Część II - Rozdział 28

537 61 18
                                    


Telefon dzwonił co jakiś czas, jednak nie miała ochoty z nim gadać. Wiedziała, że to Andreas i celowo nie odbierała. Nie mogłaby teraz spojrzeć mu w oczy, więc odwlekała ich spotkanie najdłużej jak się dało. Siedziała bez ruchu na łóżku w hotelowym pokoju i niewidzącym wzrokiem wpatrywała się w ścianę. Do teraz pamiętała moment, w którym Peter powiedział jej, że Mina jest w ciąży. Że twierdzi, że to jego dziecko, chociaż on nie pamięta, żeby się z nią przespał. Zrobiła mu awanturę o to, że poszedł z nią do łóżka kompletnie pijany i tego nie pamięta, a tymczasem... prawdopodobnie zrobiła to samo. Czuła obrzydzenie do samej siebie, bała się spojrzeć w lustro. Bała się zobaczyć w swoich oczach poczucie winy. Nie martwiło ją to, że prawdopodobnie przespała się z Peterem, tylko że niczego nie pamięta. Nie pamiętała co robiła, co mówiła.

Jej rozmyślania przerwało pukanie do drzwi. Ani drgnęła, miała bowiem nadzieję, że gość da za wygraną i sobie pójdzie. Nic z tych rzeczy. Westchnęła zrezygnowana i poszła otworzyć. Za drzwiami ujrzała młodą, dwudziestoparoletnią dziewczynę.

- Tak? – zapytała nerwowo.

- Dzień dobry, przyszłam powiedzieć, że doba hotelowa kończy się za piętnaście minut. Może pani przedłużyć swój pobyt, ale musi pani osobiście pójść...

- Nie będzie takiej potrzeby. Zaraz zwolnię pokój – odparła i zamknęła drzwi.

Spojrzała w dół, wciąż miała na sobie koszulkę Petera. Ściągnęła ją i ubrała fisowski dres. Wrzuciła resztę rzeczy do walizki i kilka minut później zeszła na dół. Oddała klucze i wyszła na dwór. W twarz uderzyło ją chłodne, górskie powietrze. To nieco ją otrzeźwiło. Podeszła do swojego auta, otworzyła je i wsiadła do środka. Nie powinna prowadzić, biorąc pod uwagę, że urwał się jej film. Musiała jednak wrócić jakoś do Monachium, a wszystko wskazywało na to, że pozostali już to zrobili.

***

Droga zajęła jej ponad pięć godzin, bowiem w pewnym momencie zaczął lać deszcz. Gdy wreszcie wyłączyła silnik pod swoim blokiem, zmęczona oparła czoło o kierownicę. Była wykończona, jedyne o czym marzyła, to pójść spać i zapomnieć o tym co się stało. Obudzić się rano i stwierdzić, że to wszystko było tylko złym snem. Westchnęła cicho i wyszła z auta. Nim dotarła do drzwi, była już cała mokra, ale nie przejęła się tym zbytnio. Weszła na klatkę i powoli, powłócząc nogami, zaczęła wchodzić na szóste piętro. Gdy wyszła do hallu, nogi niemal się pod nią ugięły. Pod drzwiami jej kawalerki siedział Andreas. Czekał na nią. Cholera.

- Jesteś wreszcie. Myślałem już, że coś się stało – powiedział, przytulając ją. Spięła się i natychmiast wyplątała z jego objęć.

- Deszcz mnie zatrzymał – odparła niewyraźnie, otwierając drzwi i wchodząc do środka. – Wszystkiego najlepszego – dodała. Podeszła do szafki, wzięła szklankę i nalała sobie wody. Wypiła całą duszkiem, ale palenie w gardle nie ustąpiło.

- Dziękuję – odparł wesołym tonem. Jej nie było do śmiechu, miała ochotę się rozpłakać. Musiała mu powiedzieć, nawet jeśli to wiązałoby się z ich rozstaniem. Poczuła, że stoi za nią. Wzięła głęboki oddech i odwróciła się.

- Muszę powiedzieć ci coś ważnego... - zaczęła niepewnie, a on uśmiechnął się.

- Wiem, ja ciebie też – powiedział i pocałował ją. Cała jej odwaga poszła w cholerę. – Chyba powinienem dostać prezent na urodziny, nie sądzisz? – Znała ten ton. Zacisnęła oczy, ale to nic nie dało. Wciąż stała w kuchni swojej kawalerki, a Andreas powoli odsuwał zamek jej bluzy.

The unexpected life [Peter Prevc & Andreas Wellinger] (zawieszone)Where stories live. Discover now