Rozdział 31

233 16 2
                                    

Siedziałam w pokoju i... W sumie to nic nie robiłam. Wgapiałam się w jakiś beznadziejny brazylijski melodramat. Jestem skończoną, egoistyczną, bezduszną wiedźmą bez serca. Inne określenie nie przychodzi mi do głowy. Skończona kretynka!

-Heej. Jak się trzymasz? - ostrożnie zapytała Santana.

-I co ja mam ci powiedzieć? 'Hej! Zajebiście, mieszkasz z zimną, zdźirowatą suką, co u ciebie?'

-Nie przesadzaj, ok? Wina leży po obu stronach.

-Tak, jasne. Więc czemu czuje się jak ostatnia idiotka?

-Bo nie chcesz się kłócić z Zaynem wariatko.

-Może i nie chcę ale to zazwyczaj on zaczyna.

-Lucy, otwórz oczy. Ty serio nic nie czujesz?

-Nie. Co mam niby czuć?

-Ty idiotko! Czy ty naprawdę nie widzisz, że ci na nim cholernie zależy?! Przecież gdybyś kompletnie nic do niego nie czuła to poszłabyś z nim do łóżka?! Ocknij się kretynko! I tak, masz rację! Jesteś skończoną idiotką! - przyjaciółka skończyła się na mnie wydzierać i opuściła mój pokój.

No... Nie powiem. To było dziwne. Jeszcze nie widziałam Santany w takim stanie. Ale nawet nie chodzi tu o nią. Tylko o jej słowa. Czy ona chciała powiedzieć, że ja go podświadomie kocham?
Nie ukrywam, że faktycznie coś do niego czuję ale czy to jest taka prawdziwa, wielka miłość? Może to tylko zauroczenie? Cholera. Niepewność to najgorsze uczucie na świecie. Gorsze nawet od strachu.

Wróciłam do poprzedniej czynności czyli oglądania telewizji. Przełączyłam kilka kanałów. Nie było nic sensownego więc włączyłam wiadomości. Jakiś wypadek samochodowy gdzieś w centrum miasta. Ale chwila... Skądś znam ten samochód... Wsłuchałam się w słowa dziennikarki.

Zderzenie dwóch samochodów w centrum miasta. Sprawcą wypadku był pijany kierowca. Wjechał w samochód jadący z naprzeciwka. Jedna ofiara śmiertelna - kierowca Citroena C4. Policja nie ustaliła tożsamości ofiary.

Citroen C4? Przez ułamek sekundy została pokazana jego rejestracja. Boże! Przecież to samochód Zayna! Mój oddech gwałtownie przyśpieszył a serce omal nie wyskoczyło mi z piersi. Wgapiałam się w ekran telewizora. Obraz coraz bardziej mi się rozmazywał przez łzy w moich oczach. Poderwałam się na równe nogi i zbiegłam po schodach. Santana słysząc mój panoczny krzyk i szlochanie natychmiast znalazła się przy mnie.

-Lucyen co się stało?!

-Zayn... On... On... N-nie żyje... - wydusiłam z wielką trudnością. W gardle czułam ogromny zacisk.

-Co ty mówisz?! Jak nie żyje?!

-W t-telewizji... Wypadek. Jego s-samochód tam... Tam był... Rejestracja... to o-on...

-Przecież to niemożliwe! Przewidziało ci się! To jakaś pomyłka! Gdzie jest mój telefon?! - oddaliła się.

Wybiegłam z domu cały czas panicznie wylewając z siebie łzy. San ma rację, to na pewno pomyłka! Przecież to nie mógł być Zayn! To nie mógł być on! To paranoja. Pierwsze co zrobiłam to wybrałam numer do Nialla. Kilka razy musiałam naciskać jeden klawisz ponieważ moje ręce trzęsły się jak galareta. Odebrał po trzech sygnałach.

-To nieprawda. Powiedz mi, że to nieprawda! Powiedz, że on żyje!

-Lucy, spokojnie! Jeszcze nic nie wiadomo. Może po prostu się pomylili. Jadę właśnie do jakichś szpitali żeby sprawdzić czy tam go nie ma. Gdzie jesteś? Przyjadę po ciebie.

-S-sampshon S-street.

-Czekaj tam na mnie. Zaraz będę.

Oparłam się plecami o jakiś drzewo i opadłam na twardą, zimną ziemnię. Zaczęłam płakać, krzyczeć, skomleć i nie wiem co jeszcze. Nie mogłam wyobrazić sobie mojego życia bez Zayna. W jednym momencie tyle wspaniałych chwil spędzonych razem przemknęło mi przed oczami. Korki z fizyki, wspólne bieganie, siłownia, tyle lekcji wf-u, koncert i bitwa na poduszki, nasza wspólna noc a nawet nasze kłótnie. I to wszystko tak nagle zniknęło i nigdy nie wróci?! Przecież ja potrzebuję tego chłopaka! Nie potrafię bez niego żyć!

Piękne i nareszcie możliweOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz