Po powrocie z Planicy przez kilka dni nocowała w swoim mieszkaniu. Andreas wielokrotnie próbował się z nią skontaktować, aż wreszcie dała za wygraną. Skończyło się tak, jak myślała. Miała wrażenie, że wszyscy ją przejrzeli. Że gdy szła ulicą, każdy na nią patrzył. Jakby była małpą w zoo. Gdy była z Wellingerem, wewnętrzne głosy cichły. Jednak gdy zostawała sama, poczucie winy było jeszcze większe. Alice miała rację. On traktował ją poważnie, a ona... cóż, dla niej był jedynie pocieszeniem po Prevcu. Myślała, że z czasem coś do niego poczuje, ale jedyne co czuła, to obrzydzenie do samej siebie. Chłopak naprawdę się zaangażował, tyle tylko że do tanga trzeba dwojga...
***
- Kocham cię – szepnął jej do ucha, próbując uspokoić oddech. Uśmiechnęła się pochylając głowę w dół. Pozwoliła, by włosy zasłoniły jej twarz. Takie wyznania ją krępowały. Czuła się po nich jeszcze gorzej. Zeszła z niego i położyła się obok, przymykając oczy. Czuła pod powiekami palące łzy, ale przecież nie mogła teraz się rozpłakać. Sięgnęła pod poduszkę, gdzie znalazła jego koszulkę. Włożyła ją i wyszła z sypialni. W kuchni nalała sobie szklankę zimnej wody i piła ją małymi łykami, próbując się uspokoić. Po kilku minutach usłyszała kroki na korytarzu. – Tu jesteś – powiedział Andreas, podchodząc do niej. Objął ją w pasie i przytulił się do jej pleców. – Już się bałem, że uciekłaś – szepnął, a ona podjęła decyzję. Czas to zakończyć. Odwróciła się przodem do niego, ale gdy spojrzała mu w oczy, wiedziała, że nie da rady. Była taka słaba.
- Uciekłam? Przecież od razu być mnie dogonił – odparła cicho, a on zaśmiał się. – Czyli... - zaczęła, ale miała tak suche gardło, że trudno było jej mówić. - ... czyli w niedzielę po konkursie będzie twoja impreza? – chodziło o imprezę z okazji urodzin.
- Taaak, przyjdzie parę osób... - odparł, uśmiechając się niewinnie.
***
Parę osób to stanowcze niedopowiedzenie. W weekend poprzedzający urodziny Andreasa odbył się kolejny konkurs z cyklu LGP. Tym razem skoczna karuzela zawitała do Hinterzarten. Konkurs na dużej skoczni wygrał Dawid Kubacki, który tego lata był fenomenalny i nie dawał rywalom żadnych szans. Po zawodach przyszedł czas na urodzinową imprezę. Gdy weszła do jedynego klubu w Hinterzarten, impreza trwała w najlepsze. Nie wszyscy jednak mogli iść świętować od razu po konkursie, jak zwykle miała więc kupę roboty. Parę osób to stanowcze niedopowiedzenie. Miała wrażenie, że w klubie byli wszyscy skoczkowie, członkowie sztabu, a nawet ludzie, których nie znała, prawdopodobnie fani. Rozejrzała się i zobaczyła Wanka, który machał do niej, pokazując na stolik. Zaczęła przepychać się w jego stronę. Jak się okazało, w loży siedziała cała niemiecka kadra, łącznie z solenizantem. Na stole stało kilka pustych butelek, a to w połączeniu z mętnym spojrzeniem Eisenbichlera dało jej pewność, że impreza była przednia. Wellinger uśmiechnął się na jej widok i przesunął w bok, wgniatając Freitaga w oparcie kanapy. Wcisnęła się między Andreasa i Freunda, a Wellinger natychmiast objął ją ramieniem.
- Jesteś wreszcie. Trochę mi było smutno... - powiedział jej do ucha, przygryzając jego płatek. Nie zrobiło to na niej wrażenia, nie dziś i nie przy takiej ilości świadków. Była padnięta i jedyne o czym myślała to pójść spać.
- Wiesz, ktoś tutaj musi pracować – odparła, uśmiechając się niewinnie. Pochylił się, chcąc ją pocałować, ale odwróciła głowę. Jego usta trafiły na jej policzek, a on sam skrzywił się.
- Dlaczego nie chcesz pocałować mnie przy ludziach? – warknął. Wzruszyła ramionami, jej sytuacji nie poprawiał fakt, że był już nieco wstawiony. – Wstydzisz się mnie, tak?
YOU ARE READING
The unexpected life [Peter Prevc & Andreas Wellinger] (zawieszone)
FanfictionŻycie potrafi spłatać figla. Ona wie coś o tym. Czasami nawet wie aż za dobrze. Gdyby wziąć sobie do serca sentencję: Co Cię nie zabije, to Cię wzmocni, byłaby już twarda jak diament. Niestety, nie jest. Los nie oszczędzał jej ani jej najb...