Obudziłam się przez promienie słoneczne, które świeciły mi w twarz. Ugh. Teraz przeklinałam że wczoraj nie opuściłam rolet. Obróciłam się więc na drugi bok aby móc jeszcze pospać, tyłem do okna, bez konieczności wstawania. Kiedy to zrobiłam, zobaczyłam spokojną twarz Collina, który spał głębokim snem. Wytężyłam wzrok i zobaczyłam że jest już 10. Musiał być bardzo zmęczony gdyż zazwyczaj wstaje o 8 rano. Jeszcze go w nocy obudziłam przez koszmar. Na samą jego myśl po moim ciele przebiegają dreszcze. A moje ciało i umysł się budzą. Już mi się nie chce spać. Super. Trzeba było o tym myśleć? Nie. Jesteś idiotką.
Wtulilam się bardziej w Collina na co on zamruczał. To bylo takie słodkie. Co ty mówisz?
Dobra, Sophie. Chce Ci się spać. Chce Ci się spać. I tak powtarzałam do momentu aż rzeczywiście zasnęłam.
Obudziłam się 3 raz tego dnia przez coś natrętnego, co jeździło po całej mojej twarzy.
- Czymkolwiek jesteś, spadaj. - Mruknęłam i wtuliłam się w poduszkę.
Jednak to irytujące gówno nie chciało odpuścić i teraz zaczęło głaskać mnie po plecach. Co ja? Pies? Odwróciłam się i otworzyłam oczy. Zobaczyłam Collina, który opierał się na łokciu leżąc bokiem. Okazało się że to "gówno" to ręka chłopaka, który teraz głaskał mnie po włosach. Mate otworzył usta żeby coś powiedzieć ale skutecznie mu przerwałam:
- Nie głaszcz mnie tak bo czuję się jak pies kanapowy. Nienawidzę tego. - Mruknęłam do niego półprzytomna.
Collin się zaśmiał. A temu o co znów chodzi?
- Dobrze, kochanie. - Powiedział. - Tak słodko wyglądasz taka zaspana. - Dodał jeszcze z uśmiechem. O to mu chodziło?
- Zapamiętaj sobie że ja nie jestem słodka. Czy ja ci na czekoladę wyglądam? - Jestem ciut marudna. Ale co tam?
- Wstawaj. Jest już po 12. - I to właśnie jest idealna pora na wstawanie.
- Okay, to mogę wstawać. - Powiedziałam już uśmiechnięta. Co z tego że przed chwilą chciałam spać? Teraz kiedy dowiedziałam się która godzina od razu mi się humor poprawił.
Pewnie dla wielu osób wstawanie o 12 to ogromna strata czasu. Ale z powodu tego że chodziłam spać około 12 lub 1 w nocy to 12 rano było dla mnie dobrą godziną na wstawanie.
- To co? Jestem głodny! Idziemy jeść! - Collin krzyknął po czym wstał, wziął mnie na ręce w stylu panny młodej i wręcz wybiegł z pokoju.
- Hmmm, Collin?
- Tak, skarbie?
- Bo ten, mogłabym się ubrać? Jestem w samej piżamie.
- Nie. - Odpowiedział z uśmiechem i zaczął jeszcze szybciej zbiegać. Co ja z nim mam? - I tak będziemy jeść we dwójkę bo reszta stada już dawno jadła.
Kiwnęłam na to głową. Co innego mogłam zrobić? Głodnemu facetowi raczej się jedzenia nie odmawia. Tym bardziej że Collin szczerzył się jak głupi na myśl o jedzeniu. No w sumie ja też.
Collin posadził mnie na moim siedzeniu. Sam usiadł obok mnie. Kelnerka podała nam jedzenie. Nie podoba mi się fakt że tu jest służba czyli pokojówki, kelnerki i kucharki. Będę musiała o tym porozmawiać z Collinem. Ale najpierw: Jedzenie! Na talerzu były tosty, a na drugim croissanty z nutellą i brzoskwiniami. Do tego postawiona była herbata i soczek pomarańczowy. Pychota!
Po skończonym posiłku, Collin znów wziął mnie na ręce i skierował się do sypialni. Musieliśmy dziwnie wyglądać: dziewczyna w piżamie w pingwinki i facet w samych bokserkach. Chwilę, chwilę. W samych bokserkach? To ja nie mogę wychodzić z pokoju w krótkich spodenkach a on może paradować po całym domu w samych bokserkach. O tym też będziemy musieli porozmawiać. Ale wiem że najpierw będziemy musieli porozmawiać o wydarzeniach do których wracać nie chcę. Czasami tak bywa.