Rano obudziłam się wypoczęta. Poleżałam jeszcze trochę w łóżku. W końcu postanowiłam wstać, bo mój żołądek upominał się o śniadanie. Wstałam i wyszłam z pokoju prosto do kuchni. Kiedy otworzyłam drzwi ujrzałam różowo-włosom dziewczynę, która siedziała przy stole i jadła jakąś sałatkę.
-Cześć-przywitałam się.
-Siemka-odpowiedziała spoglądając na mnie.
-Bella-przedstawiłam się-Jesteś dziewczyną któregoś z chłopaków?-spytałam.
-Tak. Zayna. Jestem Perrie.
-Ale jestem głodna-podeszłam do lodówki, otwierając ją-Nic nie ma-zamknęłam.
-Jak to nic nie ma?-zdziwiła się dziewczyna-Lodówka jest prawie pełna.
-Ale...-przerwała mi dzwonek do drzwi. Kto normalny przychodzi w odwiedziny o ósmej rano. Poszłam otworzyć. W drzwiach stał listonosz z koszem pełnym marchewek.
-Louis Tomlinson?-spytał. Jakby nie było widać.
-Nie, ale mieszka tu niejaki Tomlinson. Mogę mu przekazać-uśmiechnęłam się do niego.
-Jesteś jego dziewczyną?-spytał wręczając mi kosz.
-Nie-prychnęłam. I co jeszcze?
-Narzeczoną?-dopytywał.
-O nie-odchyliłam głowę do tyłu-Znajomą.
-Aha. Do widzenia-odszedł.
-Do widzenia-weszłam do kuchni i położyłam kosz na stole-Jak sądzisz Louis nie obrazi się jeśli zjem sobie kilka marchewek?-spytałam spoglądając na Perrie.
-Jeśli chodzi o marchewki to wszystko jest możliwe-uśmiechnęła się.
-Zaryzykuję-wzięłam jedną z marchewek i zjadłam. Muszę przyznać, że są wyśmienite. Takie chrupiące. Zaczęłam jeść następną.
-Kto je moje marchewki!?-nagle usłyszałam krzyk bruneta. Ale skąd on o tym wiedział? Marchewkę, którą właśnie jadłam schowałam pod bluzkę i położyłam ręce na brzuchu, żeby mi przypadkiem nie wypadła. Chłopak wszedł do kuchni.
-Cześć-przywitałam się z nim.
-Czemu trzymasz się za brzuch?-spytał. Spojrzałam na niego, był w samych bokserkach. Odruchowo zakryła oczy dłońmi, co spowodowało, że marchewka wyleciała mi z pod bluzki.
-Ty-usłyszałam jego warknięcie-Czemu zjadasz moje marchewki-podszedł bliżej.
-A ty czemu chodzisz w samych gaciach, w mojej obecności!?-krzyknęłam na niego.
-To też jest mój dom-podniósł z ziemi marchewkę, następni umył ją.
-Wyjdź z tond-pokazałam palcem drzwi.
-Nie-zaczął jeść warzywo.
-Bo zaraz cię z tond wykopię-warknęłam.
-Nie dasz rady-powiedział pewnie.
-Jesteś pewny?-popchnęłam go do wyjścia i zamknęłam za nim drzwi-Jak z tond wyjdę to masz być ubrany, albo nie pokazywać mi się na oczy. Idiota.
-Nieźle-pochwaliła mnie dziewczyna.
-Ma się to coś-podeszłam do kosza i wzięłam następną marchewkę.