Do pokoju wpadła duża część watahy Collina. Zobaczyłam Olivera, który stał na przodzie grupy. W sumie w końcu to beta czyli zastępca Collina.
- Alfo? - Powiedział mate Clar
- Tak?
- Ryan..... - Na jego imię, alfa warknął nieprzyjemnie. - Ryan z częścią mieszkańców tego domu uciekł na południe. Wysłać tropicieli aby go znaleźli?
Collin zastanawiał się przez dłuższą chwilę, cały czas mnie przytulając.
- Nie. - Odpowiedział wreszcie. Spojrzałam na niego zaskoczona ponieważ wiem że najchętniej rozerwałby go na strzępki. Ja też bym to zrobiła. Jednak ja tylko rozszarpałabym mu jego przyrodzenie i zostawiła do czasu aż się nie wykrwawi. Do głowy przyszło mi wiele innych pomysłów mordu ale wolę się nimi nie dzielić gdyż pewnie ktoś jeszcze wsadzi mnie do psychiatryka. - Nie wysyłajcie tropicieli. Mógł pójść po wsparcie. Możliwe że ma zasadzkę. Poczekamy i przygotujemy się na wojnę. - Powiedział stanowczym głosem.
W końcu stwierdziłam że już stanowczo za długo stoję w mocnym uścisku Alfy więc próbowałam się wyswobodzić. Jednak Collin ani myślał mnie puścić. Zaczęłam się mocniej wiercić. Ale to też nie dawało skutku.
Alfa się lekko ode mnie odsunął i zaczął się mi przyglądając jakby szukał obrażeń. W końcu zatrzymał się dłużej na mojej twarzy. Jego oczy, które przed chwilą promieniowały ulgą i łagodnością, teraz promieniowały gniewem. Warknął ze złości mocniej zacieśniając swoje dłonie na mojej talii.
- Co to jest? - Zapytał zły jednocześnie wskazując na moje policzki, które w tej chwili miały lekko fioletowo żółtawą barwę. Siniaki pojawiają się na moim ciele od razu ale w delikatnej formie, dopiero po 2 dniach siniaki przybierają mocny kolor.
- Hmm.. No bo tak jakby, tak trochę go zdenerwowałam i on tak jakby mnie pary razy uderzył w twarz. - Odpowiedziałam lekko przestraszona. Czego ja się tak właściwie bałam?
Collin był coraz bardziej napięty i zły. Widziałam to w jego oczach a jego ręce coraz mocniej mnie ściskały.
- Co jeszcze ci zrobił? - Warknął.
- Nic więcej- Skłamałam. Nie chciałam aby był zły bo chce już wrócić do domu i opuścić to miejsce. A jak on się wkurwi to już tak porządnie. Dziwne jest to że znam go 3 dni a dużo o nim wiem.
- Nie denerwuj mnie. - Odparł Collin.
Nie chciałam mu tego tutaj mówić. Chciałam się stąd wydostać i już nigdy nie wracać. Wymazać pamięć. Wymazać z pamięci dotyk jego obleśnych dłoni na moim ciele lub jego pocałunków. Na same wspomnienie chce mi się rzygać i płakać.
- Błagam cię. Opowiem Ci wszystko w domu. Tylko błagam zabierz mnie stąd. Nie chcę tu być. - Powiedziałam płaczliwym tonem.
Chyba podziałało ponieważ oczy Collina nagle złagodnialy i przybrały swoją normalną barwę błękitu.
- Obiecujesz?
- Tak.
- Dobrze kochanie. - Powiedział, chociaż widziałam że nie jest do końca zadowolony. Podniósł mnie i mimo że protestowałam, zniósł mnie na dwór.
Reszta watahy podążyła za nim. Dziwię się że nikt nie został zraniony.
Na dworze wszyscy zaczęli przemieniać się w wilki. Collin postawił mnie na ziemię i sam zrobił to samo co inni. Teraz przed sobą widziałam ogromnego czarnego wilka. Wilk położył się obok mnie na ziemi.
~ Wskakuj - Usłyszałam w głowie głos Collina.
Posłusznie weszłam na grzbiet wielkiego wilka.