczony na regenerację i lekki trening na sali. Popołudnie i wieczór spędziła z Prevcem leżąc na łóżku w jej pokoju i gadając o głupotach. Nie mieli zbyt wielu okazji by razem się zresetować, ale spodobało jej się to. Zgodnie stwierdzili, że muszą powtarzać to częściej.
Oficjalnie rozpłakała się dwa dni później słuchając Zdravljicy, która rozbrzmiała na zeskoku Bergisel na cześć Petera, który był na najlepszej drodze do tego, by zwyciężyć w Turnieju Czterech Skoczni. Był też o krok od tego, by wygrać wszystkie cztery konkursy. Tym razem to Karol rozmawiał z Peterem, zaś jej przypadł w udziale Michael Hayböck. Który okazał się być prawdziwą kulką szczęścia. Ostatecznie stanęło na tym, że przez pół godziny zachwycali się Barceloną i znów miała lekką obsuwę w wywiadzie.
- Nina, deadline to deadline. Nie możesz ot tak go olewać – zaczął wyrzucać jej Martin od razu gdy przekroczyła próg biura prasowego.
- Przepraszam. Po prostu porwała nas dyskusja...
- ...Podejrzewam, że nie na temat skoków narciarskich. Nieważne, za karę zrobisz dodatkowy wywiad – westchnęła.
- Z kim?
- Tutaj akurat powinnaś być zadowolona.
- Prevc? – zapytała, a jej twarz rozpromienił uśmiech.
- Niestety nie tym razem. Gregor Schlierenzauer – usłyszała, a kolana się pod nią ugięły. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Jeśli to w ogóle możliwe.
Gregor był jej pierwszym (i jak na razie jedynym prawdziwym) sportowym crushem. Po śmierci taty nie miała ulubionego skoczka (kibicowała Janne Ahonnenowi, ale o tym kiedy indziej) i dopiero pojawienie się Gregora Schlierenzauera na skoczniach świata sprawiło, że co tydzień z wypiekami na twarzy śledziła rywalizację. Oczywiście parę sezonów później to wszystko zostało zweryfikowane przez niejakiego Petera Prevca, jej rodaka, itd. Ale umówmy się, nastoletni Peter nie dorastał do pięt nastoletniemu Gregorowi. Poza tym, mając już „ulubionego" (czyt. najprzystojniejszego) skoczka, nie zwracała po prostu uwagi na urodę innych zawodników. Sfera pozasportowa w ogóle ją nie interesowała, to jak skoczek wygląda bez kasku, czy ma dziewczynę, itd. (chyba że chodziło o Austriaka). Nie miała do tej pory okazji by go poznać, by chociażby zobaczyć go na żywo (!), trochę więc obawiała się o swoje serce.
Jak zwykle niepotrzebnie. Gregor okazał się cudownym towarzyszem rozmowy. Nawet się nie obejrzała, a skoczek wyłączał silnik na parkingu w Bischofshofen.
- Zdajesz sobie sprawę, że większości naszych dialogów nie możesz upublicznić, prawda? – zapytał i uśmiechnął się łobuzersko. Zaśmiała się i wyłączyła dyktafon. Miał rację, nie mogła, bo gadali o takich bzdurach, że głowa mała. – Wyślesz mi potem ten tekst, prawda? Wolałbym go przeczytać, zanim zostanie puszczony w eter.
- Cholera, Gregor – spojrzała na niego poważnym wzrokiem. – A więc jednak jesteś człowiekiem. Masz wadę, a to oznacza, że nie jesteś przybyszem z kosmosu – parsknął śmiechem, słysząc jej oskarżenie.
- Wiem, wiem, jestem idealny – powiedział i przeczesał palcami włosy. – Żaden tam Prevc nie jest ode mnie lepszy. – Drgnęła, gdy usłyszała nazwisko Słoweńca. Cholera. Nie pomyślała o nim ani razu odkąd Martin powiedział jej, że będzie gadać z Gregorem. Na pewno się martwił, gdy nie dawała znaku życia od kilku godzin. A obiecała mu, że pojadą razem do Bischo...
YOU ARE READING
The unexpected life [Peter Prevc & Andreas Wellinger] (zawieszone)
FanficŻycie potrafi spłatać figla. Ona wie coś o tym. Czasami nawet wie aż za dobrze. Gdyby wziąć sobie do serca sentencję: Co Cię nie zabije, to Cię wzmocni, byłaby już twarda jak diament. Niestety, nie jest. Los nie oszczędzał jej ani jej najb...