- Boję się – szepnęłam, gdy samolot ruszał z El Prat następnego dnia rano. Peter spojrzał na mnie czule i złapał za dłoń.
- Nie ma czego, kochanie – odparł cicho i pocałował mnie w policzek. – Robiłem mamie kazania przez cały tydzień, tata też miał nagadane, Mina i Cene będą się pilnować, Domen bardzo chce się z tobą pogodzić, a Nika i Ema wręcz nie mogą się doczekać. Ciągle mówią o jakichś Francuzach, wiesz może o co im chodzi?
- O warkocze – powiedziałam i odpięłam swój pas. Siedziałam przy oknie, więc odwróciłam się nieco w bok i oparłam o nie plecami. Nie musiałam nawet nic mówić Peterowi, po chwili półleżał już na mnie. Objęłam go za szyję i wtuliłam twarz w jego włosy. – Wiem, że zrobiłeś wszystko, co w twojej mocy. Ale i tak będę się denerwować. Byle kogo nie zaprasza się do domu na Święta – szepnęłam kilka minut później. Pero rozplątał moje dłonie i przejechał kciukiem po kostkach prawej, gdzie na palcu serdecznym miałam pierścionek.
- Nie jesteś byle kim. Jesteś moją przyszłą żoną – odpowiedział spokojnie, a ja wstrzymałam oddech. Ciągle to robiło na mnie wrażenie.
Reszta drogi minęła nam na gadaniu o bzdurach. Dwie i pół godziny później lądowaliśmy na lotnisku w Ljubljanie. Serce podeszło mi do gardła, mimo że wiedziałam, iż nikt na nas nie czekał. Pero po Engelbergu wrócił do domu moim autem, właśnie żeby nikt nie musiał po nas wyjeżdżać. Jutro po południu miałam wrócić nim do Monachium.
- Chcesz prowadzić? – zapytałam cicho, gdy odebraliśmy bagaże. Prevc spojrzał na mnie zdziwiony.
- Tak po prostu? Oddajesz mi swoje auto?
- Boję się, że spowoduję wypadek. Naprawdę się stresuję, Peter! – powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy.
- Wiem, że jest poważnie, gdy zwracasz się mnie pełnym imieniem – westchnął i podszedł do mnie. – Nini, naprawdę, nie masz się czego bać...
- Łatwo ci mówić, ty nie będziesz musiał przez to przechodzić – odparłam i wtuliłam się w niego.
- Niby czemu?
- Bo moi rodzice nie żyją?
***
- Chyba zaraz zwymiotuję – powiedziałam, gdy Peter wyłączył silnik pod swoim rodzinnym domem.
- Lepiej tutaj niż w domu, na dywan przed kominkiem – odparł chłopak, a ja zgromiłam go wzrokiem. Wzięłam głęboki oddech.
- Miejmy to już za sobą – dodałam i wyszłam z auta. Serce waliło mi jak oszalałe. Wyjęłam z bagażnika torbę, w której były prezenty kupione przeze mnie dużo wcześniej. Peter był przeciwny, ale ja i tak wiedziałam swoje. Słoweniec złapał mnie za dłoń i gładził ją kciukiem, gdy szliśmy w kierunku domu. Prevc nacisnął dzwonek i musnął przelotnie moją skroń. Po chwili otworzył nam ojciec rodziny.
- Jesteście wreszcie, zaczynaliśmy się już niepokoić. Zapraszam – powiedział, uśmiechając się ciepło. Weszłam niepewnie do środka. Peter niemal siłą ściągnął mój płaszcz i posłał mi pokrzepiający uśmiech. – Jak podróż? – zapytał Dare, patrząc na mnie przyjaźnie.
- Dobrze, dziękuję – odparłam, po czym przełknęłam ślinę.
- Wchodźcie, wchodźcie. Niestety, jak to u nas bywa, każdy lata po innym pokoju. – Peter położył dłoń na moich plecach i popchnął mnie delikatnie do przodu.
- Pobawisz się w Mikołaja, a ja pójdę do łazienki – szepnął i pocałował mnie delikatnie. Rozejrzałam się szybko, na szczęście jego ojciec był już w salonie. Wyciągnęłam paczkę dla niego i przysiadłam obok na kanapie.
YOU ARE READING
The unexpected life [Peter Prevc & Andreas Wellinger] (zawieszone)
Hayran KurguŻycie potrafi spłatać figla. Ona wie coś o tym. Czasami nawet wie aż za dobrze. Gdyby wziąć sobie do serca sentencję: Co Cię nie zabije, to Cię wzmocni, byłaby już twarda jak diament. Niestety, nie jest. Los nie oszczędzał jej ani jej najb...