Rozdział 33

4.8K 182 18
                                    

Sophie

Siedziałam w mojej brudnej klatce drugi dzień i jak dotąd nawet głupiej kromki chleba nie dostałam.
Mam za to dużo czasu do myślenia. Jak ja bardzo byłam głupia, że podejrzewałam o cokolwiek Petera. Człowieka, któremu najbardziej ufa Collin. A zaufałam temu skurwielowi, który od początku był blisko mnie i się przymilał.  Ciekawe czy jego siostrzyczka macza w tym palce. Nie byłabym zdziwiona, gdyby ona  była główną pomysłodawczynią. Usłyszłam huk, a przez kraty do mojej klatki wsunięto tacę. Spojrzałam, a na tacy znajdywały się dwie suche kromki chleba i woda. Chyba jestem dla niego za gruba i chce mnie odchudzić. Zaśmiałam się do siebie i wręcz pożarłam to co mi przynieśli.
Ciekawe jak długo będzie mnie tutaj trzymał? Aż rzucę mu się na szyję i powiem: Tak Jack, ty jesteś moim jedynym ukochanym i tym podobne? Ej, Sophie to wcale nie jest zły pomysł.
W sumie potem, mogłabym mu przynajmniej w śnie jaja obciąć.
To mój jedyny plan, więc chyba będę musiała go zrealizować. W końcu wolność jest lepsza niż duma.
Z tym postanowieniem, zrobiłam to, co najbardziej potrafię robić: poszłam spać.

Collin

Siedziałem przy łóżku Petera. Musimy poczekać, aż się obudzi, by mógł coś nam powiedzieć, gdyż wszystkie tropy się skończyły. Mogę jedynie czekać.
Biedny Peter. Kiedy go znaleźli to myśleli, że nie żyje. Miał złamanych wiele kości, wybite zęby, zaschniętą krew wszędzie. A ponieważ jest wilkołakiem i się szybko regeneruje, to wszystkie kości musieli mu złamać na nowo i nastawić.
Muszę go pomścić. I znaleźć osobę, która przetrzymuje moją biedną Sophie.

- Collin! - usłyszałem kobiecy krzyk. Niestety nie mojej Sophie. Odwróciłem się i ujrzałem Christinę.

- Hej Christie. - Powiedziałem i wstałem, żeby się przywitać. Dziewczyna się wręcz na mnie rzuciła. Dziwne, pomyślałem. Przypomniałem sobie o tym dziwnym śnie i słowach Soph, że Jack jest alfą wygnanych.
Christina się ode mnie odsunęła i  odwróciła w stronę Petera.

- Jak tam Peter? Lepiej mu? - Zapytała i popatrzyła z troską w oczach na naszego przyjaciela. Ja również na niego spojrzałem.

- Trudno powiedzieć. Lekarze powiedzieli, że jest w stanie krytycznym i będą zdziwieni, jeśli się obudzi w najbliższym czasie. - Oznajmiłem Christinie. Dziewczyna przytaknęła głową.

- A jak ty się trzymasz? Wiesz kto ją przetrzymuję? - Zapytała, patrząc na mnie wnikliwie.

- Niestety nic nie wiem. - Powiedziałem ze smutkiem. Christina popatrzyła na mnie ze współczuciem w oczach.

- Na pewno ją znajdziesz Collin. - Uśmiechnęła się do mnie pocieszająco i poklepała po ramieniu. - A teraz przepraszam, ale idę się odświeżyć. Do zobaczenia później. - Powiedziała, pokiwałem jej głową na pożegnanie i odeszła.

~ Ona coś kombinuje - powiedział mój wewnętrzny wilk.

~ Czemu ty zawsze myślisz, że wszyscy spiskują i są przeciwko mnie. - Zapytałem.

~ Nie wiem. Bo nie jesteś zbyt lubianą osobą? - Zapytał z ironią. Ja na to prychnąłem. - A tak na serio, to przyjrzyj jej się, bo nie chce znowu wycierać twoich łez.

Więź została przerwana. Ciekawe czy ten sierściuch ma rację.

Sophie

Zostałam nagle obudzona przez głośny hałas. Otworzyłam oczy, a nade mną stało dwóch wielkich facetów.

- C-co się dzieje? - Zapytałam ze strachem w oczach.

- Wstawaj królewno! I nie będę prosić drugi raz. - Krzyknął na mnie jeden z goryli. Na co ja posłusznie wstałam, lekko się potykając, będąc nawet jak na mnie, niezwykle niezdarna. Jeden z goryli przerócił oczami, przez co wiedziałam, że jest zniecierpliwiony.
W końcu się ogarnęłam.

- Ruszaj. - Warknął na mnie jeden i popchnął mnie. Wyszłam z celi. Co się do cholery dzieje?

- Mogę tylko wiedzieć co się dzieje? - Zapytałam tego milej wyglądającego. Ten popatrzył na mnie z pogardą.

- Alfa kazał cię zabić, ślicznotko. - Uśmiechnął się, a ja rozszerzyłam oczy z przerażenia.
Nie, nie, nie, nie. Nie mogą mnie zabić, nie póki ostatni raz nie zobaczę Collina. Nie mogą. Szukałam jak spanikowana drogi ucieczki, ale za chuja nie było jak.

Dobra Sophie, nie masz szans. Pomyślałam zrezygnowana. Przez głowę przesunęło mi się wiele twarzy: moich przyjaciół, rodziców, rodzeństwa i najważniejsza Collina. Po policzkach popłynęły mi łzy. Wprowadzili mnie do ciemnego pomieszczenia, w którym był mnóstwo broni.

- Odwróć się. - Rozkazał jeden z nich. Nic mi nie zostało, jak być posłuszną. Po policzkach popłynęło mi więcej łez.

Usłyszałam jak naładowali pistolety. Zamknęłam oczy, przygotowując się na śmierć. Usłyszałam dwa wystrzały.
Jednak nie poczułam żadnego bólu. Co do cholery? Odwróciłam się, a tam z pistoletem w dłoni stał świnia- Jack.

- Chodź Soph, musimy uciekać. - Powiedział. Roszerzyłam oczy ze zdumienia i złości.

- Myślisz, że ci zaufam ty kurwisynu?! Po tym co mi zrobiłeś?! - Zaczęłam wrzeszczeć. Chłopak szybko do mnie doskoczył i zakrył usta.

- Zamknij paszczę, kretynko. Bo się dowiedzą, że żyjesz. A nie pozwolę na to, żeby cię zabili, prędzej ja umrę. - Daj Boże. Pomyślałam. - Jesteś moją mate. - Przewróciłam oczami.

- Po pierwsze to ja nie jestem twoją mate. - Na to Jack warknął, ale  mało mnie to obchodziło. - A po drugie myślałam, że byłeś alfą. - Powiedzialam.

- Bo byłem, ale oddałem tą funkcję, nie wiedząc jakie będą konsekwencję, mojej siostrzyce. - Powiedział. - Christinie. - Zawsze wiedziałam, że to suka. Pomyślałam.

Moja. Tylko moja Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz