Rozdział 27

260 14 6
                                    

Piątek. Piąteczek. Piątunio.
Mam dzisiaj tylko 6 godzin. Po obiedzie przyjdzie do mnie Zayn. Mój ''korepetytor''. Jak to brzmi...

Zwinęłam się szybko z łóżka i podreptałam do toalety. Jak na listopad jest wyjątkowo ciepły dzień więc ubrałam się lekko. Biała koszulka na ramiączka, koszula w czarno-białą kratkę i ciemne spodnie z dziurami. Do tego moje ulubione trampki.
O 7:30 przyszła po mnie Santana. W drodze do szkoły omówiłyśmy jutrzejszy wyjazd. Jedziemy jej samochodem o 11:00. Podobno chłopcy mają jutro dzień wolny. Zrobimy im małą niespodziankę.

Dzień w szkole minął mi szybko. Na zajęciach artystyczno-muzycznych zaśpiewałam kilka próbnych piosenek na festiwal. Pani Harleen zdecydowała, że zaśpiewam ''Fearless''. Zgodziłam się ponieważ bardzo lubię tą piosenkę.

                                  ~*~
Po powrocie do domu odgrzałam obiad, który rano zostawiła mi mama. Zjadłam szybko i poszłam na górę ogarnąć pokój bo przecież mam burdel niesamowity. Jak to ja. Poszło mi całkiem sprawnie. Starłam kurz z półek, odkurzyłam trochę podłogę i przygotowałam książki oraz zeszyty.
Kilka minut po 16:00 usłyszałam dzwonek do drzwi.

-Cześć, gotowa?

-Na fizykę? Nigdy - zaprosiłam Zayna do pokoju.

-Widzę, że jednak przygotowana. To co? Zaczynamy?

-Chyba tak.

Szczerze? Nie było tak źle. Nawet zrozumiałam temat, który przerabialiśmy. Jak tak dalej pójdzie to pozaliczam wszystko przed terminem!

-Więc co teraz musisz z tym zrobić?

-Pomnożyć.

-I co ci wyjdzie?

-Em... 231,62. Odpowiedź C.

-Bardzo dobrze! Widzisz, mówiłem, że to proste.

-Kurczę, faktycznie! Jak ty to robisz, że jak mi tłumaczysz to wszystko rozumiem a jak nauczyciel to
ni cholery?

-Bo ja tłumaczę prostym językiem. Chyba już dosyć na dziś, co?

-Taaak. Potrzebuję trochę odpoczynku. Może chcesz coś do picia?

-Bardzo chętnie. Zaschło mi w gardle od tego tłumaczenia - zaśmiał się chłopak.

-Dobra, to ja zaraz przyjdę.

♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡
                              Zayn

Lucy poszła po sok na dół. Postanowiłem rozejrzeć się trochę po pokoju. Na tablicy nad biórkiem wisiały zdjęcia. Kogo? Jej i Louisa... Żeby ona wiedziała ile ten jej chłoptaś ma za uszami... Nie chciałem mówić dziewczynie o tym czego się dowiedziałem dziś rano. Chociaż z drugiej strony... Chętnie popatrzyłbym jak Lucy daje po pysku temu frajerowi. Przyjemny widok.

-Jestem. Proszę - podała mi szklankę z sokiem.

-Dzięki. Może umówimy się kiedyś na bieganie i siłownię?

-Jasne. Już dawno nie biegałam. No chyba, że na wf...

-Jutro o 16:00?

-Nie, jutro nie mogę. Jadę z San do NY do chłopców - aż mi się jej szkoda zrobiło. Myśli, że Louis ją kocha i że w ogóle jest najlepszym facetem stąpającym po ziemi. Śmieszne.

-W takim razie miłej podróży. Ee, muszę już iść. Cześć - pożegnałem się szybko z Lucy. Musiałem natychmiast wyjść bo jeszcze coś bym chlapnął. Z resztą i tak pewnie by mi nie uwierzyła.

Piękne i nareszcie możliweOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz