38. ↠ DZIEŃ 6: NIE CIESZYSZ SIĘ, ŻE MNIE WIDZISZ?

1.4K 72 9
                                    

Niedziela.

Niedziela zawsze była dniem dla rodziny. Nikt nie pracował, nikt nie wychodził na zakupy, nikt nie spotykał się ze znajomymi. Zasiadaliśmy w salonie oglądając wspólnie filmy, rozmawiając i spożywając posiłki. Będąc w Sydney, daleko od domu, nie mogłam spędzić tak czasu.
Dylan doskonale wiedział jak ważna w moim życiu jest rodzina, dlatego też zaproponował, że zabierze mnie do siebie żebym mogła poczuć się jak w domu.

Dylan: Czekam.

Ja: Daj mi minutkę.

Sięgając z wieszaka bluzę wyszłam z pokoju. Danielle nie było w domu, ponieważ pojechała na zajęcia muzyczne, dlatego też państwo Ruth nie mieli nic przeciwko żebym pojechała do cioci.
Tak, szkoła poinformowała ich o tym, że mam tu rodzine. Z jednej strony wyszło to na dobre, bo mogę do nich jeździć kiedy chcę, z drugiej jednak rodzice dziewczyny bardzo chcieliby ich poznać.

- Niedługo wrócę, numer do cioci zostawiłam na lodówce, gdyby chciała się pani z nią skontaktować. - Powiedziałam wiążąc buta.

- Znasz drogę? Może odwieźć Cię do niej?

- Dziękuje, to miłe, ale brat po mnie przyjechał. - Kobieta na znak zrozumienia z uśmiechem pokiwała twierdząco głową.

Zamykając za sobą drzwi szybkim krokiem skierowałam się na drugą stronę ulicy, gdzie w aucie czekał już Dylan.

- W końcu. - Przywitał mnie oschle.

- Jak zwykle promieniejesz z zachwytu. - Wywróciłam oczami zapinając pas.

Chłopak cicho się zaśmiał po czym ruszył przed siebie. Nasze relację były dość ciężkie. Nigdy specjalnie się nie lubiliśmy, ale czasem potrafiliśmy się dogadać. Dylan nie ma rodzeństwa, tak samo jak ja, dlatego traktuję mnie jak młodszą siostrę. Nie raz się martwi, troszczy, ale tak jak to rodzeństwo, bywa że się kłócimy i wyzywamy, jak każdy, prawda?

- Wiem, że niedziela to dzień wyjątkowy, ale Angelikque nie jest sama. - Powiedział zatrzymując się pod domem.

- Macie gości?

- Ja wiem, że mnie znienawidzisz, bo to czas dla rodziny, ale... Luke jest u nas.  - Dodał wychodząc z samochodu.

- Że co?! - Powtórzyłam jego ruch i szybkim krokiem znaleźliśmy się w domu chłopaka.

- Roseline! - Wykrzyczała wyrzucając ręce w górę.

Ledwo weszłam do domu, a niewysoka szatynka już wisiała mi na szyi.

- Bonjour. - Przywitałam się w śmiechu.

Gdy rodzina Dylan'a odwiedzała nas na Korsyce, z ciocią porozumiewałyśmy się po francusku, w końcu to nasz ojczysty język. Miałyśmy przy tym naprawdę dużo śmiechu, bo Dylan nic nie rozumiał i czuł się obgadywany.

- Jak Ci się podoba u nas? - Zapytała delikatnie się odsuwając, ale wciąż trzymała moje ramiona.

- Dużo nie zwiedziłam, ale jak na razie podoba mi się... - Odpowiedziałam przeciągając ostatnie słowo widząc blondyna schodzącego po schodach.

- Rose? - Zapytał zdziwiony. Czyżby nie wiedział?

- Cześć. - Odparłam obojętnie odsuwając się od kobiety.

- Znacie się? - Wtrąciła równie zdziwiona.

- Mieliśmy okazje się poznać. - Chłopak podszedł bliżej delikatnie się uśmiechając. - No co? Nie cieszysz się, że mnie widzisz?

SMS/21 days | luke hemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz