Koniec części I

1K 72 7
                                    


Nina's POV

Wracali do hotelu w ciszy. Nie musieli nic mówić, słowa w tym momencie były zbędne. Nie trzymali się za ręce, ale co chwilę ich dłonie ocierały się o siebie. Posyłali też w swoją stronę nieśmiałe spojrzenia, a gdy przypadkiem ich oczy się spotkały, speszeni odwracali głowy. W holu hotelu, w którym się zatrzymali, spotkali Domena.

- Jesteście nareszcie. Chodź, Nina, musimy dogadać szczegóły moich korków. Musisz też powiedzieć co u ciebie, nie widzieliśmy się całe wieki. – Błagała Petera wzrokiem, żeby ją uratował, ale niewiele mógł wskórać.

- Pod warunkiem, że będziemy rozmawiać po niemiecku – zaśmiał się, słysząc jej słowa.

Ale ona nie żartowała. Na jej szczęście, Domen dość szybko stracił zainteresowanie mówieniem po niemiecku, więc po dwudziestu minutach czmychnął do łazienki pod pretekstem zrobienia wieczornej toalety.

- Będę się zbierać, nawet nie zaczęłam się pakować – powiedziała, gdy tylko drzwi zamknęły się za młodszym z Prevców. – Odprowadzisz mnie? – nie poznawała samej siebie.

- Właśnie miałem to proponować – uśmiechnął się szeroko i otworzył drzwi. Po kilku chwilach byli na miejscu.

- Wejdziesz? – wciąż nie zapytała, czy pójdzie z nią na wesele Sandry, a czasu miała coraz mniej.

- Miałaś się pakować – na horyzoncie pojawił się Freitag. Odmachała mu szybko i znów spojrzała na Petera.

- Wiem, ale obiecałeś rzucić okiem na mój komputer. – Gdy tylko Freitag zniknął za rogiem, złapała go za koszulkę i pociągnęła za sobą do pokoju. Z satysfakcją zauważyła spore zdziwienie na twarzy Petera.

- Nie spodziewałem się po tobie takiego zachowania, panno Zagar. – Zamknął za sobą drzwi i w oczy rzucił mu się rumieniec, który pojawił się na jej twarzy. Prawą ręką objął ją w talii i pochylił się nieco. – Co nie znaczy, że mi się to nie podoba – szepnął jej do ucha i przycisnął usta do jej policzka. Westchnęła cicho i przylgnęła do niego całym swoim ciałem. Teraz albo nigdy, pomyślała.

- Pero... muszę cię o coś zapytać... - powiedziała cicho po kilku minutach ciszy.

- Tak – odparł natychmiast.

- Słucham? – odsunęła się od niego i spojrzała na niego jak na głupka.

- Zgadzam się – jego bliskość, szeroki uśmiech i te piękne oczy wcale jej nie pomagały. Dłonie zaczęły jej się pocić, a oddech zdecydowanie przyspieszył.

- Ale nawet nie zapytałam.

- Wiem, ale i tak się zgadzam. O cokolwiek zapytasz – zachichotała nerwowo. Wyobraziła sobie siebie i jego na ślubie Sandry i Martina.

- Pójdziesz ze mną na ślub mojej cioci? – wypaliła szybko, bo inaczej nigdy by o to nie zapytała. Tym razem to on się zdziwił. Po chwili jednak jego twarz rozpromienił uśmiech. Zauważyła że jego usta się poruszyły, ale nie usłyszała żadnym słów. – Słucham?

- Powiedziałem że się zgadzam. W końcu nie zostawię cię sam na sam z Wellingerem. Tym bardziej, że tam będzie alkohol.

- Nie ufasz mi? – założyła ręce na piersi i spojrzała na niego podejrzliwie.

- Nie ufam jemu – uśmiechnęła się i po raz pierwszy od bardzo dawna poczuła się szczęśliwa. Tak beztrosko szczęśliwa. Jednak w głębi serca cały czas pozostawał pewien niepokój. Że coś się stanie. I będzie to coś złego.

***

W moim życiu tak już było, że każdy dobry moment od razu przyciągał ten zły, tragiczny. Nie mogło być nawet jednej szczęśliwej chwili, która nie pociągnęłaby za sobą tragedii. Zastanawiasz się pewnie, skąd ta zmiana perspektywy. Stwierdziłam, że tak będzie mi łatwiej wyrzucać z siebie emocje. Tak przynajmniej twierdzi Kol. Od dwóch miesięcy jest moim psychiatrą. Brr... nienawidzę tego słowa. Niby studiuję psychologię, ale psychologia to nie to samo co psychiatria. Cieszę się, że dotarłam już do tego momentu mojej historii. Kol mówi, że przelanie tego wszystkiego na papier pomoże mi pogodzić się z tym, co wydarzyło się w moim życiu. Wątpię. Trudno pogodzić się ze śmiercią. Trudno pogodzić się z tym, że jedna z najważniejszych osób w moim życiu patrzy teraz na mnie z góry. Może kiedyś wrócę do tych dni, może opowiem Ci, co się wtedy stało. Na pewno nie teraz. Jest jeszcze za wcześnie, rany są zbyt świeże, zbyt mocno krwawią. Niby powinnam się przyzwyczaić do pustki i uczucia tęsknoty, w końcu raz po raz umiera mi ktoś bliski. Ale z tą śmiercią trudno się pogodzić. Trudno się na nią przygotować. Gdy już nadejdzie szukasz jakiegoś punktu zaczepienia, którego chwycisz się niczym tonący brzytwy i będziesz liczyć na to, że nie stoczysz się na samo dno. Ale może o to właśnie chodzi? Może musisz upaść, dotknąć dna, by móc potem się od niego odbić. Odbić, no właśnie. Niczym z progu.

Czasem tak już w życiu bywa, że śmierć przychodzi w najmniej odpowiednim momencie. Jak się pewnie domyślasz, pokrzyżowała ślubne plany Sandry i Martina. Ślub po prostu się nie odbył. Nikt z nas nie byłby w stanie cieszyć się nim, wiedząc że... No właśnie. Że ktoś patrzy na nas teraz z góry. Moje życie zmieniło się o 180 stopni. Wszystko jest inne. Obce. Muszę uczyć się żyć na nowo. Jest trudno, cholernie trudno, ale nikt nie mówił, że będzie łatwo. Boję się, że mogę już nie wrócić nigdy do normalności. Bo ile można? Ile jeszcze razy życie będzie kopać mnie w tyłek? Ile razy jeszcze upadnę i zedrę sobie kolana? Każdy ma swoje granice. Napisałam przed chwilą, że wszystko jest inne. To chyba nieprawda. Jedna rzecz od jakiegoś czasu pozostaje niezmienna. Moje uczucie do Niego. Nie mogę nazwać go miłością, bo nie nauczyłam się jeszcze kochać. Nie zdążyłam się nauczyć, a On nie zdążył mi tego pokazać. To po części moja wina, bo nie pozwoliłam Mu na to. Teraz jest już za późno.

Ale czy na pewno? Powiedział, że będzie czekał. Że będzie czekał aż będę gotowa. Ale czy mogę być gotowa po czymś takim? Po kolejnym policzku od życia? A śmierć? To jedyna dobra rzecz, która mogłaby mnie teraz spotkać. Nie mogę jednak tego zrobić. Nie mogę ich rozczarować. To byłoby zbyt proste. Cóż, nie spodziewałam się tego nigdy po sobie, ale powiem to. A właściwie napiszę. Kochany losie. Koniec tego dobrego. Od teraz ja będę decydować o moim życiu. Challange accepted.


Tęskniliście? :)

Wszystkim martwiącym się o "Unexpected life" spieszę z wyjaśnieniem: wracam! A właściwie wraca Nina. Bez nerwów, będzie kolejna część. Ta dwumiesięczna przerwa była konieczna. Kojarzycie ten fragment z "Księżyca w nowiu" z pustymi miesiącami w życiu Belli? Tutaj jest coś podobnego. Ale Nins wraca i to z hukiem (mam nadzieję).

Rozdział dedykowany @czarnawolga, bo gdyby nie jej komentarz, prawdopodobnie jeszcze byście sobie poczekały (poczekali? są tu jacyś chłopcy?). Jeśli macie jakieś pytania, to śmiało, chociaż zastrzegam, że nie odpowiadam na typu: Czy Peter umarł? Dowiecie się w swoim czasie. A tymczasem: Vamos!

The unexpected life [Peter Prevc & Andreas Wellinger] (zawieszone)Where stories live. Discover now