Część II - Rozdział 5

1.2K 89 18
                                    

W momencie gdy ich usta się ze sobą zetknęły, cała złość z niej uleciała. Początkowo była lekko zdezorientowana, ale już po chwili poczuła, że wszystko jest na właściwym miejscu. Peter objął ją w pasie, zmniejszając przestrzeń między nimi do zera. Zdawała sobie sprawę z tego, że chłopak zaliczył dzisiaj upadek na skoczni, starała się więc nie sprawiać mu dodatkowego bólu. Nieśmiało wplotła palce w jego włosy. Westchnął cicho w jej usta, co nieco ją ośmieliło. Mniej więcej po minucie odsunęła się od niego, by zaczerpnąć powietrza. Kilka sekund później otworzyła oczy i ujrzała uśmiechniętą twarz Petera. Brakowało jej tego widoku. Mimowolnie się uśmiechnęła, a on ponownie skradł jej pocałunek.

- Co ty ze mną robisz, Zagar – szepnął, opierając swoje czoło o jej. Był wyższy mniej więcej o dziesięć centymetrów, miała więc nadzieję, że nie jest to dla niego zbytni dyskomfort.

- Sieger – odpowiedziała.

- Hm?

- Zmieniłam nazwisko na panieńskie mamy. Teraz nazywam się Sieger. Niemcom łatwiej je wypowiedzieć.

- Pewnie dlatego, że jest niemieckie.

- Zapewne. Przepraszam za to, jak cię potraktowałam po pogrzebie.

- Nie przepraszaj. Starałem się to zrozumieć.

- Udało się?

- Niespecjalnie – zaśmiali się cicho. – Wiesz, chyba usiądę. Trochę bolą mnie plecy – pocałował ją w policzek i poszedł usiąść na ławce. Wyciągnął dłoń w jej stronę, a ona z chęcią usiadła obok niego. – Tęskniłem za tobą, Nins – opuszkami palców dotknął delikatnie jej policzka. Odwróciła wzrok, nie mogła znieść widoku jego oczu. Każde kolejne słowo coraz bardziej łamało jej serce. Nie chciała nawet sobie wyobrażać jak musiał się czuć przez ten czas. A najgorsze było to, że to ona była powodem jego cierpienia. Jej ucieczka. Kolejna zresztą.

- Przepraszam, Pero. Nie wytrzymałabym w Kranju ani dnia dłużej. Wszystko przypominało mi mamę. Nawet ty – przestała już powstrzymywać łzy, które od razu pociekły po jej policzkach. Zdawała sobie sprawę z tego, że najpewniej cały tusz spłynął z jej rzęs. Cóż, nie planowała płakać.

- A Domen nie?

- Co masz na myśli?

- Z nim rozmawiałaś normalnie. Przez cały ten czas.

- O nim jej nie mówiłam. A o tobie tak. Zapewne niewiele z tego co mówiłam do niej docierało... – każde kolejne słowo było coraz bardziej niewyraźne.

- Ciiii... już dobrze. – Chłopak przyciągnął ją do siebie i przytulił mocno. Czuł jakby każde żebro toczyło co najmniej walkę bokserską, ale zacisnął zęby. Nie on teraz był najważniejszy. Przez kilka minut głaskał ją po włosach, a z każdym jej szlochem jego klatkę piersiową przeszywał ból.

- Przepraszam. Nie powinnam się tak rozklejać – powiedziała cicho po jakichś dziesięciu minutach.

- Przeczytałem gdzieś, że jak się trochę popłacze, to emocje trochę się uspokajają.

- Nie wiem czy to zasługa płakania czy twoja, ale rzeczywiście trochę mi lepiej.

- Mi pomagało...

- Płakałeś? – odsunęła się od niego natychmiast. – Przeze mnie?

- Najważniejsze, że było mi lepiej. Nie martw się tym. Teraz będę płakać ewentualnie ze szczęścia. – Spuściła wzrok i jęknęła. – Co jest?

- Spójrz na swoją koszulkę – pokazała na nią palcem. Na lewym obojczyku była czarno-kremowa plama tuszu i podkładu. – Przepraszam. Postaram się to wyczyścić. I doceniam to, że wytrzymałeś cały ten czas jak cię bolało. Nie zaprzeczaj, przecież twoje ciało to jeden wielki siniak. – Pogroziła mu palcem, gdy otworzył usta, by zaprzeczyć. – Zbieramy się? – spojrzała na zegarek. – Kwalifikacje zakończyły się półtorej godziny temu. – Pokiwał głową. Pomogła mu włożyć kurtkę (swoją drogą zastanawiała się, jak zniósł jej dziesięciominutowy płacz, skoro nie potrafił sam ubrać kurtki), po czym wyszli z domku. – Jak wrócimy do hotelu? – zapytała, gdy uderzyło ich chłodne powietrze.

- Przyjechaliśmy autem.

- Ze Słowenii? – spytała zdziwiona.

- Tak, zdecydowanie bardziej się to opłaca niż najmowanie całego autobusu. Tylko nie wiem, jak będę prowadził. Nawet oddychanie zaczyna mnie boleć. – Wyciągnęła rękę, a on splótł ich palce.

- Super, Peter, bardzo się cieszę. Ale wyciągnęłam rękę po kluczyki. – Przystanął.

- Słucham? Chcesz prowadzić moje auto?

- Zawsze możemy iść pieszo, skoro tak bardzo cię boli, że nie możesz prowadzić. Do hotelu jest siedem kilometrów. Sprawdzałam – dodała szybko. Po chwili wybuchła śmiechem. Nie pamiętała, kiedy ostatnio miała taki dobry humor. – Nie boisz się lecieć na nartach ćwierć kilometra, a boisz się powierzyć auto swoje dziewczynie? To znaczy... - No to pięknie. Ale się wkopała.

- Uf, czyli określanie statusu naszego związku mamy już za sobą. Dobrze, tylko proszę, uważaj. Jest strasznie ślisko, moja dziewczyno – upuścił kluczyki na jej wyciągniętą dłoń. Dobrze że było ciemno, przynajmniej nie widział tego ogromnego rumieńca, który pojawił się na jej twarzy.

Całą drogę do samochodu Słoweńca panowała cisza, przerywana tylko wybuchami śmiechu Petera. Najchętniej zapadłaby się pod ziemię, gdyby to było możliwe. Chciała wsiąść do środka od strony kierowcy, jednak drugi raz tego dnia chłopak zatrzasnął jej drzwi przed nosem. Odwróciła się przodem do niego, z zamiarem zapytania o co znów mu chodzi, ale nie zdążyła powiedzieć słowa. Skoczek popchnął ją na auto i złączył ich usta.

- Ktoś nas zobaczy – wymamrotała między pocałunkami.

- Szczerze? Mam to gdzieś – odparł i ponownie ją pocałował. Po kilku sekundach zdecydowanym ruchem odsunęła go od siebie. – Co jest?

- Nie czujesz? Ślina zaczyna mi zamarzać. Jest chyba z minus piętnaście stopni, a tobie się całusów zachciało. – Otworzyła drzwi i wsiadła do środka. Peter jęknął zrezygnowany i poczłapał na swoje miejsce. Przekręciła kluczyk w stacyjce i odwróciła się przodem do niego. – Nie, że mi się nie podobało. Po prostu tam było za zimno. – Milczał. Przysunęła się więc do niego i przycisnęła usta do jego chłodnego policzka. Dalej nic. – Następnym razem jak będziesz miał okres to daj znać. Zabiorę ze sobą podpaski. Chyba że wolisz tampony, hm? – Jej cel został osiągnięty, bo chłopak parsknął śmiechem.

- Nie myśl, że już mi przeszło. Odbiję to sobie w hotelu.

- Z przyjemnością, panie Prevc. Z największą przyjemnością.



NIE BĘDZIE kolejnego rozdziału jeśli nie określicie się kogo wolicie: mamę Prevc czy tatę Prevca.

P.S. Chyba się zabiję, jeśli Petera nie będzie w Zakopanem. Komu będę wtedy kibicować? Ktoś jeszcze się wybiera?

The unexpected life [Peter Prevc & Andreas Wellinger] (zawieszone)Where stories live. Discover now