Rozdział 16

338 18 8
                                    

                    Dzień imprezy
                            Louis

-Wszystko gotowe? - zapytałem podjarany dzisiejszą imprezą.

-Tak jest szefie! - zasalutował Malik.

Jego brat prowadzi dość duży bar a w zasadzie klub nocny, dzięki czemu mamy załatwioną oddzielną salę. Zaprosiliśmy około 40 osób. W tym Maddie i Nicka co mi nie do końca odpowiadało. Mam nadzieję, że nie przyjdą. Ale wracając do sali. Jest bardzo dużo balonów we wszystkich kolorach. Na środku stoją dwa złączone stoły z jedzeniem i alkoholem. Jest też parkiet do tańca bo to w końcu klub, prawda? Wydaje mi się, że Lucy będzie mile zaskoczona.

-Na którą wszystkich zaprosiliście?

-Na 18:00. Za 15 minut będą więc radziłbym ci już się zbierać po naszą jubilatkę - pogonił mnie Harry. Faktycznie, przez to szykowanie zupełnie straciłem poczucie czasu.
Wsiadłem w samochód i ruszyłem w drogę.

♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡
                             Lucy

     Chyba jednak nie szykują mi żadnej imprezy. Lou zaprosił mnie na kolację i do klubu. To fajne uczucie gdy chłopak zaprasza cię gdzieś z okazji twoich urodzin.
Umówiliśmy się na 17:50 więc zaraz powinien się pojawić. Moja kreacja bardzo mi się podobała. Różowa sukienka przed kolana ozdobiona małymi, czarnymi kryształkami. Do tego lekki makijaż i doskonałe ułożone włosy. To taki typowo imprezowy look. Chyba zacznę się tak częściej ubierać.

Gdy pakowałam torebkę usłyszałam warkot silnika pod moim oknem. To pewnie Louis. Zeszłam na dół i ostatni raz przejrzałam się w lustrze. Tak. Wyglądam perfekcyjnie. I ta skromność...
Wyszłam przed dom zamykając drzwi na klucz.

-Wow! Wyglądasz cudownie! Muszę cię dzisiaj pilnować bo jeszcze ktoś cię porwie! - chłopak powitał mnie komplementem i pocałunkiem.

-Ach, dziękuję bardzo! A mogę wiedzieć do jakiej restauracji jedziemy?

-A właśnie. Mała zmiana planów. Restauracja jest zarezerwowana na 20:00. Wcześniej nie było miejsc. To co? Najpierw do klubu?

-No dobra! Mi tam obojętnie. Original High?

-Żartujesz? W sobotę? Tam nie ma gdzie igły wcisnąć. Może do tego klubu brata Zayna? Tam podobono też jest fajnie. I nie ma tyle ludzi.

-Tylko żebyśmy znowu sami nie byli.

-O to się nie martw - powiedział z chytrym uśmieszkiem.

-Coś knujesz. Nie wiem co ale coś knujesz.

-Dobra, dobra. Ty już nie kombinuj. Zaraz 10 minut będziemy.

Klub wyglądał na porządny ale tak jakoś cicho na zewnątrz. Muzykę z Original High to słychać z kilometra.
Weszliśmy do środka. Pusto. Nawet żywej duszy.

-Tośmy się zabawili - powiedziałam nie powstrzymując śmiechu.

-Może chodźmy do sali obok.

Ruszyliśmy do odzielnej części klubu. Otworzyłam drzwi. Ciemno jak w dupie...

-Gdzie tu się włącza światło?!

Szukałam pstryczka na ścianie ale po chwili światło samo się zapaliło. Zza stołu, krzeseł i foteli wyskoczyli znajomi ze szkoły.

-NIESPODZIANKAA!!! - krzykneli wszyscy jednocześnie. Santana - jedna z moich przyjaciółek i przy okazji dziewczyna Harrego - trzymała na rękach ogromny tort z moim imieniem, które było wypisane lukrem.

Piękne i nareszcie możliweOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz