*XVII*

41 6 0
                                    

Luck wychodzi z pokoju i schodzi na dół. Ma rację. Powinnam mu ufać, nie dziwię się że poczuł się niedoceniany. Postanawiam iść za nim. Zatrzymuje go jeszcze na schodach.
-Luck!
-Co?-odwraca się.
-Nie wygłupiaj się, wracaj do pokoju bo nie będę spać bez Ciebie.-uśmiecham się.
Luck odwzajemnia uśmiech i idzie w moją stronę.
-Skoro tak nalegasz.-śmieje się.
Popycham go delikatnie w stronę drzwi.
Kładę się na łóżku. Luck gasi światło i zmierza w moją stronę. Oceniam to po hałasie, bo kompletne nic nie widzę.
Idziemy spać.
***
03:00h.
Budzę się gwałtownie, głośno oddychając. Budząc tym Lucka. Chłopak automatycznie zapala lampke nocną, znajdująca się przy jego łóżku.
-Co się dzieje?!-pyta mnie.
Rozpłakałam się nie mogąc nic z siebie wudusić.
-Suzan!-próbuje do mnie dotrzeć.
Przytulam się do niego.
-Śniła mi się mama. Ona.. ona leżała w szklanej trumnie. Krzyczała. Nie mogła się wydostać. Nagle z trumna zaczęła wypełniać się krwią. A ja nic nie mogłam zrobić.-odpowiadam cała się trzęsąc.

-Uspokój się Suzan. To był tylko sen.-próbuję mnie uspokoić.
-Dla ciebie tylko sen, ale to była moja mama. Ona się dusiła. Dusiła się tą krwią. Próbowałam ją wydostać, ale nie mogłam. Nagle ktoś, ktoś mnie zaczepił. Odwróciłam się. Stał tam mój tata, trzymał zakrwawiony nóż.
Luck patrzy na mnie w bezruchu.
-Chcesz się czegoś napić?-pyta mnie troskliwie.
-Nie. Chociaż, poproszę wody.
-Dobra, zaraz ci przyniosę.-informuję mnie, wstając z łóżka.
-Nie! Nie zostawiaj mnie tu samej!-mówię, łapiąc go za rękę, by nie odszedł.
-To chodź ze mną.
-Okej.-odpowiadam i wstaję wraz z nim.
Idziemy do kuchni. Natykamy się w niej na babcie Luck'a.
-Babcia?-pyta zmartwiony.-czemu nie ma cię w łóżku?
-Oj wnusiu. Nie panikuj, słabo się poczułam. Tyle. Przyszłam się napić wody.
-Powinnaś przyjść do mnie! Mogłaś sobie coś zrobić, nie wiem, zemdleć!-Luck wygląda na bardzo zdenerwowanego. Wcale mu się nie dziwię. Babcia to ostatnia, bliska osoba, jaka mu została.
-Oj nie chciałam wam przeszkadzać.-odpowiada uroczym, babcinym głosem.
-Przeszkadzać w czym?-pyta Luck.
-Oj ja nie wiem, co żeście tam robili.-uśmiecha się do mnie.
Zaczynam się śmiać.
-Nic nie robiliśmy.-odpowiada poirytowany Luck.
-Tak, tak. Wiecie co? Już mi lepiej. Ja pójdę już do siebie.
-Odprowadzę Cię.-Luck łapię babcie za ramię, by wejść z nią po schodach.
Po dwudziestu minutach, Luck wraca do kuchni.
-Czemu tak długo?-pytam, popijając wodę z przezroczystej szklanki.
-Pytałem, co się takiego stało, że gorzej się poczuła.
-Tak? I o co chodzi?-pytam zaciekawiona.
-Mówiła, że strasznie kręci jej się w głowie i to od dłuższego czasu.-odpowiada zmartwiony.
-Jak to od dłuższego czasu?
-Od miesiąca robi się jej słabo. Ma coraz to większe problemy z chodzeniem, ze wzrokiem. Powiedziałem jej, że idę z nią jak najszybciej do lekarza, wiesz.. Nie chce stracić ostatniej bliskiej osoby. Jedynej, bliskiej osoby.
-Rozumiem, a ile ma lat?
-Prawie dziewięćdziesiąt. Jest już naprawdę stara. Boję się, że ona.. No wiesz.
-Umrze?-pytam, łapiąc Lucka za ramię.
-Tak.-chłopak spuścił głowę.
-Chodźmy może już na górę, dobrze?
-Tak, to dobry pomysł.-odpowiada.


Pamiętnik SuzanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz