Nie mam pojęcia co ja robiłem w tym Rzymie. I już nie chodzi o faktyczne "jak sie tam pojawiłem", ale zaczynałem filozoficznie zastanawiać się co ja faktycznie wyczyniam już tam będąc. Ot, po kupieniu tego wspaniałego odzienia szybko trafiliśmy na pozostałych z haremu Michała i dalej to już nawet nie próbowałem domagać się uwagi ani Jacopo, ani nikogo z reszty. Kupili barwniki, jakiegoś włosia pewno na pędzle i w sumie chwilę później wracaliśmy do pracowni. No, jeszcze Michał kupił sobie gdzieś dość spory kawał bochenka chleba, ale to właściwie tyle.
Kiedy wróciliśmy do pomieszczenia pomocnicy szybko sie rozeszli, a w domu zostałem ja i Michał, który właściwie bez zbędnego informowania zabarykadował się w pomieszczeniu na górze funkcjonującym jako pracownia właściwa. Siedziałem na dole, słysząc tylko jakieś przesuwanie rzeczy nad głową, które po chwili ucichło. Pewnie artysta epoki znalazł sobie jakieś miejsce do spania i tyle było z jego nocnej twórczości. Zresztą, nawet ja byłem senny, pomimo tego, że przespałem większość dnia. Te wszystkie wydarzenia były na tyle intensywne, że nawet jakoś nie byłem w stanie zająć się myśleniem o tym jak wrócić do siebie. Pytanie tylko co oznacza "do siebie"
Poszedłem spać w tym w czym sie tu pojawiłem. Ubrania kupione na targu nadal były nieruszone, rozłożone obok siennika. Jakoś nie uśmiechało mi sie przebieranie sie w nie, zwłaszcza na noc, już jeansy i koszulka wyglądały lepiej. Wyciągnąłem gumkę do włosów i związałem dziko skręcające sie białe włosy na karku, zsunąłem buty i skarpetki, po czym padłem na materac. Znaczy sie chuja, nie materac. Worek z sianem. Nie ważne, jedyne co byłem w stanie robić, to marzyć o prysznicu. Cholera, chyba będę musiał wytrzasnąć skądś jakieś wiadro z wodą. Ale to rano... Zdecydowanie rano.
***
Obudziło mnie jakieś coś dotykające mnie w spód stopy. I to wyjątkowo miękkie coś. Otworzyłem jedno oko i resztkami sił podniosłem łeb do góry i prawie serce mi stanęło z przerażenia. Pod ścianą wiercił się ogromny szur, chyba wielkości mojej stopy. Nie żebym miał coś do szczurów, takie małe szczurki były nawet urocze, ale kurwa, ten transformer był większy niż ja i moje aspiracje życiowe. Aż poderwałem się z miejsca, nagle siadając jak najbliżej ściany przy której spałem. Szczur morderca pokręcił się trochę i zniknął za ścianą, pewnie idąc gdzieś do sąsiadów.
No aha.
Tak.
Byłem już obudzony na tyle, że postanowiłem nie leżeć dłużej na tym wątpliwie czystym materacu i udało mi się od razu wstać, zamiast przesiedzieć piętnaście minut na podłodze i gapić się na ścianę, myśląc o życiu. Zamiast tego spojrzałem tylko w stronę nowych ubrań i postanowiłem ich nie dotykać, aż mnie nie zmuszą do tego siłą. Wypełzłem z tego powiedzmy pomieszczenia i zacząłem łazić po pokoju na dole. Najpierw bez celu, a chwilę później złapałem się na tym, że przyglądałem się znajdującym gdzieniegdzie kartonom ze szkicami. Cholera, on naprawdę chyba rysował non stop.
-Co o nich myślisz? - usłyszałem od schodów, że aż drgnąłem, zanim odwróciłem się w ich stronę. No tak, najbogatszy artysta wszech czasów usłyszał, że już nie śpię. Jak przystało na człowieka tak przy hajsie i tak genialnego jak on, stał w tych wygniecionych, niezbyt czystych ubraniach z tymi brudnymi włosami i z niezadbaną brodą. Cholera, za każdym razem bolało mnie coraz bardziej to jak bardzo ten człowiek jest estetycznie nie przyjemny. A mógłby coś ze sobą przynajmniej próbować robić.
Ekhę, mniejsza o to, że jeszcze 2 dni temu przeżywałem komuś jaki to brudny wspaniały i skurwielowaty był Michał Anioł. Takie rzeczy można przeżywać póki sie tego nie poczuje.
-Są wybitne.- odpowiedziałem odwracając znowu wzrok w stronę kartek. Nigdy ich nie widziałem, ale co się dziwić, nawet w tej chwili w tym domu było więcej szkiców niż zachowało sie jego autorstwa do moich czasów. -Jak w ogóle pan to.. Woah.
Jestem złotoustym człowiekiem, zawsze wiem co powiedzieć, co nie, no wiadomo.
-Miałeś kiedyś szansę oglądać czyjeś szkice do dużych prac?- usłyszałem już właściwie znad ramienia. Pewnie Michał się przybliżył, ale ja nie miałem się zamiaru odwracać, bo jakoś zbyt wbiłem wzrok w kartki zarysowane szkicami do jakichś rzeźb. Albo fresków. Cholera, który to jest rok, bo pan super artysta naprawdę poważnie nad czymś kombinował.
Ej, chwila, o co on spytał?
-Co, tak, oczywiście i to wiele razy!- zaśmiałem się, no bo błagam, głupie pytania zadaje! Pół mojego roku było po plastykach czy ogólni rysowało, halo, nawet ja tu trochę rysowałem...
-Rodzina rysuje? - w głosie Michała dało wyczuć się zaskoczenie, więc odwróciłem się w jego stronę, widząc jego krzaczaste brwi ściągnięte tak że widać było że mu właśnie coś ciężko pracuje pod czaszką.
No tak, zapomniałem, że czasy były trochę inne.
-Znaczy się.. Nieeee...- pokręciłem głową rozpatrujto jąc możliwe odpowiedzi. - Mój... yyy... Sąsiad. Mój sąsiad malował. Obrazy. Na deskach.
O cholera chyba powiedziałem coś co trzymało sie kupy i mogło ujść za to że nie jestem tak upośledzony. Znaczy sie no chyba. CHUJ KURWA NIE WAŻNE. Grunt, że Buonarotti jakoś to przyjął do siebie, wciągając na twarz jakieś niedorzeczne zniesmaczenie. Pewnie to dlatego że nie rzeźbiarz, ehehehe.
-Rysunek przed stworzeniem rzeźby jest ciekawszy, to jakbyś tworzył człowieka od nowa.- Nie wiedziałem czy bardziej dziwni mnie ta nagła rozmowność Michała, czy to jak nagle jego ton się zmienił, kiedy mógł mówić o swojej sztuce.
-Wierzę.- pokiwałem głową, patrząc na stojącego ze dwa metry ode mnie włocha. W sumie nawet nie musiałem i tak po zapachu dało się zgadnąć gdzie jest.
-Niestety, dałem się namówić i mam teraz do zrobienia to sklepienie, więc nie będę mógł rzeźbić przez pewien czas.- kontynuował, a ja coraz mniej rozumiałem. Czemu on do mnie mówi. Uznałem, że lepiej mu nie odpowiadać i tylko wpatrywałem się w niego pytająco. Chyba zidentyfikował mnie znowu jako idiotę, bo pokręcił głową i odsunął się w stronę drzwi wyjściowych. - Na dniach przyjedzie tu jeszcze ośmiu ludzi, to może uwiniemy się szybciej.
Nadal siedziałem na ziemi, trochę zapominając o rysunkach, zamiast tego skupiając się na dziwnie rozmownym Michale. Ten znalazł się przy drzwiach wyjściowych i właściwie w parę chwil znalazł się przy drzwiach wyjściowych z ręką na klamce.
-Jakby co to trochę mojego chleba jest na górze, ja nie będę jadł. - dodał po chwili i znikł za drzwiami.
O cholera racja, jestem głodny. Jestem cholernie głodny. Słowo jadł sprawiło, że nagle wszystko straciło na znaczeniu. Jedzenie. Żarcie. Oh, muszę sie nawpierdalać. Zamiast myśleć o Michale, nie minęła nawet dłuższa chwila a ja znalazłem się na piętrze, od razu odnajdując na stole zawinięty w papier całkiem przyzwoity kawałek chleba. Zjadłem pół praktyczne na raz, a resztę zniosłem na moje legowisko, chowając pod płaszcz który rzuciłem tu chwilę po trafieniu tutaj.
Jakie to było pojebane.
Z drugiej strony dostałem jedna istotną informację. Michał Anioł był chwilę przed zaczęciem sklepienia kaplicy sykstyńskiej. To wyjaśniało uczniów i jego przebywanie głównie poza pracownią. No i oznaczało przyjazd pozostałych kolesiów do pomocy Czyli jest pewnie jakoś 1508. cholera, ja się urodzę dopiero za prawie 500 lat, jakie to chore.
Czy on przypadkiem nie miał wywalić uczniów dość szybko i nie kończyć sklepienia samotnie? Chyba coś takiego było, ale nie udowodnione. Nosz cholera, nie pisałem się na wycieczki w czasie, to mi pierdoliło w mózgu. Klapnąłem więc tylko znowu na sienniku i zamyśliłem się.
W sumie zjadłbym pierogi.
_______
Dziś raczej krotko ale tak jest, bo jest.
Kurwa, jestem najbardziej męskim mężczyzną na tej stronie, rozdział zacząłem wczoraj, ale zamiast pisać oglądałem the most popular girls in school a dziś zanim się zabrałem za pisanie to oglądałem RuPaul's drag race. ALE HALO, SEASON FINALE ALL STARS BYŁO WCZORAJ, MUSIAŁEM NADROBIĆ.
#teamKatya forewahedit dopisku (lol) pisałem to koło 20, jest 21:39 a napisałem jedno słowo, bo jakoś zająłem się kolejnymi rzeczami. Powinienem dostać order za niedopierdolenie. btw w tej chwili mam więcej dopisku niż samego rozdziału lol. (jest 22:23)
Skończone o 01:07, jestem bezsensem.
CZYTASZ
Coś się dzieje
General FictionZ XXI wieku nagle do renesansu? Przejebane. Jarek to student historii sztuki na UW. Jego życie było takie jak wielu innych ludzi (pomijając jego ogólne upośledzenie umysłowe), do momentu kiedy pewnego dnia wychodząc z domu nie okazało się, że wszys...