Rozdział 8

35 4 3
                                    

Minęły 3 dni, od kiedy zniknąłem na stałe z pracowni. Codziennie rano, kiedy miałem się zmusić do wyjścia ze stodoły, żeby biegać przy koniach cały dzień, czułem, że jednak w pracowni było trochę przyjemniej. Dopiero kiedy już trochę czasu  latałem przy koniach i udawało mi sie znaleźć pierwsze 5 minut na leżenie na sianie i obserwowanie co sie dzieje na dziedzińcu, przypominałem sobie, że w ten zapierdol bez przyszłości był znacznie lepszym rozwiązaniem niż próba funkcjonowania jako lokalny idiota w pracowni największego rzeźbiarza wszech czasów. 

Wracając do rzeczy! Trzeci dzień mojej zabawy w stajennego mijał, kiedy mój wspaniały spokój został zachwiany. Straż właśnie wróciła z jakiegoś objazdu czy innego ówczesnego patrolu, więc musiałem złapać trzy konie zostawione luźno na dziedzińcu i przygotować je do nocy. Złapałem wszystkie na raz i każdego zaprowadziłem do jego stanowiska gdzie został uwiązany, rozsiodłany i miał święty spokój. Kończyłem oporządzać trzeciego konia, kiedy nagle poczułem rękę na ramieniu.
Odskoczyłem do tyłu przerażony, wykonując jakiś obrót w powietrzu i wypuszczając teatralnie słomę z ręki, którą rozcierałem spocony grzbiet konia, wpadłem na ściankę odgradzającego pojedyncze konie od siebie. Wydałem przy tym z sievie definicje męskosci, pisku czy innego krzyku, dopiero po momencie zmuszając się do względnie trzeźwego myślenia. 

-Gówno. Gdzie ty sie znowu szlajasz?- ciepły kojący głos, który brzmiał tylko trochę przyjemniej niż grane przez polskich aktorów dialogi nazistów w filmach wojennych przeciął powietrze prosto w moją stronę, a moje biedne, wypalone utleniaczem do włosów serce zabiło trochę szybciej. 

Jacopo. 

Postawny blondyn stał opierając się jednym ramieniem o tą drewnianą, chyba trochę osraną przez konie ścianką i patrzył na mnie z mieszanką zażenowania i... rozbawienia? Dlaczego on był rozbawiony, przecież Jacopo był jak pers. Na jego twarzy było wypisane albo zaskoczenie, albo pogarda, nic poza tym. Jego twarz miała w ogóle inne funkcje?

-Nie szlajam!- udało mi sie wydusić po przynajmniej 30 sekundach gapienia się na pięknego, tfu, złego  człowieka. -Pracuję. Nie mogę wam przecież siedzieć na głowie cały...

Blondyn spojrzał na mnie tak że od razu odechciało mi się mówić. Nastała jakąś taką niezreczna dla mnie cisza bo o ile Jacopo wydawał się czuć absolutnie naturalnie  tak ja czułem jak twarz robi mi się czerwona jak burak. Nie mam silnego charakteru, taka jest prawda. Wystarczy jedno mocniejsze spojrzenie a mi się robi głupio. A potem robi mi się głupio że zrobiło mi się głupio i koło się zamyka.
-Skończ pierdolić. - Nadal nie miałem pojęcia jak to możliwe że ja rozumiem co oni do mnie mówią w renesansowym włoskim, kiedy jedyne słowa jakie po włosku znam to bolognese i palazzo, ale jakoś te bluzgi jako przecinek były zbyt polskie. I zbyt na poziomie przełomu XX i XXI wieku. -Zbieraj swoje rzeczy wracasz do pracowni, bo Misiek sie wkurwia.-dodał po chwili jakby wszystko było nagle wyjaśnione. -No co sie tak gapisz. Zatrudnił cię, a ty mu znikasz na parę dni. Utrudniasz mu robotę młody, jak ma reagować. 

Gapiłem sie na niego moim  najbardziej niedopierdolonym wzrokiem. Brakowało tylko cieknącej śliny po brodzie. Naprawdę nie miałem pojęcia co sie dookoła mnie dzieje, nawet jeśli z pozoru była to dość oczywista sytuacja. Najgorsze było to, że przecież nigdy nie byłem takim idiotą. Dopiero tutaj, przy tych wszystkich ludziach wyłaził ze mnie jakiś wyższy debilizm. Pewnie bym tak siedział do wieczora, gdyby nie to, że Jacopo sie wkurwił, chwycił za ramiona i ustawił do pionu.
-Jezus Maria czy ty w ogóle wiesz co się do ciebie mówi? -mężczyzna wyraźnie robił się zdenerwowany. Przez tył głowy przeleciał mi że pewnie jest aż tak rozdrażniony, bo Michał sie wściekł na to że jego popychadła nie ma.
-Chyba nie. - odpowiedziałem sam nie do końca nie wiem na jakie pytanie. Jacopo przewrócił oczami, złapał mnie za kawałek koszuli i wyciągnął za sobą z terenów straży. Dopiero kiedy miał pewność, że nie stawiał oporu pozwolił mi iść o własnych siłach. A ja nawet nie próbowałem protestować. Miałem wrażenie że cały tnę niedorzeczny powrót w czasie skutecznie wykasowal mi połowę szarych komórek w mózgu. Poprostu czlapałem jak ten debil aż do pracowni.

Na miejscu nie czekało mnie głośne  powitanie ani opierdol. Na dole właściwie nikogo nie było, dopiero na piętrze w pracowmi spotkałem wychodzących pomocników i samego Michała przygotowującego sobie piórka. Jacopo już dawno mnie zostawił samego, postanawiając, że zwystarczy jak mnie we pchnięcie przez próg do budynku. Nie wydawał się zbyt zadowolony z tego ze musi ze mną przebywać. Nie żebym mu się dziwił, jestem absolutną porażką, a nie człowiekiem.
Michał nic nie powiedział na mój widok. Wszedłem do środka a on tylko podniósł wzrok i wskazał głowa w stronę czystej ściany od okna gdzie często stawałem żeby mnie rysować.
Naprawde cały czas nie rozumiałem czemu padło akurat na mnie. Pierwsza rzecz jaką kojarzy się z Michałem aniołem to wielkie umiesnione ciała, a ja takiego zdecydowanie nie posiadam. Podobne. Do mojego były co najwyżej kobiety na sklepieniu, na pewno nie mężczyźni. Do nich Michał brał kamieniarzy, czy innych ludzi pracujących fizycznie, o potężnych ramionach, umiesnione Jacopo nogach i plecach jak byki. Dopiero tego dnia, kiedy przyszedłem tu po przerwie wszystko się wyjaśniło. Na stole przy którym Michał ostrzyl wypalone węgielki leżały szkice mojej twarzy. Bardzo wiele szkiców mojej twarzy. Sam nie wiedziałem czy rysował jej tyle dla ćwiczenia, czy celowo, ale niektóre ujęcia przypominały mi pojedynczych proroków z sykstyny. Nigdy nawet nie zwróciłem na to uwagi, ale teraz? Teraz czułem się jakby świat należał do mnie.
/Elo. Nie mogę spać, właśnie zaczyna się sesja więc wymyśliłem sobie ze. Ściągnę znowu wattpada  fajnie co?
A i dzisiaj jestem 1 tydzien na testosteronie. Możemy świętować czy coś.

Coś się dziejeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz