Nauczycielka mówi mi, że moja mama jest właśnie w szpitalu. Miała poważny wypadek samochodowy. Sama nie wiem, jak dokładnie to się stało. Jestem cała roztrzęsiona. Informują mnie, że ciągle jest w śpiączce. Moja wychowawczyni natychmiast zaproponowała mi, abym pojechała tam razem z nią.
Zapłakana wbiegam do klasy, aby szybko zabrać swoje rzeczy. Nawet nie zwracam uwagi na ludzi, którzy się w niej znajdują. Nauczycielka czeka na mnie już w aucie. Biegnę w jego stronę i widzę jak Luck, który gra na boisku przygląda mi się ze zdziwieniem. Biegnę jeszcze szybciej.
***
Jesteśmy już na miejscu.
-Gdzie leży mama?-pytam nadal roztrzęsiona.
Wychowawczyni delikatnie łapię mnie za ramiona i zaczyna bardzo wyraźnie do mnie mówić.
-Suzan! Ja wiem że to jest dla ciebie strasznie, ale to strasznie ciężkie! Ale musisz nad sobą zapanować! Oddychaj głęboko. Wszystko będzie dobrze!
Patrze na nią z niedowierzaniem.
-Moja mama jest w szpitalu, jest w śpiączce! Skąd mam mieć pewność, że w ogóle to przeżyje? Mój ojciec nas zostawił! Przecież ja widzę że nie zachowuje się jak dawniej! Ma nową, lepszą rodzinę. Wszyscy mnie nienawidzą! Mam dość coraz bardziej, z dnia na dzień! A mam tylko piętnaście lat! Właściwie szesnaście..
-Jak to szesnaście?-pyta nauczycielka.
-Tylko tyle pani z tego zrozumiała? Z resztą, nie ważne! Chcę już zobaczyć mamę.-odpowiadam zaniepokojona. Cała się trzęsę.
-Dobrze, chodźmy.
Szybko pokonujemy schody oraz przeróżne, wielkie korytarze. W czasie gdy wychowawczyni pyta lekarzy oraz recepcjonistkę o dokładną salę, gdzie znajduję się moja mama, ja panikuję i próbuje odnaleźć ją na własną rękę.
-Sala numer dwieście-trzydzieści.-słyszę za plecami.
Natychmiast tam biegnę. Gdy tam wchodzę i widzę ją.. Moja mama jest nieprzytomna. Podłączona do chyba wszystkich możliwych urządzeń. Tak strasznie się o nią boję. Siadam na małym krzesełku przy jej łóżku i zalewam się łzami. Nauczycielka widząc zaistniałą sytuację, łapię mnie za ramie w ramach współczucia.
-Zostawię was same.-mówi cicho, po czym wychodzi, delikatnie zamykając za sobą drzwi od sali.
Jest taka blada. Nieświadoma.
-Mamo..-odzywam się cichutko po czym łamię mi się głos.-Słyszysz mnie? Kiedyś słyszałam.. że jeśli mówi się, do osób w śpiączce wszystko słyszą. Mam nadzieję że tak samo jest w twoim przypadku. Mamo.. jestem przy tobie. Będę tu codziennie, będę z tobą spać, będę z tobą rozmawiać. Pamiętaj że cię kocham. Najmocniej na świecie. Ty nigdy mnie nie zostawiłaś, zawsze jesteś przy mnie, zawsze mi pomagasz. Akceptujesz moje wady, to jaka jestem. Jako jedyna nie próbujesz mnie zmienić. Zrobiłaś dla mnie na prawdę wiele, wiem to. Nie zostawiaj mnie.. błagam.-Po ostatnich słowach rozpłakuję się. Dziś, są moje szesnaste urodziny. Nie martw się mamo, spędzimy je razem.-kończę po czym łapię ją delikatnie za dłoń.
Lekarz budzi mnie rano następnego dnia, lekko potrząsając moje ramię. Powoli otwieram oczy.
-Która godzina?-pytam z zachrypiałym głosem.
-Dziesiąta, powinnaś iść do domu odpocząć.-odpowiada lekarz.
-Ale jak do domu? Sama?-pytam.
-Dzwonił do mnie twój tata. Przyjedzie tu po ciebie niebawem.-oświadcza mi po czym wychodzi.
Patrzę na mamę trzymając ją za rękę.
-Dzień dobry-szepcze do niej.
Powoli wstaję ze łzami w oczach i wychodzę z sali, aby skorzystać z toalety.
Kiedy już w niej jestem, spoglądam w lustro, wiszące na ścianie toalety szpitalnej. Mam takie czerwone i sine oczy. Jestem blada, rozczochrana i zimna.
Korzystam z ubikacji po czym na korytarzu natykam się na tatę.
Zawozi mnie do domu, robi gorącą herbatę, obiad i jak za dawnych lat tuli mnie do snu. Mimo że mam szesnaście lat, dobrze wie że przypomina mi tym stare, dobre czasy kiedy byliśmy nierozłączni.
Przesypiam tak cały dzień.
Postanawiam, że idę do szkoły.
***
Piątek. Budzę się o szóstej rano. Ubieram się szybko w dużą, granatową bluzę wkladaną przez głowę, czarne legginsy oraz granatowe trampki. Rozczesuję włosy, myje zęby i schodzę na dół. Jem szybkie śniadanie i wychodzę z domu.
Wchodzę do szkoły, tradycyjnie odkładam deskorolkę do szafki, idę korytarzem.
-Suzan.-odzywa się Luck torując mi drogę.
-Co?-pytam zdziwiona.
-Co się dzieje?- pyta mnie chłopak.
-Nic, a co się ma dziać?-odpowiadam ze sztucznym uśmiechem.
-Widziałem, jak wczoraj biegłaś zapłakana. Teraz też nie wyglądasz za dobrze.-mówi.
-Och dziękuję za komplement.-odpowiadam sarkastycznie przewracając oczami.
-Chodziło mi o to, że jesteś zmęczona. Widać to po tobie. Musiałaś dużo płakać. Sine oczy, pod czerwienione, blada cera.-mówi dotykając delikatnie mojej twarzy.
Patrzę na niego dziwnie. Widać że poczuł się niezręcznie. Natychmiast zabiera dłoń z mojej twarzy.
-Słuchaj, muszę lecieć.-mówię krótko, lecz stanowczo po czym szybko odchodzę.
Luck, widząc że się oddalam odzywa się głośno.
-Też to przeżyłem.
Usłyszawszy to, odwracam się.
-Jak to?-pytam z zaciekawieniem.
-Trzy lata temu, moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Do dziś nie mogę się z tym pogodzić.-odpowiada.
-Jak to? Skąd wiesz co się u mnie dzieje? Czemu pytasz skoro wiesz?
-Amanda nabijała się z ciebie, jakie ty masz beznadziejne życie, i że ...-przerwał.
-No dokończ.
-I że.. że na twoim miejscu dawno by się zabiła bo i tak nie masz po co..
-Żyć?-przerywam mu cicho.
-Tsa.. najwidoczniej wychowawczyni opowiedziała o tym, twojej klasie. Bo ta idiotka rozgaduje to po całej szkole..-informuje mnie.
Słysząc to wszystko ze łzami biegnę pod moje ukochane drzewo. Ona się śmieje a ja mogę w każdej chwili stracić mamę.
Luck biegnie za mną.

CZYTASZ
Pamiętnik Suzan
Fiksi RemajaCześć, jestem Suzan. Chce was zaprosić do mojego świata. A co się w nim znajduję? Przyjaźń, miłość, zabawa, rozczarowania, nadzieja, wszystko, a nawet i więcej. Mam 15 lat. Problem z odnalezieniem siebie, swojej pasji. Nie potrafię pojąć świata, lud...