Siedziałem w domu jak na szpilkach. Wróciłem do domu pół godziny wcześniej i spróbowałem najszybciej jak sie da ogarnąć najgorszy syf w mieszkaniu. Ogarnąłem aż za szybko, bo 5 minut przed umówioną godziną siedziałem już jak na szpilkach. Nawet nie wiedziałem czemu mnie to aż tak stresowało, ale czułem się bardziej jak przed randką niż przed spotkaniem ze znajomym. I to w najbardziej żałosny irytujący sposób. W pewnym momencie tak nie wysiedzieć że zaczynałem się zastanawiać czy kota może nie przydałoby się uczesać. Już nawet wstawałem po szczotkę ale usłyszałem dzwonek do drzwi. Zamarłem. Nagle nie chciałem wstawać i nie wpuszczać tego parlającego po włosku olbrzyma do swojego pokoju. Dzwonek zadzwonił jeszcze raz. Nadal nie chciałem wstać, ale miałem przeczucie że jak nie otworze tych drzwi teraz to sobie pójdzie, a wtedy będzie jeszcze gorzej. Poderwałem się z kanapy i otworzyłem drzwi.
Blondyn stał sobie za drzwiami w tym swoim okropnie nadętym bordowym golfie (miałem niemal identyczny w szafie, co tylko wskazuje na to że jest naprawdę pretensjonalny) i nawet pomimo tego że próbował to ukrywać, widziałem że też jest trochę zestresowany tą sytuacją. Z drugiej strony chyba ten świat na niego dziwnie wpływał, bo zwykle łaził wkurwiony, a nie zestresowany. A teraz proszę. Stoi na klatce schodowej przy moim mieszkaniu i chyba się nawet próbował uśmiechnąć mówiąc "ciao" na powitanie. Byłem na tyle zdezorientowany tym, że zamiast go wpuścić, czy odpowiedziałem stałem chwile trzymając dłonią drzwi i analizując czy on tu jest naprawdę czy na niby.
-Mogę wejść?- spytał po chwili, z lekko rzednącą miną. Pokiwałem głową i wpuściłem go do środka.
Nic nie mówiłem, bo znowu zabrakło mi słów w głowie. Co prawda w kuchni już czekał rozstawiony laptop z odpalonym tłumaczem google i jakimś słownikiem polsko włoskim, ale tak na wejściu nie było po co go używać. Bardziej stres utrudniał mi mówienie.
-Usiądź gdzieś.- powiedziałem od niechcenia, bo nie mogłem znieść że on tak sobie stoi w tym golfie jakby się zgubił w moich 17 metrach kwadratowych. Klapnął na kanapie. Dobry wybór, tylko zaraz go kot zaatakuje, a wtedy bordowy golf przestanie być bordowy. -Kawy, herbaty?
-Kawy. - powiedział, a ja ciągle nie mogłem pogodzić się z tym jak bardzo wyczuwalne było to jaka ta sytuacja jest problematyczna. W teorii nikt nikomu nic nie zrobił, w praktyce, nie wiem jak z jego strony, ale ja miałem wrażenie że jego obecność w moich czasach, w warszawie, naruszała moją przestrzeń. Jakby moje prawdziwe życie było zbyt osobiste by pojawiał sie tu ktoś spoza tego. Pewnie dlatego zamiast go pytać jaką kawę chce, po prostu przyniosłem mu pod nos pojemnik pełen kapsułek do ekspresu żeby sobie coś wybrał. Czytać przecież potrafi, a akurat nazwy kawy powinny być dla niego zrozumiałe. Wybrał Americanę.
Kiedy robiłem kawę ta cisza była przynajmniej zagłuszona przez ekspres, ale kiedy już oboje siedzieliśmy z kubkami, ja na krześle, on na kanapie, powietrze robiło się zbyt ciężkie. Po wypiciu połowy zdecydowałem się to przerwać, kiedy miałem przeczucie że ułożona w głowie wypowiedź może mieć jakiś sens.
-Powiedz mi. Co tu robisz? Skąd tu jesteś? Powiedz mi co wiesz.- nie miałem pojęcia jakie pytania mam zadawać. Mój włoski naprawdę nie był najlepszy.-Wolno mów. Jak nie rozumiem słowa to ci mówię. - O panie nie pamiętam żadnych czasów, może w ogóle powinienem mówić bezokolicznikami.
Okazało się, że jesteśmy w podobnej sytuacji. Jedyne co nas różniło to kierunki, Jacopo oryginalnie pochodzi z renesansu. Dlaczego więc oboje pamiętamy tylko tutaj? Czemu ja sie pojawiłem na ulicy bez żadnego życia, a on miał niemal zaplanowane od samego początku. No i co najważniejsze: dlaczego to się wydarzyło? Żaden z nas nie miał na to odpowiedzi.
-Właściwie... co robisz w Warszawie?- spytałem go wreszcie, kiedy znowu zaczynała się robić Ta Cisza.
-Uczelnia zaproponowała mi pojechanie z grupą studentów z mojego kierunku tutaj na jakiś plener czy coś takiego- mówił cały czas wolno, choć miałem wrażenie że strasznie musi sie pilnować żeby nie mówić szybko. - Mam tu jeszcze siedzieć 3 tygodnie- dodał po chwili. Okej, to jest bardzo dużo czasu. Pokiwałem głową na znak zrozumienia. Cisza już się miała odrodzić, ale bohater pan Jacopo postanowił wyjść z inwencją i zadał pytanie. -Jak to jest, że u nas brzmisz jakbyś mówił po włosku całe życie?
-Brzmię tak?
-Brzmisz.
-Nie wiem. Nie mówie po włosku dobrze. Tam nie myślę o języku. Nie słyszę w żadnym języku. Po prostu was rozumiem. -powtórzenie powtórzenie, trója z odpowiedzi ustnej. -Jakby z tym przeniesieniem przetłumaczyli świat i słyszę was po polsku.
-Dlaczego ja tego nie dostałem?- Jacopo wyraźnie brzmiał jakby trochę się nabijał a trochę oburzył. Nadal nie naturalnie, ale mam wrażenie że robił się troche swobodny.
-Ja nie dostałem pracy, pieniędzy, ubrań i tytułu naukowego.- czy powiedziałem to zdanie tylko po to żeby pokazać że pamiętam jak jest tytuł naukowy po włosku? JESZCZE JAK. Ale ogólnie Jacopo parsknął trochę przez to śmiechem, więc sytuacja uratowana.
Siedzenie z nim w jednym pomieszczeniu było dziwnym doświadczeniem. Oboje zachowywaliśmy się inaczej tutaj, ale przy tym miałem wrażenie, że czujemy się dużo bardziej komfortowo przebywając razem tutaj niż tam. Może ciężko nam się rozmawiało przez to że mój włoski nie był najlepszy, ale milczenie, choć wydawało się budować dziwne napięcie, było mniej ciężkie i odstraszające. Do tego Jacopo miał do mnie inne podejście i zastanawiałem się czy to tutaj jest sztuczny, żeby mieć kogoś kto wie o jego pochodzeniu, czy to tam ukrywa się za jakąś ścianą wiecznego wkurwienia. Dochodziła 22 kiedy Jacopo uznał że powinien wrócić do hotelu. Nie zamierzałem go zatrzymywać, coraz bardziej czułem że chce mi się spać. Może tamten sie próbował obudzić a ja mu to utrudniałem? Czy to w ogóle tak działa?
Jacopo wyszedł, a ja niemal od razu przeskoczyłem z czarnego t shirtu i jeansów w czarny t shirt i dres. Znaczy się piżamę. Rozłożyłem kanapę i wyciągnąłem pościel, ale kiedy położyłem się spać miałem wrażenie że ucieka ze mnie cała senność. Miałem spać a skończyłem gapiąc się w sufit i zastanawiając nad tą wizytą i nad tą bardzo nieporadną rozmową. I z każdą minutą tego myślenia robiło mi się trochę bardziej głupio. Zdawałem sobie sprawę z prymitywności mojego umysłu. Już od momentu jak spotkałem Jacopo w muzeum, miałem wrażenie że to ciśnienie i napięcie jest spowodowane czymś innym niż tylko stresem, nagłą zmianą sytuacji i jakimiś nadprzyrodzonymi sytuacjami. Pomimo powagi sytuacji, miałem ciągłą nadzieje, że jak blondyn wejdzie do mojego mieszkania to ciśnienie będzie zbyt duże i mnie jebnie o ścianę.
Kiedy ta myśl pojawiła się w mojej głowie, niczym wyrwana z jakiegoś fanfika z internetów miałem wrażenie że wszystkie półki, szafki doniczki i naczynia w moim mieszkaniu mnie obserwują. A już na pewno obserwuje mnie mój kot. Byłem w stanie nawet wyobrazić sobie że to on mówi mi teksty w stylu "a potem będę słuchał, nikt mnie nie chce, nikt mnie nie kocha, nie będzie seksów na stole". Pasowałoby do niego. Widziałem jak gardzi moim sposobem myślenia. Ale ja też nim gardziłem. Nie chciałem sobie nawet uświadamiać że mam takie strasznie naiwnie głupie oczekiwania. Patrzcie, człowiek na którego lecę po raz pierwszy nie był dla mnie chujem. Pora rozłożyć przed nim nogi. Jestem żałosny. Jestem beznadziejny.
Dzwonek do drzwi.
Co?
Wstałem nieco zaskoczony i spojrzałem w wizjer. Jacopo wrócił? Coś zostawił? Czy on nie wyszedł z godzinę temu?
-Nie śpisz! Bardzo dobrze!- Ucieszył się jak już otworzyłem mu drzwi. - Pociągi nie jeżdżą, a nie wiem gdzie jest przystanek, może mogę się przespać u ciebie?
Miałem wrażenie że mój kot siedzi na tej mojej kanapie i głośno szyderczo sie ze mnie śmieje. I dobrze. Też bym się śmiał.
_______
Uznajmy że już przegrałem i że studia nie są mi dane.
CZYTASZ
Coś się dzieje
General FictionZ XXI wieku nagle do renesansu? Przejebane. Jarek to student historii sztuki na UW. Jego życie było takie jak wielu innych ludzi (pomijając jego ogólne upośledzenie umysłowe), do momentu kiedy pewnego dnia wychodząc z domu nie okazało się, że wszys...