17

1 0 1
                                    

Viktoria Mitch

Pożegnałam się z Nickiem przy drzwiach długim uscikiem. Brakowało mi tego. Powstrzymałam się od wyrażania swoich uczuć niech będzie tak jak jest.

Ojca w domu już nie było a mama przyrządzała kolacje. Weszłam do łazienki i spuściłam do wanny wodę. Zamurzylam się w niej nalewajac olejku o zapachu wiśni. Umylam się dokładnie i jeszcze chwile relaksowałam się w wannie. Po kąpieli odpuscilam sobie kolacje i poszłam spać.

***
Obudził mnie porane słońce które wdrapało mi się do pokoju. Otarłam oczy próbując wyczytać godzinę na zegarku.

7:30

Zeszłam na dół do kuchni mama siedziała przy kawie. Usiadłam na przeciw niej.

-Nick pytał czy jedziesz znim na biwak. - odparła a ja unioslam jedna brew.

-Hm a kiedy?- zapytałam zachrypmietym głosem.

-Dzisiaj. - dostałam krótką odpowiedz
-A o czym rozmawialas z ojcem?- zaczęło mnie to interesować.

-O niczym specjalnym. Za miesiąc rozprawa. - jej ton którego używała w moja stronę był spokojny za spokojny
Chciałam coś jeszcze powiedzieć gdy przerwał mi dzwonek telefonu.

-Ja odbiore - poinformowałam mamę i ruszylam do słuchawki.

-Halo z Tej strony Viktoria Mitch - odparłam

- o Viks to jak jedziesz?! - usłyszałam piski Cat. Prze kręciłam oczami.

-No mogę jechać - przerwała chwilową ciszę.

-Jeeeej ! - jej pisk był tak głośny że musialam odsunąć słuchawkę od ucha. - Będziemy po ciebie o 16 - dodała.

-Okey to ja koncze cześć - rozłączyłam się poczym wróciłam do mamy.

- i jak? - spojrzała w moja stronę

-Jade - Uśmiechnełam się mama Uśmiechneła sie dwa razy mocniej. Zadziwiała mnie z dnia na dzień.

Wziełam się za pakowanie potrzebnych rzeczy. Dresy w razie zimnych nocy. Spiwór i kocyk. Coś słodkiego. Zbieglam ze schodów wsiąść tez szczotke do włosów kiedy noga mi się podwineła i upadłam na ziemie uderzając ręką o regał. Poczułam ogoromny ból. Był nie do zniesienia. Mama szybko pojawiła się w przedpokoju. Pomogła mi wstać. I zadzwoniła po karetkę.
O biwaku mogłam już zapomnieć. Karetka pojawiła się 10 min później. Zabrali mnie do szpitala. Tam zrobili prześwietlenie.

-No proszę panno Mitch złamanie - uśmiechnął się czy on sie cieszy z mojej krzywdy? - nałożymy gips. - prz kręciłam oczami. Po chwili byłam juz z gipsem na ręku.

Lekarz podał mamie jakieś papiery i uśmiechnął się do niej szarmancko.

-Widzimy się na ściągnięciu gipsu za dwa tygodnie - pomachal mi wciąż się uśmiechając. Wysłałam mu wymuszony uśmiech i poszłam w stronę wyjścia.

-Musimy wracać autobusem?- zapytałam mamy.

-Zadzwonilam po Nicka czy mógłby po nas przyjechać. - Uśmiechneła się no świetnie i pewnie już wie o mojej ręce. Z poirytowania przywaliłam sobie ręką w czoło.

My Story Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz