Rozdział 34

238 14 2
                                    

                   Dzień konkursu

-Maddie? Cześć, słuchaj ja się trochę spóźnię bo nie odbebrałam jeszcze sukienki z pralni. A naszą kartę zgłoszeń zaniesie ci Zayn, bo i tak musi być wcześniej, ok?

-Dobra, spoko. Aaa... Słuchaj, kiedy powiesz dyrektorowi o ciąży. Tym bardziej, że to dziecko jego nauczyciela...

-Ehh... Nie wiem, jak zaczną się domyślać. Wcześniej nie widzę takiej potrzeby. Dobra, muszę kończyć. Musimy wyglądać jak boginie skoro mamy wygrać, prawda?

-No jasne! Szykuj się, bejbe!

Zakończyłam rozmowę z Maddy i zeszłam na dół do Zayna, który już jakiś czas temu się do nas wprowadził.

-Hej Lucy, patrz co znalazłem! - krzyknął chłopak wyglądając spod laptopa.

-Coo? Pokaż - spojrzałam w ekran urządzenia - Serio? Wózki dla dzieci? I to jeszcze niebieske?

-Dla Daviego - spojrzał na mnie wzrokiem zbitego pieska.

-Ehh... Maddy ma rację. Jeden ojciec to jak dwie matki... Przecież nie wiemy czy to chłopiec, czy dziewczynka. Co jak będzie Vanessa?

-Mam przeczucie, że jednak będzie Davi - wyszczerzył się.

-Podpowiada ci kobieca intuicja?

-Tak. Chwila... Co? Nie!

Nie wytrzymałam i wybuchnęłam śmiechem. Przez łzy spojrzałam na zegarek. 13:40.

-Em... Skarbie, nie chcę ci nic mówić ale masz 20 minut.

-O fuck! Zapomniałem - zerwał się na równe nogi, chwycił za kurtkę i kluczyki i żegnając się ze mną wybiegł z domu.

Powędrowałam do łazienki i wzięłam moje najlepsze kosmetyki. Postanowiłam, że zrobię czarne kreski i podkreślę oko beżowym, matowym cieniem do powiek.
Gdy skończyłam moje dzieło pojechałam do pralni po sukienkę. Niestety nie chce mi się samej prać ciuchów...

-Szlag by to... - powiedziałam sama do siebie gdy w drodze powrotnej samochody zatrzymały się w kilkukilometrowym korku.

15 minut, 30 minut, 40 minut i nic! Auta nadal poruszały się tylko o kilka centymetrów. Na zegarku widniała godzina 15:30. Shit! Mam pół godziny!
Plus jakieś 20 bo ja i Maddie jesteśmy 15 w kolejce.

Powodem korków, jak się później okazało, była stłuczka dwóch samochodów na samym środku drogi. Do domu dojechałam równo o 16:10. Wpadłam do domu i udałam się do łazienki. Z zawrotną szybkością przebrałam się i po raz kolejny tego dnia wsiadłam do samochodu.

Zaparkowałam kilka metrów od szkoły. Na korytarzach było pusto co znaczy, że już dawno zaczął się konkurs. Wbiegłam na pierwsze piętro ponieważ musiałam wstąpić na chwilę do sekretariatu aby zanieść kilka papierków dotyczących dzisiejszego konkursu.
Cholernie zmęczona i zdyszana ruszyłam w stronę schodów. Na zakręcie ktoś chwycił mnie za rękę przez co prawie się przewróciłam. Spojrzałam w górę i myślałam, że dostanę zawału.

-Louis...

Jedynie tyle mogłam z siebie wydusić. Chłopak miał podkrążone i czerwone oczy. Do tego chwiał się na nogach. Wiedziałam, że był pod wpływem czegoś. I to na pewno nie był alkohol...

-Tęskniłaś za mną, księżniczko? - wymamrotał.

-Co ty tu robisz? Mówiłam ci, że nie chcę cię więcej widzieć!

-Wiem, p-przepraszam. To moja winaa. Ale ja cię nadal kocham, serio. Wróć do mnie, proszę cię - brzmiał jak 5-letnie dziecko. Do oczu zaczęły mi napływać łzy.

Piękne i nareszcie możliweOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz