PRZEPRASZAM WAS NAJMOCNIEJ za tak długą nieobecność :( Zepsuł mi się komputer i nie miałam jak dodać rozdziału. Musiałam pojechać do domu i zabrać inny, mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe...
W ramach zadośćuczynienia dziś rozdział, który miał być początkowo podzielony na pół. Powiem jedno: DZIEJE SIĘ! Będzie mi bardzo miło, jeśli napiszecie choć zdanie o tym rozdziale. Zazwyczaj staram się unikać opisywania pewnych sytuacji, ale teraz postanowiłam inaczej :)
Ugh.... nienawidziła morfologii. To zdecydowanie najgorszy przedmiot świata. Całą drogę na przystanek, z którego miała wracać do domu utyskiwała razem z Alice na te zajęcia. Okazała się być naprawdę miłą osóbką i przy okazji dziewczyną Stephana Leyhe. W sumie to poznała ją przez Wellingera, który zawsze z nią siedział na zajęciach. Jeśli już zdecydował się na nie przyjść. Wspominałam już, że Andreas też studiował germanistykę?
Niecałą godzinę później była już pod kamienicą. Powłócząc nogami, wtoczyła się na trzecie piętro i włożyła klucz do zamka. Nie zdążyła jednak zrobić nic więcej, bowiem drzwi wcześniej się otworzyły.
- Hej – usłyszała niski głos Petera, który nonszalancko oparł się o framugę.
- Hej – odparła i minęła go wchodząc do środka. Poczuła od razu zapach domowego rosołu. – Zrobiłeś obiad? – spojrzała na niego z wdzięcznością.
- Tak, muszę cię trochę podleczyć. Nie ma lepszego lekarstwa na przeziębienie jak domowy rosół. Jak się czujesz?
- Kiepsko – chłopak podszedł do niej i pomógł jej zdjąć plecak i kurtkę. Zsunęła z nóg buty, a Słoweniec chciał ją przytulić, ale zrobiła unik.
- Co jest?
- Nie chcę cię zarazić...
- Nie przesadzaj – odparł i przyciągnął ją do siebie. Westchnęła cicho i wtuliła się w jego ciało.
- Jak dobrze – szepnęła i nie zauważyła, że jego twarz rozpromienił uśmiech.
- Dzwoniłem do Martina i powiedziałem, że jesteś chora i nie przyjedziesz do Wisły.
- Przecież jest dopiero wtorek – odsunęła się i spojrzała na niego.
- Wiem, ale musiałabyś pojechać już w czwartek. A jak zostaniesz, to będę cię miał tylko dla siebie przez następny tydzień – z każdym kolejnym słowem obniżał głos. Jej żołądek wywinął koziołka, co ten chłopak z nią robił.
- Nie wracasz do domu? To znaczy, nie wyrzucam cię, tylko... - westchnął i uśmiech znikł z jego twarzy.
- Rozmawiałem też z mamą. Właściwie to wyrzucaliśmy z siebie żale.
- Nie chcę stawać...
- Oh, nawet nie zaczynaj. Jestem już dorosły i ona nie będzie mi mówić co mam robić i kogo kochać. Skoro nie akceptuje moich wyborów, to nie zamierzam się jej narzucać. – Już otwierała usta, by coś odpowiedzieć, ale puścił ją i poszedł do kuchni. – Siadaj, bo zaraz zupa będzie zimna – pokręciła głową. Temat był skończony.
- Jest mi teraz tak dobrze, że jak wyjedziesz, to nie będę mogła się pozbierać – powiedziała wieczorem. Leżeli z Peterem na łóżku pod kocem i oglądali jakieś głupoty w telewizji.
- To działa w obie strony, wiesz? – oparła się na łokciu i spojrzała na niego z góry. W nikłym świetle telewizora, wydawał się jej jeszcze przystojniejszy. Jeśli to w ogóle możliwe.
- Więc zostań – odparła i oboje uśmiechnęli się szeroko.
- Wiesz, że byłbym gotów? – natychmiast spoważniała.
YOU ARE READING
The unexpected life [Peter Prevc & Andreas Wellinger] (zawieszone)
FanfictionŻycie potrafi spłatać figla. Ona wie coś o tym. Czasami nawet wie aż za dobrze. Gdyby wziąć sobie do serca sentencję: Co Cię nie zabije, to Cię wzmocni, byłaby już twarda jak diament. Niestety, nie jest. Los nie oszczędzał jej ani jej najb...