Rozdział 24

9K 485 76
                                    

Minęły już dwa miesiące od wiadomości od tego psychopaty i na razie nie dostaliśmy żadnych innych wiadomości czy pogróżek. Życie w watasze powoli się toczyło, bez większych konfliktów, wojen. Najgorszym i zarazem najlepszym czasem był czas gorączki. Najgorszy ponieważ wtedy panowie stawali się tak nieznośni i tak napaleni że chciałam im wszystkim pourywać łby, a najbardziej to Collinowi. On był z nich wszystkich najgorszy. Nie mogłam się ruszyć od niego o krok ponieważ "wilkołak potrzebuje swojej kobiety w trakcie gorączki". A najlepszy bo jak sami możecie się domyśleć, wiązało się to z dużą ilością seksu, wszędzie i praktycznie cały czas. Wspaniały czas.

Dzisiaj jest jakiś tydzień po gorączce, a mój luby lata szczęśliwy po domu jakby dostał swój wymarzony sterowany samochodzik. Od godziny próbuje dostać odpowiedź ale cały czas jej nie dostałam. Więc oficjalnie jestem na niego obrażona za to że mnie olewa, mimo, iż tak naprawdę w żadnym stopniu nie jestem na niego obrażona ani zła. Ale skoro udaję obrażoną i zamiast spędzać czas w jego towarzystwie, czekając na to aż jego aura radości i szczęścia udzieli się również mi, stwierdziłam że pójdę do mojego ulubionego miejsca w tym domu. No dobra, drugiego ulubionego miejsca w domu. Pierwszym jest sypialnia, a jak jest w niej jeszcze Collin to... Nie, Sophie. Stop zboczonym myślom.

Wyciągnęłam z dolnej półki cieniutką książkę. Ernest Hemingway " Stary człowiek i morze". Może być ciekawe. Rozsiadłam się wygodnie w fotelu, otworzyłam książkę po czym schowałam w niej twarz. Mmmm, kocham zapach książek. Wyciągnęłam nos z książki i zaczęłam zagłębiać się w losach Santiago i jego podróży.

******
- Luno. - Usłyszałam głos, który wyrwał mnie z czytania o Tristianie i Izoldzie. - Alfa rozkazał mi abym po ciebie przyszedł i przyprowadził ciebie do niego ponieważ chce o czymś pomówić. - Powiedział Alfred, jeden z młodszych członków stada.

- Jeśli chce ze mną pomówić niech sam po mnie przyjdzie a nie posyła biednego chłopaka, po swoje durne zachcianki. Collin siedzi na dupie a Alfred na pewno ma dużo do roboty. - Zaczęłam mruczeć pod nosem. - W każdym razie przekaż mu proszę że jeśli chce ze mną porozmawiać to niech sam do mnie przyjdzie. - Powiedziałam to do chłopaka po czym się do niego uśmiechnęłam.

- Dobrze Luno. - Chłopak skinął głową po czym wyszedł z biblioteki a ja znów zagłębiłam się w lekturze. Mój spokój nie trwał jednak długo bo usłyszałam szybkie, donośne kroki. Z tego co mówi moje serce to mój luby się zbliża.

Nic jednak sobie z tego nie zrobiłam i wróciłam do lektury, ignorując jednocześnie moje ciało, które pobudzało się ponieważ wyczuło Collina. Ono działa trochę jak pies, te moje ciało. Czuje kiedy Collin się zbliża tak jak wtedy kiedy pies wyczuwa kiedy zbliża się jego właściciel. Jest to z lekka przerażajace ale nic na to nie poradzę.

Usłyszałam trzask drzwi, spojrzałam w bok i tam zobaczyłam mojego mate z lekko wkurzonych spojrzeniem.

- Czemu nie wysłuchałaś mojej prośby i nie przyszłaś do mnie i czemu kazałaś mi do ciebie przyjść? Czemu mnie nie słuchasz? - Zbombardował mnie pytaniami Collin.

- Przepraszam bardzo a czy to nie ty olewałeś mnie cały dzień? Ignorowałeś moje prośby i moje pytania więc ja sobie też chętnie zignoruje twoje. Miło ci teraz? - Zapytałam.
Collin otworzył buzie żeby coś powiedzieć, pewnie żeby zaprzeczyć, ale zaraz potem ją zamknął a na jego twarz wypłynęła niepewność.

- Masz rację, Sophie. Bardzo cię przepraszam. Wybaczysz mi? - Zapytał ze skruchą. Udawać że ciągle jestem zła czy już nie? No dobra, przeprosił mnie. Wystarczy mi to.

- Oczywiście że ci wybaczę, mój dupku. - Powiedziałam. Collin zaczął się śmiać, popatrzyłam na niego z niezrozumieniem.

- Mój dupku? Serio Soph? - Collin zaczął się jeszcze bardziej śmiać.

- Nie podoba ci się coś? - Zapytałam swoim "groźnym" tonem. - Przecież jesteś mój ale jesteś też dupkiem. Prawda? - Zapytałam.

- Masz rację, Soph, jestem twój na wieki ale nie wiem czy się zgadzam z tym dupkiem. - Powiedział powoli do mnie podchodzą . - Bardziej powiedziałbym że kochaniem, skarbem, maszyną do seksu, bogiem seksu no ale jak kwiatuszku wolisz. - Ostatnie zdanie powiedział tuż przy moim uszu.

Dostałam gęsiej skórki. Collin objął moją twarz i zaczął mnie mocno całować. Oddałam pocałunki z pełną siłą i takim sposobem ochrzciliśmy fotel w bibliotece. Kiedyś trzeba było.

*****

Po paru rundach w końcu skończyliśmy "mini" maraton. Teraz leżeliśmy na podłodze, przykryci jakimś kocem, który znalazł Collin. Ja już powoli zasypiałam ale oczywiście coś musiało mi przeszkodzić, a raczej ktoś:

- Kochanie? - Powiedział Collin.

- Mhm. - Mruknęłam półprzytomna i marzyłam żeby wilkołak nie kontynuował. Jednak tak się nie stało.

- Będziemy musieli się zbierać bo dokładnie za jakieś piętnaście minut przyjadą moim najlepsi przyjaciele z dzieciństwa i wypadało by ich powitać. - Powiedział. Momentalnie się ożywiłam. Moja senność znikła w mgnieniu oka.

- Co?! - Krzyknęłam. - Czemu dopiero teraz mi o tym mówisz?! - Warknęłam zła i zaczęłam wciągać na siebie moje ubrania.

- Gdybys mnie posłuchała i do mnie przyszła to dowiedziałabyś się już dawno temu. - Powiedział niezwykle z siebie zadowolony  dupek.

- Spadaj, nie oczekuj że będę ci posłuszna niczym pies. A teraz żegnam ale muszę się przygotować. - Powiedziałam po czym ubrana wystrzeliłem do sypialni.

Będąc już w pomieszczeniu, szybko wlazłam do garderoby i zaczęłam wybierać ciuchy. Coś co go zdenerwuje czy coś bardziej grzecznego. Hmmm. Czy on mnie dzisiaj zdenerwował? Tak. Czy w takim razie powinnam mu się odwdzięczyć? Oczywiście że tak. Ściągłam z wieszaka błękitną kieckę. Kończyła się tuż przed kolanami i zasłaniała wszystko co powinna. Jest to skromna sukienka ale i tak Pan Władza i Zaborczość będzie zły. Nieważne.

Mam tylko 7 minut. Wciągnęłam na siebie kieckę po czym szybko ogarnęłam włosy i poprawiłam makijaż. Ubrałam buty i wybiegłam z pokoju. Nie wiem jak to zrobiłam ale na dole byłam punkt 18:59. Cała minuta zapasu. Stanęłam obok Collina, który miał ubrane na sobie to co rano, aczkolwiek wyglądał w tym stroju bardzo apetycznie....
Stop, Sophie, zatrzymaj zboczone myśli na potem.

Mój luby popatrzył na mnie po czym warknął i zaczął otwierać usta ale w porę zadzwonił dzwonek nie dopuszczając go do powiedzenia czegokolwiek . Tak!

- Pogadamy o tym później. - Powiedział, chwycił mnie w pasie i bardzo mocno mnie do siebie przyciągnął.

Pociągnął mnie do drzwi, a następnie je otworzył. Ukazali mi się dwaj młodzi mężczyźni, mniej więcej w wieku Collina. Muszę przyznać że są przystojni. Oczywiście nie tak przystojni jak mój mate ale jednak. Szeroko się uśmiechnęłam. Collin puścił mnie po czym zgarnął w uścisk najpierw pierwszego a potem drugiego osobnika. W końcu kiedy zaprzestali swoich czułości, Collin wpuścił ich do środka i mnie przedstawił:

- Alan, Aaron to Sophie, moja mate. Sophie to Alan i Aaron moi najlepsi przyjaciele od 20 lat. - Powiedział z uśmiechem.

- Cześć. - Powiedziałam po czym wyciągnęłam rękę żeby się z nimi powitać. Jednak z tego co zrozumiałam to Aaron chwycił mnie talii, podniósł i mocno do siebie przytulił.

- O jejciu, tak się cieszę że cię znalazł kochana.. - I na tym się skończyło bo usłyszeliśmy głośny wark.

- Zabierz ręce od mojej Mate. - Warknął Collin.

O nie. Znowu.

*************
Hejka kochani. Mam nadzieje że rozdział się spodobał.
Dziękuję wam za wszystkie gwiazdki i komentarze.
Kocham was ❤️
PaniMorgenstern

Moja. Tylko moja Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz