Część II - Rozdział 24

605 55 17
                                    


Podczas zimy nie miała okazji zawitać w Wiśle. Była wtedy chora, pojechała dopiero do Zakopanego. Zakopane... co tam się działo. Ale było, minęło. Musiała poczekać aż Martin przyjedzie z Genewy, więc na miejscu była dopiero w piątek przed południem. Pierwsze co rzuciło się jej w oczy, to tłum dziewczyn tłoczących się przed wejściem. Wyszła z auta i próbowała przedostać się do lobby.

- Najłatwiej będzie przez restaurację – usłyszała z tyłu. Odwróciła się i zobaczyła Simona Ammanna.

- Dzięki – odparła i uśmiechnęła się do skoczka. Odwzajemnił, co wywołało krzywe spojrzenia dziewczyn.

- Photo, please – zawołała jakaś dziewczyna, na oko piętnastoletnia, ciągnąc ją za ramię.

- I'm noone interested – odparła, wyrywając się i mierząc ją wzrokiem.

- You speak with Ammann – dodała jej koleżanka.

- Nini – nagle znikąd pojawił się Lanišek. – I'm sorry, girls, but she's mine – złapał ja za ramię i pociągnął w stronę recepcji.

- Nie wiem jak dziękować – uśmiechnęła się do niego szeroko.

- A ja wiem. Pogódź się...

- Proszę cię, Anže, nawet nie zaczynaj – ucięła ostro.

- No ale...

- Dziękuję za pomoc i powodzenia w konkursie – dodała i poszła w kierunku wind.

Po kilku minutach zapukała w jasne drewniane drzwi. Niemal natychmiast otworzyły się, a za nimi zobaczyła Andreasa.

- Jesteś wreszcie – jęknął i wciągnął ją do środka.

- Aż tak bardzo się stęskniłeś? – zapytała i uśmiechnęła się szeroko. – Nie widzieliśmy się jeden dzień.

- To o jeden dzień za dużo – odparł i popchnął ją na ścianę, przyciskając swoje usta do jej.

Początkowo takie zachowania zaskakiwały ją i nieco krępowały, ale teraz było już ok. Te kilka dni z nim uświadomiło jej, jak bardzo obaj się różnią. Są kompletnie inni. Wellinger miał w sobie pokłady spontaniczności, a ona była przyzwyczajona do planowanych z długim wyprzedzeniem działań. Lista rzeczy do wykonania i odhaczanie po kolei tych wykonanych. Z nim było inaczej. Nie mogła być pewna gdzie będzie za dziesięć minut, ale podobało się jej to. Chyba zmęczyła ją nieco rutyna. Potrzebowała nieco fantazji w swoim nudnym życiu.

- Cieszę się, że jesteś – szepnął po kilku chwilach, opierając swoje czoło o jej. Uśmiechnęła się delikatnie, słysząc jego słowa.

- Technicznie rzecz biorąc, jestem w pracy – wzruszyła ramionami. – Więc radzę ci dobrze dziś skakać.

- Będę, moja piękna. Na skrzydłach miłości polecę niczym ptak... - spojrzała wymownie w sufit, wywołując u chłopaka wybuch śmiechu.


Polskich kibiców można określić jednym słowem: szaleni. W żadnym innym kraju na trybunach nie ma tyle osób, co w Polsce. To była przyjemność i zaszczyt móc to oglądać na własne oczy. Chyba po raz pierwszy w ciągu tych kilku miesięcy większa część snapów przedstawiała kibiców i trybuny, a nie samych skoczków. Na skoczni zaś toczyła się bardzo zacięta rywalizacja. Polacy znów byli bezkonkurencyjni i okazali się bardzo niegościnni. Na drugim miejscu podium stanęli Norwegowie, o trzecią lokatę walczyli Słoweńcy i Niemcy. Ci pierwsi przez siedem skoków byli lepsi, jednak wszystko miało rozstrzygnąć się w ostatniej grupie. Bardzo jej się to nie podobało. Andreas Wellinger kontra Peter Prevc. Peter Prevc kontra Andreas Wellinger. Żaden z nich nie prezentował superformy, więc tutaj mogło się wydarzyć naprawdę wiele. Jako pierwszy na belce usiadł Niemiec. Od kilku minut stała w jednym z sektorów razem z Alice, która dokumentowała konkurs na instastory. Andreas sunął po rozbiegu, a potem w powietrzu, ona zaś nie czuła kompletnie nic. Nic, zero. Żadnego przyspieszonego bicia serca, ścisku w żołądku. Ot, kolejny skok, jeden z wielu. Tyle tylko że daleko. Milka boy skoczył ponad 130 metrów, a to oznaczało, że przed Prevcem trudne zadanie. Przybiła piątkę z Alice, ale myślami była już na belce startowej. Tak jak myślała, Peter ledwo dosięgnął punktu K. To oznaczało, że Niemcy rzutem na taśmę wskoczyli na podium.

The unexpected life [Peter Prevc & Andreas Wellinger] (zawieszone)Where stories live. Discover now