Rozdział 23

21 3 0
                                    


Jeśli miałbym porównać mój stan dzisiaj po pobudce do czegokolwiek, porównałbym to pewnie do kaca mordercy. Dojechaliśmy do zajazdu, zostawiliśmy konie w stajni i nie dość że nie mogłem zasnąć to już jak zasnąłem to obudziłem się z takim przeraźliwym bólem głowy i pleców że myślałem że odpłynę w drugi wymiar. Zwlekłem się z łóżka, a każdy krok na trzaskającej drewnianej podłodze karczmy sprawiał że przechodziły mi ciarki po plecach. Podobno byliśmy dwa dni od Florencji, co sprawiało że chciałem tam dotrzeć najszybciej jak sie dało, ale jednocześnie czułem się tak strasznie że moją naczelną myślą było przekonanie Jacopo żeby ruszyć dzisiaj trochę później i co najwyżej przenocować w lesie. Cokolwiek. Zresztą, blondyn nadal leżał rozwalony na łóżku w najlepsze, cicho pochrapując. Pomimo tego powlokłem się w jego kierunku, czując podskórnie że skończę kucając obok niego i mu się przyglądając jak śpi (zdarzało mi sie to niedorzecznie często) ale... Nie dzisiaj. Nie tym razem. O nie. Już miałem przykucnąć kiedy nagle poczułem że mój żołądek podjeżdża mi do gardła. Na trzęsących się nogach cudem dobiegłem do okna i wyrzygałem się na zewnątrz. Trafiłem idealnie w dach stajni w obok i nie wiem czy bardziej cieszyło mnie to, bo nikt tego nie zauważy, czy mnie to bolało, bo nikt tego nie znajdzie a smród zostanie. No i moje odgłosy zwracania wczorajszego obiadu były na tyle głośne że obudziły i Jacopo.

-Chryste panie, czy musisz tak hałasować od rana?- blondyn zaskomlał cierpiącym głosem i przekręcił się na drugi bok. Kac. Kac jak nic, ale u niego przynajmniej to miało jaki kolwiek sens, zwracając uwagę na to ile alkoholu wypijał codziennie. Już zaczynałem się martwić o to ile on jest w stanie wypić, ale skoro już pił tak dużo że i mnie kac dopadał, to już nie chciałem nawet zastanawiać się nad tym jak bardzo sobie szkodzi.

-Jacopo...- syknąłem po chwili, kiedy znowu siedziałem na swoim łóżku wycierając usta po tym wstydliwym wystąpieniu. Nie zareagował. -Jacopooo!- syknąłem trochę głośniej.

-Yyyy?

-Wyjedźmy trochę później dzisiaj, chyba jestem cho....

-Zgadzam się. Idź spać. - przerwał mi w połowie słowa, szmata jedna. Nie zamierzałem się kłócić. Zwinąłem się w kłębek i chociaż nie zasnąłem, to umierałem w tej niesamowitej ciszy, zastanawiając się nad swoim tragicznym losem.



gwiazdka gwiazdka gwiazdka

Była 10, a ja leżałem na łóżku Rafała z odkorkowana drugą butelką wina. Zwykle czułbym się jak idiota, ale oboje obudziliśmy się na tyle skacowani, że po prostu otworzyliśmy drugą butelkę i teraz leżeliśmy nago na łóżku gapiąc się na pomalowaną na niebiesko ścianę po drugiej stronie pokoju. Żaden z nas nie spodziewał się takiego poranka po wczorajszym, a jednak jakoś nie śpieszyło mi się do domu, podobnie jak on nie wyglądał na bardzo chętnego do wygonienia mnie.

-Nie masz pracy do której powinieneś iść?- zapytałem oddając butelkę gospodarzowi który mnie tak wspaniale ugościł.

-Od wczoraj nie mam. - odpowiedział biorąc głębokiego łyka. Spojrzałem w jego stronę lekko zdezorientowany.

-Rzuciłeś?

-Wyjebali mnie.- żeby podkreślić jak przykro mu jest zaczął się śmiać i znowu pociągnął kilka łyków z butelki. Nie wyglądał jakby chciał kontynuować temat,jedyne co, to po chwili przekazał mi butelkę. Leżeliśmy tak w ciszy pijąc tego sikacza zanim zdecydowałem się znowu przerwać tą ciszę.

-Mogę tu zapalić?

-Jasne.- odpowiedział, a kiedy chciałem wstać po fajki, przytrzymał mnie za ramię i docisnął z powrotem do materaca. Już chciałem zdezorientowany pytać o co chodzi, kiedy rzucił mi na brzuch paczkę papierosów, którą jak sie okazało miał na półce obok łóżka i a po chwili upchnął pomiędzy nasze nogi popielniczkę. Wyjąłem fajka, on wyjął fajka i leżeliśmy dalej, tylko z fajami w ryjach. Jakbyśmy oboje zapomnieli o tym że znamy się od wczoraj, że nie umiemy ze sobą rozmawiać i że wczoraj najebani ze sobą spaliśmy. Teraz na moment staliśmy się znajomymi z liceum. Rodzice Rafała wyjechali gdzieś do rodziny, więc kupiliśmy tanie wino i je pijemy od rana i palimy w domu, w łóżku, bo jak coś to będzie sie dało wywietrzyć. Tylko nie pasowało to że leżeliśmy nago, ale i to się da jakoś zinterpretować. Zresztą oddzielała nas popielniczka, która działała w tej scenie jak korytarz w autobusie w memie "dwóch hetero kumpli siedzi po dwóch stronach pustego autobusu bo nie są pedałami". Tak, uwielbiam te memy, cicho.

Coś się dziejeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz