Od jakiejś minuty stała pod drzwiami ich domku i próbowała zebrać w sobie na tyle odwagi, by zapukać do drzwi. Minęło jeszcze kilkadziesiąt sekund, gdy wreszcie zmusiła się do tego by podnieść rękę i zastukać do drzwi. Niemal w tej samej sekundzie jej oczom ukazał się Goran Janus.
- Cześć, Nina. Wejdź, czekaliśmy na ciebie – przesunął się na bok, robiąc jej miejsce, by weszła do środka. Zrobiła to z przyjemnością, bowiem na dworze było bardzo zimno. Tak jak się tego spodziewała, w domku był też Peter. Widziała go pierwszy raz od ponad dwóch miesięcy. Odkąd... odkąd zerwała z nim wszelkie kontakty. Stał odwrócony tyłem do wnętrza domku, ale i tak zdążyła zauważyć, że mocno schudł.
- Chciał pan ze mną porozmawiać. Więc słucham – powiedziała i rozpięła kurtkę, bo różnica temperatur była odczuwalna.
- Tak, wiesz zapewne na jaki temat – zaczął Goran.
- Szczerze mówiąc, nie za bardzo – nie miała nic do stracenia (bo wszystko już straciła na własne życzenie), więc postanowiła grać debilkę. Zdjęła kurtkę i rzuciła ją na ławkę.
- Chodzi o Petera. Wiesz zapewne, że kiepsko teraz u niego z formą – spuścił wzrok na swoje splecione palce i przełknął ślinę. – Nie zrozum mnie źle, Nino, ale musiałem wyciągnąć z niego co mu leży na wątrobie. Tutaj zdecydowanie nie chodzi o dysfunkcję fizyczną, ewidentnie jest jakiś problem psychiczny. Wycisnąłem to z niego siłą... i powiedział mi, że chodzi o ciebie. Nie wiem, co się dzieje między wami, ale może spróbujecie to poukładać, hm? Nie chcę wywierać na was presji, to wasze życie. Ale sezon już w pełni się rozpoczął, a sama wiesz na pewno jak Pero skacze. Załatwcie to, potrzebujemy Petera w drużynie – zakończył swój wywód i wyszedł, nawet nie dając jej dojść do słowa. Przełknęła ślinę i poczuła, że jej dłonie zaczynają się pocić, a serce przyspiesza swoje bicie. Wzięła głęboki oddech, chcąc coś powiedzieć, ale On odezwał się pierwszy.
- Nie musisz traktować poważnie jego słów. Jak zwykle przesadza. Potrafię sam zadbać o... - odwrócił się wreszcie i zamarł. Nie tylko on zmienił się przez ten czas. Ona też sporo schudła, przez co wyglądała doroślej. Szkoda tylko, że wszyscy to zauważali, tylko nie ona. -... o siebie – dokończył. Najchętniej podbiegłaby teraz do niego i przytuliła najmocniej jak umiała. Ale po pierwsze, na pewno był potłuczony, a po drugie wyraźnie dał jej do zrozumienia, że nie chce mieć z nią nic wspólnego. Patrzyli na siebie bez słowa jeszcze przez kilka sekund. Potem ona sięgnęła po swoją kurtkę i wyszła bez słowa. Uciekła. Znowu.
Jeszcze tego samego wieczora wyjechała z Engelbergu. Nie wytrzymałaby tam ani chwili dłużej. Następnego dnia zawody wygrał Domen. Po odczekaniu jakichś dwóch godzin, postanowiła do niego zadzwonić. Niemal rutyną w tym sezonie było, że po każdym konkursie rozmawiali. Chłopak twierdził, że te rozmowy dużo mu dają, a ona cieszyła się, że może pomóc. Tym razem jednak najmłodszy z Prevców nie odebrał. Po kilku minutach spróbowała ponownie. Znów nic. Próbowała jeszcze parokrotnie, łaskawie podniósł słuchawkę chyba dopiero za dziesiątym razem.
- Cześć Domen, czemu nie odbierasz?
- Nie miałem czasu - odparł wymijająco.
- Rozumiem, poniosła cię sława. Gratu...
- Zresztą ochoty też za bardzo nie - przerwał jej w pół słowa.
- Mogę zadzwonić później.
- Nie, Nina. Po prostu... najlepiej będzie jeśli w ogóle nie będziesz już dzwonić. - Zabolało.
- Słucham?
- Uparłaś się, żeby mi pomagać z psychiką, problem w tym, że ja... nie chcę twojej pomocy. Nie potrzebuję jej. Potrafię sam zadbać o dobrą kondycję psychiczną. Nie potrzebuję niańki, która po każdym konkursie dzwoni, żebym zameldował jak się czuję. - Przez kilka sekund panowała cisza. Próbowała zebrać mysli, żeby cokolwiek odpowiedzieć, ale było to wyjątkowo trudne.
- Wydaje mi się, że do tej pory nie narzekałeś.
- Bo nie dałaś mi dojść do słowa - próbowała jakoś się trzymać, ale łzy już zaczęły spływać po jej policzkach.
- Uh, w takim razie przepraszam, że zabierałam pana cenny czas, panie Prevc - wyszeptała z zaciśniętym gardłem, po czym rozłączyła się i rzuciła telefon na łóżko.
Zmienił się. To całe liderowanie go zmieniło. Bezczelny gówniarz. Po konkursie w Lillehamer sam zadzwonił, żeby się wypłakać. I on będzie jej teraz zarzucał, że to ona go do tego zmuszała! Jak można mieć taki tupet? Czyli jednak to co pisali o nim było prawdą. Sodówka zaczyna mu uderzać do głowy. Jeszcze chwila i dzieciak popadnie w samozachwyt.
Utyskiwała na niego jeszcze jakieś pół godziny. No dobrze, skoro tak chce, to ona nie będzie mu więcej zawracać głowy. Ale podświadomie czuła, że za niedługi czas on sam wróci do niej z podkulonym ogonem i będzie prosił o chwilę rozmowy.
Było już grubo po dziewiątej, gdy usłyszała dzwonek do drzwi. Zdziwiona spojrzała na zegarek, bo kogóż by tam niosło? W pierwszej chwili chciała nawet nie otwierać, ale ktoś dzwonił i dzwonił. Podeszła cicho do drzwi i przyłożyła do nich ucho. Nic, cisza. Tylko kolejny dzwonek.
- Kto tam? - zapytała, ale nikt nie odpowiedział. Usłyszała tylko ciche pukanie. Cholera. Znała tylko jedną osobę, która puka w taki sposób. Nie, to nie możliwe. Wzięła głęboki oddech i uchyliła nieznacznie drzwi. Było dokładnie tak jak myślała. - Peter? A co ty tutaj robisz?
bnfkdlvmnbhgjrfodclkjbgnrf,mdcl;vbkjmg, ❤️❤️❤️
Podoba się? Wreszcie jest jasne, że PETER ŻYJE! Cieszycie się? Koniecznie chciałam dodać rozdział przed Świętami. Udał mi się prezent?
Jeśli będziecie grzeczne (i będziecie ładnie komentować), to następny będzie w poniedziałek. Tak bardzo się wkręciłam, że napisałam kolejne pięć rozdziałów. Najchętniej opublikowałabym je wszystkie naraz, ale wtedy nie będzie zabawy :D Trochę cierpliwości.
Teraz najważniejsze: Wesołych (skocznych) Świąt ❤️❤️❤️ i szczęśliwego nowego roku :)))))
P.S. I nie odmawiajcie sobie żadnych pyszności :D
P.S.2. Dziękuję za ponad DWA TYSIĄCE wyświetleń i prawie DWIEŚCIE PIĘĆDZIESIĄT gwiazdek. Awww ❤️
YOU ARE READING
The unexpected life [Peter Prevc & Andreas Wellinger] (zawieszone)
FanfictionŻycie potrafi spłatać figla. Ona wie coś o tym. Czasami nawet wie aż za dobrze. Gdyby wziąć sobie do serca sentencję: Co Cię nie zabije, to Cię wzmocni, byłaby już twarda jak diament. Niestety, nie jest. Los nie oszczędzał jej ani jej najb...