Rozdział 4 o tym jak nie mam sensu

51 6 0
                                    

-JAK JA MAM ZNALEŹĆ DROGĘ DO DOMU KIEDY KTOŚ CIĄGLE MNIE NACHODZI?- nie wiem na jakiej zasadzie się ot tak wydarłem, zwłaszcza, że wydawało by sie że poświęciłem jakiś czas na przemyślenie tego co powiedzieć. Niestety, to nie była do końca prawda, bo zamiast myśleć, siedziałem z mózgiem zapełnionym dymem który powoli krążył mi po mózgu.

Oj, jak ja bym zapalił. 

Mężczyzna w drzwiach przymrużył brwi, patrząc na mnie jak na całkiem upośledzonego. Zresztą jak wszyscy tutaj, zresztą co sie im dziwić, gdyby nie to że ja to ja, to bym tak samo nie ogarniał. Zresztą nawet w tej sytuacji nie ogarniam. Tak czy siak, wracając do tematu, mężczyzna wciąż patrząc na mnie wycofał sie powoli dwa kroki, a potem odchylił w bok, prawdopodobnie w stronę schodów. 

-Massimooooo!- wydarł się tak głośno, że aż mi w uszach zabrzęczało. -Coś ty znowu za popierdoleńca tu ściągnął. 

Aha. No tak. Bo chodzi o mnie prawda? Yh, sądząc na ten śmiech z góry, towarzyszący odgłosom zbiegania po schodach to wręcz na pewno tak. Nie no, dlaczego miałoby chodzić o kogoś innego? Mężczyzna zareagował tym światem niemalże natychmiast po moim okrzyku który brzmiał jakby mnie wypuścili właśnie z Tworek. Jezus, jeżu i cała reszta kolczatek, ratujcie mnie, bo ja sie tu zesram i będzie śmierdziało. 

-Nie podoba ci sie nasz nowy kolega?- usłyszałem przez ścianę, a chwilę później w drzwiach, obok kompletnie obcego mi oprawcy, pojawił się drugi oprawca, ten bardziej mi znany z tym ciągłym uśmieszkiem na ryju. - Jest trochę opóźniony, ale przynajmniej nie wygląda jak gówno.

O dzięki jeszcze lepiej. To jest kurwa coś, nie wyglądam jak gówno, czyżby renesansowi ludzie ze szkól artystycznych tak naprawę byli tacy sami jak ci z XXI wieku?

-Póki sie na mnie nie wydziera jakbym mu kogoś zabił...- obcy koleś spojrzał w moją stronę z powątpiewaniem. Kurwa, nawet nie mam zamiaru oceniać, sam na siebie patrzyłem wątpliwym spojrzeniem jakieś 20 lat, ale jakoś niedobrze mi było na samą myśl, że w tym stadzie pięknych ludzi ma mnie za skończonego kretyna. Nie żeby wygląd coś zmieniał, no ludzie jak ludzie, ale... Co mam poradzić, lubię ładnych ludzi, ładni ludzie są ładni i przyjemni dla oka, fajnie sie przebywa z ładnymi ludźmi, tak długo jak uważali że jesteś ok. Jak zaczynali patrzeć na ciebie przez pryzmat pojeba to jakoś wszystko psuło efekt. 

-Nie no, ja po prostu....- zaczął z zamiarem wytłumaczenia sie ze wszystkiego, ale średnio mi to wyszło. 

-Dobra nie ważne. Siedź tu, czy coś. - usłyszałem od tego nowego, który machnął ręką i odciągnął Massimo w stronę schodów i zaraz oboje mi znikli sprzed oczu, pozostawiając po sobie tylko tupanie na kolejnych schodkach i szmer jakichś komentarzy. 

Nie no, to wszystko miało coraz mniej sensu. Naprawdę przestawałem wiedzieć co ja tutaj robię. 

Minęła zaledwie chwila kiedy powróciłem do płodowej pozycji, myśląc o drodze do domu... i nawet nie wiem jak sie to stało, ale z tego nagromadzenia zaraz zasnąłem. Jakby nie wystarczyło mi tego zaledwie chwile temu!

***

 -Ej, siwy!

COJAKCOJAAAAAAAAAAA

Ktoś właśnie miał plan mną zatrząść, ale jak tylko poczułem ręce na ramionach to aż podskoczyłem z pozycji leżącej, wydałem z siebie AHGRAA  i tyle by było tego. 

-Jezu, zluzuj, co ty taki nerwowy jesteś.- usłyszałem zaraz rechot, a kiedy udało mi się skoncentrować moje jak zwykle nie ogarniające oczy, odkryłem, że stoi nade mną Massimo, znowu jawnie cisnąc ze mnie bekę. No tak, Rzym, renesans, zapomniałem że świat mnie nienawidzi. - Chodź na górę, nie będziesz spał cały dzień. 

Coś się dziejeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz