Rozdział 3

1.4K 90 11
                                    


Gdyby ktoś dwa dni temu powiedziałby jej, że spotka dwóch braci Prevców, najpewniej wyśmiałaby tego kogoś lub poleciła dobrego psychiatrę. A tymczasem to była prawda. Spotkała ich, a nawet rozmawiała (!) ze starszym z nich. Prawem serii powinna więc w sobotę spotkać Cene. Nic takiego jednak się nie stało, więc mogła po raz pierwszy tego weekendu w spokoju i skupieniu obejrzeć konkurs. Co prawda była to drużynówka, ale cały czas skoki. Czyli sport, który kochała. Naprawdę angażowała się w doping za każdym razem, gdy na belce zasiadał jej rodak. Jednak nie widziała tego dokładnie, bo miała tak beznadziejne miejsce, ale wierzyła spikerowi na słowo. Nie wiedzieć czemu, gdy na górze siadał Peter Prevc, jej serce zamierało i zaciskała kciuki tak mocno, że aż cierpły jej palce. Tłumaczyła sobie, że przecież jest najlepszym skoczkiem tego sezonu i szkoda by było, gdyby coś mu się stało przed konkursem finałowym.

Naprawdę cieszyła się wieczorem, gdy leżała już w łóżku, że ten dzień przebiegł bez większych rewelacji. Że mogła w spokoju skupić się na skokach. Ale z drugiej strony była nieco rozczarowana. Można powiedzieć, że niemal przyzwyczaiła się do Prevców. Boże, widziała ich dwa razy i dwa razy zrobiła z siebie kretynkę. Do czego tu się przyzwyczajać? Jutro ostatni konkurs, a potem wraca do Kranja i jej życie znowu będzie nudne.

Mimo to w niedzielę o świcie była w wyjątkowo dobrym humorze. Czuła podświadomie, że zdarzy się coś dobrego. Postanowiła ubrać się nieco ładniej, w końcu było zakończenie sezonu no i była niedziela. Założyła więc granatową koszulę, którą włożyła w czarną, ołówkową spódnicę do połowy uda. Do tego czarne, ciepłe rajstopy i tego samego koloru wiązane botki za kostkę. Włosy z dwóch stron zaplotła w francuski warkocz, a potem zebrała je w wysoki kok. Wyglądała jakby miała koronę. Zrobiła też nieco mocniejszy makijaż. Nie żeby na co dzień malowała się jakoś szczególnie mocno. Przejrzała się w lustrze i ze zdziwieniem stwierdziła, że wygląda naprawdę ładnie. Ciemne ubrania kontrastowały z jej alabastrową skórą i bladymi niebieskimi oczami. Efekt był naprawdę zadowalający. Przewiesiła przez ramię torbę i udała się na skocznię.

W drodze na swój sektor zauważyła małą Prevcównę, która pomachała do niej, gdy ją zobaczyła. Na początku była nieco speszona, ale po chwili odwzajemniła gest. Zdecydowanie łatwiej było pomachać do małej dziewczynki niż do jej brata. Któregokolwiek.

Konkurs przebiegał spokojnie. Słoweńcy nie zawiedli. Wygrał Peter Prevc, a drugi był Robert Kranjec. Oznaczało to, że dziś pod Letalnicą trzykrotnie zabrzmi Zdravljica. Obiecała sobie, że nie będzie płakać, ale i tak parę łez wywołanych wspomnieniami spłynęło po jej policzkach, gdy tegoroczny dominator odbierał najpierw małą, a potem dużą Kryształową Kulę. Razem z kibicami głośno śpiewała hymn i wiwatowała, gdy spiker wywoływał najstarszego z Prevców. Potem jeszcze Norwegowie zostali ukoronowani za wygranie Pucharu Narodów. Słowenia, przykładem swojego lidera sprzed lat, stanęła na drugim stopniu podium. Duma dosłownie rozpierała ją od środka, czuła jakby unosiła się parę centymetrów nad ziemią. Tłum powoli opuszczał skocznię, ale ona została. Zeszła niżej, chciała być bliżej zeskoku. Wiedziała, że w momencie gdy wyjdzie z terenu Letalnicy jej życie wróci do normy. Odkładała więc tę chwilę najdłużej jak mogła.

Na trybunach zostało raptem parę osób, przecież zawody i sezon zakończyły się ze trzy godziny temu. Stała oparta o barierkę i podziwiała ogromną skocznię. Letalnica była prawdziwym mamutem. Człowiek patrząc na nią z dołu miał wrażenie, że jest nikim wobec potężnego obiektu. Myślała, że będzie się czuła niepewnie. Tutaj, na skoczni, wśród kibiców. Tymczasem nie było tak źle. Decyzja o przyjeździe tutaj była jedną z lepszych w jej życiu. Obiecała sobie, że za rok znów tu przyjedzie. Westchnęła cicho i spojrzała na zegarek. Miała jeszcze cztery godziny do pociągu, ale wolała na spokojnie sprawdzić, czy zapakowała wszystko. Z niechęcią oderwała oczy od Letalnicy i odwróciła się w lewo z zamiarem zejścia z sektora, ale zauważyła, że nie jest sama. Przez parę sekund po prostu stała i wmawiała sobie, że to sen i on wcale tam nie stoi. Jednak, jak to w snach bywa, powinien zniknąć. A on uparcie wciąż tam był i świdrował ją swoimi zimnymi oczami.

The unexpected life [Peter Prevc & Andreas Wellinger] (zawieszone)Where stories live. Discover now