*6 dzień*
-Dobrze kochani.-rzekła pani Weasley.-Victoria,skarbie masz wszystkie książki?
-Tak.
--Dobrze. Ginny? Ron? Harry? Hermiona?
-Mamy.-powiedziała za wszystkich Hermiona.
-Harry? Jedziesz jutro po resztę rzeczy prawda?-spytała się Molly.
-Tak.-rzekł Harry.
Mogłeś mi powiedzieć,Potter.-pomyślałam.
-Dobrze. Jeśli pozwolicie...ja lecę do domu przygotować obiad. Wy możecie iść do Sklepu Freda i George'a. Ale...wróćcie za najwyżej godzinę.
-Dobrze,mamo.-rzekła Ginny.
Pani Weasley teleportowała się a my ruszyliśmy do sklepu bliźniaków.
Pociągnęłam Harry'ego na stronę.
-Czemu mi nie powiedziałeś że jedziesz jutro po rzeczy?-szepnęłam.
-Ale po co miałem Ci mówić?
-Bo bym Ci pomogła!
-Nie potrzebna mi twoja pomoc.
Wciągnęłam powietrze.
Zrezygnowana podeszłam do Ginny,którą wzięłam pod rękę. Dziewczyna się uśmiechnęła a ja przybrałam sztuczny uśmiech.
Weszliśmy do sklepu bliźniaków a tam oni przywitali nas serdecznie.
-Proszek natychmiastowej ciemności.-rzekłam.-Wow.-rzekłam. Wzięłam jeden kawałek.
-Możesz sobie coś wybrać.-rzekł George.
-Na koszt firmy.-dodał Fred.
-Nie. Nie mogę.-odłożyłam kawałek proszku.
-Weź to.-rzekli jednocześnie Fred i George,gromiąc mnie wzrokiem.
Niechętnie wzięłam jeden kawałek. Fred i George zaśmiali się o przybyli sobie piątkę. Parsknęłam i podeszłam do dziewczyn,które patrzyły na Eliksir Miłosny czyli Amortencję.
-Witam,drogie panie.-rzekli jednocześnie bliźniacy.
-Eliksir Miłosny.-rzekł George.
-Taa. Działanie gwaratnowane.-dodał Fred.
-Z tego co wiem siostra ty i Victoria,dajecie sobie radę.-rzekł George a Fred puścił do mnie oczko.
-To znaczy?-spytała Ginny.
-Co..niby nie chodzisz z Dean'em Thomasem.
-Nie wasza sprawa.-rzekła odchodząc.
Nagle ktoś złapał mnie za łokieć.
-Jak tam?-zobaczyłam twarz Luke'a.
-Och. Cześć Luke. Dobrze a u ciebie?
-Też nieźle..tylko..-podrapał się po karku.
-Co się stało,Luke?
-Rodzice nie chcą..żebym wracał do Hogwartu.
-To okropne. Ale dlaczego?
-Bo..moi rodzice byli..JEGO zwolennikami.-wyszeptał Luke. Zamarłam.- Boją się że mnie znajdą. Nas. Za zdradzenie..grozi śmierć a oni to zrobili. Przepraszam.
-Za co przepraszasz Luke?-rzekłam po chwili ciszy.-Musisz uciekać żeby ratować życie. Po prostu to zrób to.
Uśmiechnęłam się i przytuliłam Hemmings'a.
-Jesteś najlepszą przyjaciółką jaką miałem.
-Jaką masz dalej.-zachichotałam.
Pożegnałam się z Lukey'em,który obiecał że przybędzie do mnie tzn. do domu panśtwa Weasley, rano przed wyjazdem.
Stanęłam obok Hermiony i Harry'ego.
-Ile za to?-spytał Ron,bliźniaków.
-5 galeonów.-rzekł George.
-Dla mnie?
-5 galeonów.-rzekł Fred.
-Jak to? Dla brata?
-10 galeonów.-rzekli razem odchodząc.
Parskneliśmy śmiechem widząc minę Rona. Odłożył produkt.
-Chodźcie stąd.-mruknął Ron a my skierowaliśmy się do wyjścia.
-Jak Fred i George to robią? U nich zawsze są takie tłumy.-rzekła Hermiona.
Podeszliśmy do zamkniętego,pustego a przedewszystkim zdemolowanego sklepu.
-Huh. Wygląda na zamknięty od jakiegoś miesiąca.-mruknęłam.
Weszliśmy do niego patrząc na wszystko. Na podłodze walały papiery a na poniszczonych meblach znajdował się kurz. Wyglądnęłam przez miejsce gdzie dawniej znajdowały się okna.
-Harry.-rzekłam. Chłopak do mnie podszedł.-Zdaje mi się czy Draco z matką nie chcą by ktokolwiek ich śledził?-spytałam widząc jak Narcyza i Draco rozglądają się.
-Chodźmy za nimi.-rzekł Harry,widząc jak Malfoy'owie znikneli za rogiem.
Wyszliśmy i zaczeliśmy ich śledzić.
Po kilku minutach byliśmy na Nokturnie a Draco podążył za matką do sklepu Borgin i Burkes.
Podglądneliśmy ich. Musieliśmy oczywiście wcześniej wejść na dach. Na dach rozumiecie?
Draco stał przy jakiejś szafce a Narcyza szeptała mu coś na ucho.
Nagle Greyback odwrócił się a my jak najszybciej się schowaliśmy. Gdy następnie wyjrzaliśmy,ale zasłonili okna.