Rozdział dwudziesty dziewiąty

5.5K 268 89
                                    

Promienie ciepłego słońca bezszelestnie wdzierały się przez otwarte okno w dormitorium, w którym spała Hermiona. Niebo było bezchmurne. Ptaki, jak co rano śpiewały swoją poranną pieśń. Gryfonka mawiała, że wdzięczne ptaszki tak właśnie witają słońce. Na kwiatku, który stał na parapecie usiadł motyl biały, jak nowa, jeszcze nigdy przedtem nieużywana pościel. Obok przycupnął kolejny o skrzydłach bladoróżowych, które jednak pod wpływem promieni przybierały wszystkie kolory tęczy. Za kilka chwil dołączył do nich cytrynowożółty z czarnymi jak heban plamkami. Wtem zwinnie na okno wdrapał się Krzywołap. Nie spłoszył przy tym ani jednego motyla. Zsunął się powoli po kremowej zasłonce i kocim ruchem, jak na kota przystało zbliżył się do łóżka Hermiony. Jednym zręcznym skokiem usadowił się na końcu łóżka, tam, gdzie kołderka była najbardziej zsunięta. Nie minęło 5 minut, a kot był już na poduszce, koło głowy swojej właścicielki. Wtulił się w jej ciemnobrązowe loczki. Połaskotał ją delikatnie wąsami po nosie. Dziewczyna obudziła się, ale nadal leżała bez ruchu z zamkniętymi oczami. Delikatnie wysunęła spod głowy swoją dłoń i wyciągnęła ją ku kocurowi. Wtulił w nią swój puszysty łepek. Dziewczyna otworzyła oczy. Uśmiech już od chwili, kiedy się obudziła, nie znikał z jej twarzy. Ściągnęła z siebie kołdrę i zostawiając swojego zwierzaka w ciepłym łóżku pomaszerowała do łazienki.

*

- Nie mam zielonego pojęcia jak McGonagall na to pozwoliła! - Burzyła się Ginny nakładając sobie na talerz kilka jajek sadzonych.

- Ej, Gin... uspokój się, przecież to nie tak, że ona na to pozwoliła... Nie było czasu temu zapobiec... - Wtrącił Ron.

- To znowu się powtórzyło! Coś mogło się stać komuś z nas, rozumiesz? A ona nawet nie miał się jak obronić! To nie są żarty, ona w ogóle nie pilnuje tego co się tu dzieje.

- Hej, kochani. - Uśmiechnęła się Hermiona. Dosiadając się do swoich przyjaciół. Od razu nałożyła sobie na talerz trochę placków z jabłkiem. - O co się tak spieramy? - Uniosła brew zerkając na Ginny.

- Znowu doszło do ataku. Zginęła osoba! Rozumiesz to? Zgadnij kto to był! - Prychnęła Ginny.

- Nie, proszę.... powiedz, że nie ktoś z Gryffindoru..

- Luna Lovegood! - Rudowłosa uderzyła pięścią o stół, tak mocno, że uczniowie z innych domów odwrócili się w ich stronę, by zobaczyć co się stało. - To jest po prostu niedorzeczne! Śmierć kogoś z Hogwartu! Ciekawe co jej ojciec powie!

- Luna wracała z łazienki Prefektów, bo podobno się przechadzała... no wiesz jak to Luna... i śmierciożerca ją zaatakował. - Objaśnił brunetce Harry. - Nawet nie miała czasu, żeby się wybronić...

- Na Merlina.... to straszne.... poza tym, dziewczyna już raz uniknęła śmierci... pamiętacie? Po tym jak została zauroczona... - Powiedziała Herm.

- Nikt nawet nie wie, jak ten śmierciożerca dostał się do zamku... przecież jest już na tyle dobra ochrona i wysokie bezpieczeństwo, że takie coś nie powinno mieć w ogóle miejsca. - Westchnął Wybraniec, a Weasley'ówna tylko pokręciła głową.

Hermiona wciągnęła powietrze przez nos i w głowie odpowiedziała sobie na pytanie, które wcześniej tak ją męczyło. Złapała się za głowę.

- To moja wina... na Godryka, to moja wina... - Oczy nagle wypełniły jej się łzami. - Ja... słyszałam jakieś hałasy wczoraj w nocy, ale zignorowałam to... Mogłam jej pomóc..

- Miona, nie obwiniaj się teraz o to... nikt nie mógł jej pomóc... - Mruknął Ron i objął przyjaciółkę, a ona przytuliła się do niego cicho płacząc.

*

Przez następne kilka dni wszyscy byli w okropnym nastroju. Każdy chodził smutny, zły. Jedni obwiniali się o śmierć koleżanki, a inni nie umieli pojąć jak mogło do tego dojść. Szkoła była tak chroniona, żeby nikt z poza niej nie mógł się tu przeteleportować.

I CAN MAKE YOU MINE | DRAMIONE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz