Sophie
Jack zaśmiał mi się w twarz. Prawdopodobnie wygladałam jak ryba wyciągnięta z wody. Ale tak się własnie czułam. Byłam taką głupiutką rybą, która myślała, że ukochany ją ochroni przed całym złem, a kiedy została wyjęta z czystego stawu i wrzucona do ścieków, to była wielece zaskoczona.
- Ale dlaczego? - Zapytałam. Jack przewrócił oczami.
- Dalej nie rozumiesz? Kocham cię i jesteś moja. Posłuchaj mnie uważnie. M O J A. - Podkreślił. Po policzkach poleciały mi łzy.
- Nie Jack. Ty mnie nie kochasz. Gdybyś mnie kochał to byś nigdy nie odciągnał mnie od osoby, która kocham i przy, której jestem szczęśliwa. - Powiedziałam i znowu zostałam spoliczkowana. Chwyciłam się za policzek, a w moich oczach zaczął kwitnąc gniew.
- Nigdy wiecej nie mów o nim. Nigdy więcej. - Powiedziałam z furią w oczach. Zaczął do mnie podchodzić, a ja na to zaczęłam się cofać.
- Bo co mi zrobisz? - Zapytalam z kpiną w głosie. Ze wściekłości zacisnął pięści. Coraz bardziej się przybliżał, aż ja wpadłam na ścianę, tam podszedł tak blisko, że nasze twarze były od siebie oddalone o kilka cemtrymetrów. Za blisko. - Odsuń się ode mnie. - Powiedziałam. Zaśmiał się i zaczał błądzić rękami po moim ciele, a mi zebrały sie wymioty. - Weź te swoje obślizgłe łapska z dala ode mnie, skurwielu. - Wysyczałam.
To mu się na pewno nie spodobało. Bo zacisnął palce na mojej szyi i podniósł mnie lekko z podłogi. Chwycilam jego dłonie na szyi próbując je odciągnać ode mnie.- Jeszcze raz o nim powiesz lub tak do mnie powiesz to pożałujesz. Rozumiesz? - Powiedział patrząc prosto w twarz. Ja za to ledwo już oddychając, na ostatkach sił podniosłam kolano i wbiłam je w miejsce, gdzie słonce nie dochodzi. Na to puścił mnie, chwytając sie za swoje przyrodzenie. A ja za to upadłam na podłogę i zaczęłam sie krztusić, kiedy w koncu mogłam oddychać. Spojrzałam na Jacka, a on wciąz zwijał się na podłodzę. Nie mialam sił, ale to byla moja jedyna szansa. Wstałam niepewnie, chwiejąc się na nogach. Podeszlam jednak do tego skurwiela i znów kopnełam go w jaja, żeby dłuzej był nie dysponowany. Podbieglam w stronę drzwi, były otwarte i wybiegłam na korytarz. Rozpaczliwie zaczęłam szukać drogi ucieczki. Zobaczyłam schody i sądziłam, że na dole będą drzwi wyjściowe. Po pokonaniu dwóch pięter usłyszlam szybkie kroki na schodach. Z sercem pełnym lęków zaczęłam szybciej zbiegać bo schodach. Nie odwracaj sie Soph. Nie odwracaj się. Wmawialam się.
~Colllin! -Krzyknełam do mojego mate. Ale nic nie usłyszałam spowrotem. Tak jakby nie zył. Nie myśl tak. Na pewno żyje. - Kocham cię Collinie. Pamietaj o tym. I to Jack jest alfą wygnanych. - Marne moje sznase, ale może śni i to usłyszy. Nie wiem ale to moja jedyna szansa jesli nie ucieknę. Kroki za mna było słychać coraz mocniej. Jeszcze jedno piętro Soph. Dasz radę wmawiałam sobie. Ale na ostatnim schodku poślizgnęlam się i uderzyłam glowa o twardą podłogę. Ostatnie co pamoetam to czyhesz buty, a potem tylko ciemność.Collin
Sophie była tuż przede mną. Taka piękna. Jej cudowne oczy wpatrywały się w moje. Jednak nie były wypełnione szczęściem, były przepełnione strachem. Chciałem ją przytulić, jednak nie mogłem. Nie umiałem się poruszyć.
- Collin! - Krzyknęła. - Kocham cię Collinie. Pamietaj o tym. - Chciałem to samo odpowiedzieć, ale nie mogłem. - I to Jack jest alfą wygnanych.
Obudziłem się zdyszany ze snu. Czy to było prawdziwe? Czy to tylko moja wyobraźnia. Chciałem się podnieść, ale poczułem ogromny ból w boku. Odkryłem kołdrę i zobaczyłem okropną ranę. Wtedy sobie przypomniałem, że jakiś wygnany sukinkot mnie postrzelił.
Muszę się dowiedzieć na czym stoimy i czy są jakieś wieści od Sophie.- Oliver! - Krzyknąłem. Od razu usłyszałem szybkie kroki na korytarzu i do pokoju wpadł mój przyjaciel.
- Jak dobrze, że się obudziłeś Alfo. - Powiedział. Ja za to nie tracilem czasu.
- Jak nam idzie na wojnie? - Zapytałem.
- Po ataku srebrem, kiedy cię zranili Alfo, wycofali się i otoczyli swój obóz srebrem, więc na razie walki stoją. - Z jednej strony dobrze, bo mamy czas na regenrację, z drugiej źle bo taka przerwa zawsze ma jakieś konsekwencje. Pomyślalem.
- Dobrze, a co z Sophie? Są jakieś wieści. - Zapytałem z nadzieją.
- Nie ma żadnych, Alfo. - Odpowiedział. Musiało się coś stać. Peter na pewno już dostarczyłby wiadomości.
- Przeszukajcie całą zaplanowaną trasę ich przejazdu. Czy nie było żadnych wypadków i tym podobne. To ma być zrobione jeszcze dzisiaj. Dobrze? - Wydałem rozkaz. - I przy okazji zawołaj lekarzy, muszę się dowiedzieć, kiedy będę zdrów.
- Tak jest, Alfo. - Powiedział po czym szybko opuścił pokój. Ja czekając na lekarzy, myślałem o mojej księżniczce. Mam tylko nadzieję, że nic jej nie jest.
Sophie
Obudziłam się z okropnym bólem głowy. Próbowałam przyłozyć rękę do miejsca bólu, ale nie mogłam. Byłam naga, przywiązana do narożników łóżka. Kurwa. Mam przesrane.
- Moja śpiąca królewna w końcu się obudziła. - Powiedział Jack, którego dopiero teraz zauważyłam. Też był cały nagi. - Ode mnie się nie ucieka skarbie. A teraz dowiesz się dlaczego. - Powiedział i zaczął do mnie podchodzić z drapieżnym spojrzeniem w oczach. Próbowałam się uwolnić od sznurów, ale nie potrafiłam. Byłam skazana na pastwę tego dupka. Po twarzy poleciały mi łzy.
- Nie płacz kochanie. Jack tu jest. - Powiedział, po czym zaczął się na mnie wspinać. Popatrzył na moją twarz i wylizał z mojej twarzy łzy, na co się wzdrygnęłam z obrzydzenia. Przycisnął swoje przyrodzenie do mojej kobiescości. - Popatrz jaki jest twardy dla ciebie skarbie. - Wymruczał i usadowil się między moimi nogami. Obiecałam sobie, że nawet nie jęknę z bólu. Nie dam mu tej satysfkacji. Ustawił swojego penisa tuż przy moim wejściu i pchnął. W oczach zebrały mi się łzy, ale tak jak obiecałam nie jęknęłam z bólu. Gwałtownie we mnie wchodził, a ja leżałam tam jak kłoda, z oczu lały się łzy. To tak cholernie bolało. Jeszcze nic mnie tak nie bolało w całym moim życiu. Po tym jak we mnie doszedł, upadł na mnie.
- Świetnie było skarbie. - Powiedział i pocałował mnie w czoło. Chcę być sama, proszę zostaw mnie. Błagałam w myślach. Wyszedł ze mnie i zaczął mnie rozwiązywać. Kiedy skończył, zaczął się ubierać. Właśnie zmierzał w kierunku drzwi, kiedy się odwrócił.
- Jeśli będziesz grzeczna to może następnym razem będzie przyjemniej. - Powiedział z uśmieszkiem, po czym przeszedł przez drzwi i zamknął je na klucz. Kiedy tylko usłyszałam, że jest daleko. Zwinęłam się w pozycję embrionalną i głośno zaszlochałam. Dlaczego ja? Dlaczego to tak boli? Ja chce do Collina.
Po paru minutach wstałam. Mając nadzieję, że w tej klatce jest gdzieś łazienka, bo nie wytrzymam psychicznie z jego spermą. Na szczęście była. Weszłam więc szybko pod prysznic i dokładnie się wymyłam. Stałam tam 20 minut dłużej, płacząc tak jak jeszcze nigdy w moim życiu.****
I jakie odczucia? Przepraszam że tak długo. I rozdział jak zawsze niesprawdzony.