Rozdział 19

301 18 13
                                    

       Widziałam jak wyworzą Zayna na blok operacyjny. Z bezsilności i strachu zaczęłam płakać. Już raz zdarzyła mi się tak sytuacja. Mój kolega Thomas miał wypadek samochodowy. Też go operowali. Dwa tygodnie później już miał wychodzić do domu. Ale coś mu się stało. Nagle. Zabrali go na blok. Zmarł podczas operacji.
Co jeśli będzie tak samo? Co jeśli on umrze? NIE NIE NIE NIE! Nie mogę dopuszczać w ogóle do siebie takiej myśli! Wyjdzie z tego i koniec! Nagle zadzwonił mój telefon. Santana.

-T... Tak?

-Cześć, co rob... Lucy? Ty płaczesz?

-Zayn... Coś mu się stało... Operują go... Znowu...

-Co?! Jesteś w szpitalu?! Zaraz tam będę!

Jak żyję jeszcze nigdy tak nie płakałam. To było straszne. Może wtedy po tej imprezie powinnam go zatrzymać. Albo chociaż powiedzieć żeby nie wracał przez ten cholerny park. Szlag by to trafił, no!
Jakaś pielęgniarka widząc mnie podała mi leki uspokajające. Po zażyciu nie płakałam już ale serce biło mi jak oszalałe. Tak bardzo się bałam. Nagle usłyszałam głos przyjaciółki.

-Lucyen! Co z nim?

-Nie wiem... Nikt nic nie mówi...

-Co się w ogóle stało?

-Byłam u niego. Rozmawialiśmy i nagle... Zaczął szybko oddychać i... i lekarze zabrali go na blok. Od godziny nic! - po raz kolejny wybuchłam płaczem.

-Hej, mała spokojnie. Wszystko będzie dobrze - pocieszała mnie przyjaciółka.

-Lucy? San? Co się stało?

-Louis? Co ty tu robisz? Wypuścili cię? - moja towarzyszyła była równie zdziwiona jak ja.

-Tak. Faceci, ktorzy go pobili ukradli mu portfel z kartą kredytową. Zapłacili gdzieś w sklepie i ich namierzyli. Przyznali się. Ale teraz powiedzcie mi co z Zaynem.

San streściła mniej więcej całą historię.
Nagle z bloku wyszedł lekarz.

-I co z nim? - poderwałam się na równe nogi.

-Z pacjentem wszystko w porządku. Był mały problem ale opanowaliśmy sytuację. Proszę się nie martwić. Jeszcze dziś powinien się wybudzić - odczułam ogromną ulgę. Od razu zrobiło mi się lżej na duszy. -Więc mogą państwo spokojnie wracać do domu.

-Ja zostanę - powiedziałam.

-Jesteś zmęczona. Idź do domu i odpocznij - powiedziała Santana.

-Nie. Serio zostanę. Dam radę.

-Na pewno?

-Tak, jak chcecie to idzcie.

-No ok. Chodźmy.

Siedziałam u przyjaciela 2 może 3 godziny. Było już około 19:00. Faktycznie byłam zmęczona. Oczy same mi się zamykały. Powoli odpływałam. Przebudził mnie ten sam zachrypnięty głos.

-De Ja Vu?

-Co? - gwałtownie podniosłam zaspane powieki -O, obudziłeś się. Nareszcie. Jak się czujesz?

-Nie najgorzej. Napewno lepiej niż rano.

-Wiesz jak mnie przestraszyłeś?! Myślałam, że na zawał zejdę albo, że się odwodnię!

-Płakałaś?

-A to takie dziwne? Myślałam, że umierasz!

-Wow, wow! Ja się na tamten świat póki co nie wybieram - zaśmiał się. -Ile tu siedzisz? Wyglądasz na zmęczoną.

Piękne i nareszcie możliweOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz