Obudziło mnie pukanie do drzwi. Jęknęłam i przewróciłam się na drugi bok. Niestety mój gość był wyjątkowo upierdliwy i ani myślał dać mi spokój. Wstałam i powlokłam się otworzyć.
- Już myślałem, że cię nie ma... - Peter nie czekając na zaproszenie wszedł do środka.
- Spałam... - odparłam zachrypniętym głosem.
Prevc zamknął drzwi i przytulił mnie mocno. Nie powiem, spodobało mi się. Objęłam go w pasie i wtuliłam twarz w jego szyję. Nagle wziął mnie na ręce i podszedł do łóżka. Usiadłam na nim, a Pero klęknął obok mnie.
- Zostaniesz moją walentynką? – zapytał cicho.
Uniosłam brwi do góry, a on wyciągnął zza pleców czerwoną różę. Uśmiechnęłam się pod nosem i powąchałam kwiat, pachniał pięknie. Spojrzałam mu w oczy, a on uśmiechnął się uroczo. Podniosłam dłoń i przeczesałam mu włosy.
- Chętnie – powiedziałam cicho.
- Jest jeszcze wcześnie, możemy poleżeć jeszcze godzinkę...
Miał rację, była dopiero siódma. Słoweniec zdjął bluzę i buty i położył się na łóżku. Uśmiechnął się zachęcająco, ja jednak miałam inny plan. Odłożyłam różę na szafkę nocną i poszłam do łazienki. Załatwiłam podstawowe potrzeby i umyłam zęby. Kilka minut później byłam z powrotem w pokoju. Położyłam się obok Prevca, kładąc głowę na jego torsie. Od razu wplótł palce w moje włosy, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Po jakimś czasie Peter przewrócił mnie na plecy i oparł się na łokciu. Wręcz wypalał wzrokiem dziurę w moim ciele.
- Przestań... - bąknęłam speszona.
- Co mam przestać? – zapytał niewinnym tonem.
- Zawstydzasz mnie...
- Ach, tak? – uniósł brew do góry. – Prawie zapomniałem o jednym... - Tym razem to ja się zdziwiłam. – Wszystkiego najlepszego, kochanie...
- O Boże, zapomniałam o moich urodzinach.
***
- Podobało ci się? – zapytał Peter kilkanaście godzin później.
Pojechaliśmy do oddalonego o nieco ponad sto kilometrów Seulu. Spędziliśmy cały dzień w stolicy, na zwiedzaniu, poszliśmy oczywiście na pchli targ i do jakiejś knajpy na lokalne jedzenie. Plusem było to, że nikt nie rozpoznawał Petera, więc mogliśmy czuć się swobodnie.
- To były najlepsze urodziny w moim życiu...
Wyszliśmy z auta, zapięłam kurtkę, było mi cholernie zimno. Na dworze było chyba z minus dwadzieścia stopni.
- Mi też się podobało...
Peter stanął naprzeciwko mnie i przyłożył dłoń do mojego policzka.
- To były najlepsze walentynki w moim życiu – szepnął.
Uśmiechnęłam się, a po chwili poczułam na ustach czuły pocałunek.
- Chętnie bym to przedłużyła, ale boję się, że przymarzniemy do siebie...
- Chodźmy do środka – odparł Pero i pociągnął mnie w stronę hotelu.
Weszliśmy do budynku. Było już po jedenastej, po korytarzu nie kręciło się zbyt wiele osób. Postanowiliśmy pojechać windą. Gdy tylko drzwi zasunęły się, Peter przyciągnął mnie do siebie i wpił się zachłannie w moje usta. Wplotłam palce w jego włosy i oddawałam z pasją pocałunki. Gdy winda się zatrzymała, oderwaliśmy się od siebie niechętnie. Prevc spojrzał na mnie tak, że zmiękły mi nogi. Bez słowa ruszyliśmy w kierunku mojego pokoju. Atmosfera była gęsta, powietrze można było kroić nożem. Dłonie trzęsły mi się delikatnie, gdy otwierałam drzwi, co skoczek podsumował cichym śmiechem. Przewróciłam oczami i wreszcie udało mi się otworzyć te cholerne drzwi. Weszliśmy do środka, a Pero zatrzasnął je stopą. Zdjęliśmy kurtki i nie trudziliśmy się wieszaniem ich na wieszak – rzuciliśmy je po prostu na ziemię.
YOU ARE READING
The unexpected life [Peter Prevc & Andreas Wellinger] (zawieszone)
FanfictionŻycie potrafi spłatać figla. Ona wie coś o tym. Czasami nawet wie aż za dobrze. Gdyby wziąć sobie do serca sentencję: Co Cię nie zabije, to Cię wzmocni, byłaby już twarda jak diament. Niestety, nie jest. Los nie oszczędzał jej ani jej najb...