ROZDZIAŁ 23

2.5K 134 4
                                    

Jest połowa grudnia. Mell jest pochłonięta przygotowaniami do ślubu, który przełożyliśmy z maja na kwiecień. Początkowa wersja miała być inna. Ślub miał się odbyć w listopadzie, ale Mell wolała cieplejszy miesiąc , więc wybrała maj. Później jednak wybrała kwiecień i tak już zostanie.
- Max czy możesz dzisiaj się wyrwać z pracy?

- Nie wiem, a co?

- Chciałam żebyś przymierzył garnitur

-Do ślubu zostały ponad trzy miesiące, a ja mam już mierzyć garnitur?

- Proszę- Mell robi słodką minę

- Dobra. Niech Ci będzie- podchodzi do mnie i zakłada mi ręce na szyje.

- Dziękuję. Wynagrodzę Ci to- po tych słowach całuje mnie. Dobrze nam się układa. Nie myślę już o Jess w dawnych kategoriach. Wiem ze urodziła syna. Ciesze się jej szczęściem. Mell chciała żebym unieważnił ślub z Jess, ale ja nie chcę jej tak zupełnie wykreślać ze swojego życia. Jadę do biura, muszę pozałatwiać sprawy zanim pojadę przymierzyć ten nieszczęsny garnitur.

- Witam pana. Ma pan gościa. Pozwoliłam sobie wpuścić pana Emeta- sekretarka informuje mnie i podaje mi teczkę z dokumentami

- Emet nie mam dużo czasu- mówię na wejściu

- Widziałeś ją?- zadaje mi pytanie

- Kogo?

- Jess

- Nie. A co , jest w Nowym Jorku?

- Jest. Przyleciała z mamą i synem. Była z Emili na kawie i przez chwilę ją widziałem jak odwiozłem Em.

- To spoko- jestem szczerze nie wzruszony, chyba pierwszy raz

- Tylko spoko? Nie chcesz jej zobaczyć?

- Nie. Chcesz coś jeszcze? Mam dużo pracy?-patrzę na niego i widzę, że jest zdezorientowany- Emet ja się żenię. Z Melissą- Emet się uśmiecha

- Do zobaczenia Max

- Na razie- żegnam się i zabieram do roboty

O godzinie 14.45 dostaję wiadomość od Mell : "Max, gdzie jesteś? Czekam!" cholera jasna. Zrywam się z krzesła. Byłem na 14.15 umówiony z Mell na przymiarkę garnituru. Drogę do sklepu pokonuję pieszo , bo znajduję się on kilka kroków stąd. Wpadam do sklepu i na wejściu widzę wkurzoną Mell

- No nareszcie
Przymierzam garnitur, krawiec nanosi jakieś poprawki i po kłopocie. Nie wiem po co robiłem to akurat dzisiaj, ale niech już jej będzie. Wychodząc ze sklepu odwracam się żeby złapać taxówkę i zauważam po drugiej stronie Jessice z wózkiem. Musiała wyczuć, że ktoś ją obserwuję, bo odwraca głowę i nasze oczy spotykają się. Jess uśmiecha się i macha mi, robię to samo. Widzę, że idzie w kierunku przejścia dla pieszych, więc biorę Mell za rękę i idę w jej stronę

- Gdzie idziemy?- Mell jej nie widziała

- Przywitać się z Jessicą- patrze na nią i czekam na jej reakcję

- Dobra-wiem, że jest zazdrosna, szczególnie o nią, ale nie daje tego po sobie poznać

- Cześć Wam- Jess podchodzi do nas i wita się z uśmiechem

- Cześć- mówimy z Mell jednocześnie. Patrzę na Jess, która ma na sobie opięty płaszczyk i szpilki. Niedawno urodziła, a na pierwszy rzut oka nie ma śladu po jej brzuszku. Włosy ma rozpuszczone i opadają jej aż do pasa. Jej cera jest lekko zaróżowiona od mrozu. Wygląda ślicznie.

- Jak tam maluszek? Jak ma na imię?- pytanie Mell wyrywa mnie z zamyślenia

-Nie chcę zapeszać, ale bardzo dobrze. Ma na imię Aiden.

- Śliczne imię-dołączam do rozmowy- Kiedy się dokładnie urodził?- Widzę, że Jess się spięła na to pytanie, ale nie rozumiem dlaczego?

- 22 października- rzuca szybko

- To chyba za wcześnie?-dopytuję

- Jest wcześniakiem? A co Wy tu robicie? - zwinnie zmienia temat

- My przymierzaliśmy garnitur-odpowiadam

- Ślubny- dodaje Melissa

- A no tak słyszałam, że ustaliliście datę. Gratulacje- Jess wydaje się szczera i nie wzruszona tym faktem. Czyżbyśmy dorośli to faktu, że nasze wspólne życie się skończyło?

- A gdzie Twój narzeczony? Przyleciałaś z nim?

- Nie Melisso. Jestem tu z mamą. Może uda mi się tu zostać na Święta.

- Dobra my musimy lecieć. Może się kiedyś spotkamy na kawie?- pytam Jess, a ona natychmiast się zgadza

- Pewnie. To do zobaczenia. Pa- odwraca się i idzie w stronę Central Parku. Droga do domu upływa nam w milczeniu. Mell się nie odzywa, nie wiem czy nie ma nic do powiedzenia tak po prostu , czy chodzi jej o Jessice.

- I jakie wrażenie zrobiło na Tobie spotkanie z Jess?- Mell zaczyna niepewnie

- Normalne. Fajnego ma bobaska- nie powiem jej przecież, że obczaiłem Jess z góry na dół

- No masz racje, maluch śliczny. Może my też się kiedyś takiego doczekamy-znowu porusza niewygodny dla mnie temat. Widzi moją reakcję, ale czeka na odpowiedź. Bada mnie na ile jestem zaangażowany w nasz związek.

- Nie wiem Mell. Mam do tego tematu dystans z wiadomych powodów i nie chcę na razie o tym rozmawiać- Mell wzrusza ramionami i wychodzi z salonu. Rozumiem , że porusza ten temat, ale ona musi też zrozumieć mnie.
***
Wstałem rano, wypiłem kawę i jadę do biura. Mell nie rozmawiała ze mną od wczoraj. Przed wejściem do budynku zauważam Ericka Whita. Zauważa mnie i idzie w moją stronę

- Cześć Miller, słyszałem, że chcesz w bliskiej przyszłości kupić apartament w centrum?

- Tak chce, a skąd to wiesz?- nie utrzymuje kontaktu z Erickiem i nie wiem skąd może mieć takie informacje

- Twoja bratowa mi powiedziała. Chcę sprzedać swój, a Ty chcesz kupić, więc jak jesteś zainteresowany to możemy się dogadać.

- Kupujesz coś innego?

- Wyjeżdżam na stałe do Londynu. Moim apartamentem zajmowała się Twoja była żona, więc sam wiesz, że wszystko jest wykonane z największą dbałością o szczegóły- to akurat jest duży plus, ale z drugiej strony mieszkać w miejscu, w którym czuć obecność Jess to jakaś udręka- Apartament jest już wystawiony, ale do odebrania byłby za jakieś dwa miesiące.

- Dobrze, pogadam z narzeczoną i skontaktuję się z Megan.

- Ok, to jak coś to czekam na kontakt ze strony Twojej bratowej. A zapomniałbym- zatrzymuje się- Widziałem się z Jess. Zajebiście wygląda, a niedawno urodziła dziecko. Takie kobiety chyba zawsze będą apetyczne-puszcza mi oczko i idzie w stronę swojego samochodu. Apetyczne- też coś. Przez myśl przechodzi mi wizja ich razem i wbrew swojemu rozsądkowi wkurzam się, chociaż gówno mnie powinny obchodzić relacje Jess i tego dupka. Przez kilka kolejnych dni Mell dalej ze mną nie rozmawia, jest sobota. Melissa pojechała gdzieś na zakupy- mam dosyć jej obrażonej miny. Chodzi nadęta jakbym jej nie wiadomo co zrobił. Planuję w sobotę pojechać do rodziców, pobawię się z Bentleyem, pogadam z bratem. Meg i Greg na pewno tam będą, więc nawet nie będę dzwonił, zrobię im niespodziankę- o ile moje pojawienie się może być dla kogoś niespodzianką. Odkąd rozstałem się z Jess to jestem czarną owcą w rodzinie Millerów.

Stworzeni Dla Siebie - Walcz o Mnie( część 2)( Ukończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz