ROZDZIAŁ 26

2.8K 137 0
                                    

Po co tej pieprzony Erick znowu się wpieprza w życie Jess? Wkurza mnie myśl, że Jess znowu się z nim spotka. Wiem, że nie mam do tego prawa, ale nie chcę żeby kręcił się przy moim synu. Tak sobie tłumacze moją złość na Jess i Ericka.

- A Ty co będziesz robił w sylwestra?- Jess pyta jakby nic

- Nie wiem, pewnie będę siedział w domu z Mell. Nie mamy planów, więc raczej już nic nie wymyślimy- słyszę, że mały zaczyna płakać, więc szybkim krokiem idę do pokoju, żeby go zobaczyć. Biorę go na ręce, ale on dalej płacze- Jess, Jess chodź tu!- krzyczę, bo nie umiem go uspokoić

- No działaj tatusiu. Tak do niego wyskoczyłeś to teraz oceń co może chcieć- Jess się ze mnie nabija, ale ja dam sobie radę,
Kładę syna na przewijaku, powoli rozbieram go z pajacyka, który ma na sobie. Przebieram mu pampersa, ubieram i zadowolony z siebie biorę go z powrotem na ręce. Niestety on dalej płacze. Jess opiera się o futrynę z szerokim uśmieszkiem.

- Wiem, boli go brzuch- patrzę na nią z rezygnacją w głosie, a ona tylko przecząco macha głową. Myśl Miller, jesteś ojcem- Wiem- teraz ja szeroko się uśmiecham- Jest głodny- podaję Jess synka, a ona bierze go i siada na fotelu.

- Wyjdziesz stąd na chwilę?

- Przecież widziałem Twoje piersi- na tą myśl czuję,że robię się czerwony. Pierwszy raz w życiu zaczerwieniłem się na myśl o cyckach. Jess nie zastanawiając się kładzie pieluszkę na ramieniu, przysłania sobie pierś i przystawia do niej Aidena. Słychać tylko cichutkie przełykanie. Po około 20 minutach ,Jess podnosi małego, a jemu się odbija. Podaje mi go.

- Możesz go chwilę potrzymać, może zaśnie- wychodzi z pokoju. Cieszę się, że tak mi ufa. Jestem w tym bardzo świeży, dopiero poznałem swojego synka, a już tak bardzo go kocham.
Mały zasnął, a ja wracam do salonu do Jess.

- Mogę iść z Wami kiedyś na spacer?- pytam, bo nie wiem czy ona chce, żebym ciągle z nią był.

- Max możesz nas odwiedzać kiedy będziesz chciał. Na spacery też możesz z nami chodzić. Jak skończę go karmić piersią, to będziesz go nawet mógł zabierać do siebie- to dla mnie szok. Wiem, że jest moim synem, ale nie spodziewałem się, że Jess pozwoli mi go zabierać do siebie.

- Cieszę się to dla mnie dużo znaczy- to bardzo miłe, bo wiem, że Jess nie czuje do mnie urazy , że układam sobie życie ma nowo.
***
W Wigilię pojechałem na chwilę do synka. Miałem szczęście, bo Jess właśnie wychodziła do Megan i Grega. Zaprosili ją do siebie. Myślałem, że pojedzie do swoich rodziców, ale ona wolała zostać w Nowym Jorku. Tłumaczyła mi, że tęskniła za tym miastem i chce się nim nacieszyć. Umówiłem się z nią, że spędzę z nimi cały pierwszy dzień Świąt, ale muszę powiedzieć o tym Melissie, której nie będzie to na rękę.

-Max nie ma mowy- tak jak sądziłem- Nie spędzisz całego dnia z Jess

- Nie z Jess tylko z moim synem

- To zabierz go do nas i pojedziemy do moich rodziców

- Jess mi go nie da, on jeszcze jest za mały- próbuję jej to na spokojnie wytłumaczyć

- Nie i koniec

- Nie będziesz mi mówiła co mam robić. To mój syn i chcę z nim być. Teraz jest koniec- wyprowadziła mnie z równowagi, rozumiem jej obawy o Jess, ale mamy dziecko i nie unikniemy spotykania się.

- Jak chcesz, to dzisiaj też nie będziemy razem. Jadę do rodziców- tak jak powiedziała tak zrobiła. Zabrała jakieś rzeczy, prezenty i pojechała. Zostałem sam, może nawet lepiej, bo nie muszę wysłuchiwać pretensji Mell.

- Cześć- wpada do mnie do domu mój brat- Przywiozłem Ci ciasto, które Meg Wam upiekła i prezenty.

- Dzięki- mówię z rezygnacją w głosie

- Gdzie Mell?

- U rodziców, nie będzie jej przez Święta. Powiedziałem jej, że jutrzejszy dzień spędzam z Jess i Aidenem, oburzyła się i pojechała do rodziców.

- Ubieraj się. Jedziesz do nas

- Daj spokój nie będę się tam pchał

- Będziesz. Jest tam Jess i Twój syn. Spędzisz Wigilię z rodziną. Już ubieraj się, bo nie ma czasu- robię tak jak mówi mój brat. Ma rację nie będę siedział sam, bo Melissa ma wieczne pretensje. Zabieramy ze sobą wszystkie prezenty i jedziemy.
Dojeżdżamy do domu Grega. Wszystko jest ładnie ustrojone, w domu pachnie świątecznymi potrawami i wypiekami.

- Max?- staje przede mną zdziwiona Magan

- Pokłócił się z Mell i będzie z nami- Greg tłumaczy się żonie

- To super, siadaj do stołu- moja bratowa przyjmuje mnie z entuzjazmem
Wchodzę do salonu i widzę siedzącą na fotelu Jess, a obok niej w huśtawce śpi Aiden. Jess wstaje i nachyla się nad naszym synem. Ma rozpuszczone włosy ułożone w fale. Ubrana jest w krótką  czerwoną sukienkę z dużym dekoltem.

- Max- zauważa mnie- Ty tutaj?

- Niespodzianka- mówię z udawanym entuzjazmem i wzruszam ramionami- A tak serio to pokłóciłem się z Melissą.

- Co się stało?-pyta z troską w głosie

- Nie chcę o tym dzisiaj gadać- uśmiecha się i podchodzi do mnie

- Cieszę się,że będziesz z nami. Popilnuj syna, a ja pomogę Megan.
Patrzę jak mój synek słodko śpi. Jest taki malutki i elegancki. Jess ubrała go w przesłodki strój małego Mikołaja. Uśmiecham się sam do siebie. Swoją drogą to jego mamusia wygląda bardzo sexownie. Odganiam od siebie te myśli- mam narzeczoną- powtarzam w myślach.

- Ej o czym tak myślisz?- Meg zaczyna rozkładać stół

- O niczym

- Ładnie Jess wygląda, prawda?- trafiła w sedno

- Ładnie- odpowiadam zdawkowo, a Megan się uśmiecha.
Po Wigilii proponuję Jess, że pojadę z nią do jej apartamentu. Zgadza się, co mnie zaskakuje. Jest ostatnio bardzo otwarta i nie unika mnie ani przez chwilę.
Wchodzimy do apartamentu, Jess zanosi małego do łóżeczka, bo śpi.

- Chcesz kawy?- pyta z kuchni

- Tak napiję się- w tym momencie do mieszkania wpada Emilio

- Tak spędzasz Święta u mamy? - krzyczy w progu

- Zamknij się, bo śpi Aiden- Jess jest dla niego ostra

- Co tu robisz Miller? Pieprzysz ją?- nie wytrzymuję i w końcu walę go w ryj,nareszcie mam okazję mu się odwdzięczyć za dawny incydent, Jess nie reaguje. Emilio wyciera krew z wargi

- Jeszcze raz tak powiedz na matkę mojego dziecka...

- To co Miller?

- To Cię zajebię-dokańczam

- To jeszcze nie koniec Jess, dobrze o tym wiesz. Skoro już Miller wie, że jest tatusiem, to się tym cieszcie póki możecie. Zapewniam Cię Jess, że długo to nie potrwa- wychodzi trzaskając drzwiami. Jess nie wytrzymuje i zaczyna płakać. Przytulam ją automatycznie, taki ludzki odruch. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego, normalne pocieszenie kobiety, którą szanuję. Widzę, że jest jej bardzo przykro. Zastanawiam się co miał na myśli jebany Morii, ale na razie nie poruszam tego tematu. Nie chcę jej jeszcze bardziej stresować.

Stworzeni Dla Siebie - Walcz o Mnie( część 2)( Ukończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz