W gąszczu wspomnień
Co to za dźwięk? Ach... śmiech. Nieskrępowany, pełny, szczery, dobiegający z samych trzewi. Oprócz ciszy, najpiękniejsza muzyka świata. Nie mogę się oprzeć, muszę wiedzieć skąd pochodzi. Gdzie ja tak właściwie jestem? Nieistotne. Ta radość... chcę ją zobaczyć, chcę ją poczuć! Idę. Nie, przedzieram się. Cholerne krzaki, czemu akurat tutaj muszą rosnąć? I czemu tak gęsto? Jest! Światło. Tam, między drzewami. Jeszcze tylko trochę wysiłku... Ostatnie pięć kroków... trzy... jeden... Oślepiające światło.
Instynktownie podnoszę miecz do parowania. Jakiś dziwnie lekki... i gdzie ten ostry, metaliczny dźwięk? Zamiast niego pusty... tak jakby... drewno? A trzymająca go dłoń taka drobna. Z kim ja w ogóle walczę? David? Chłopak z sąsiedztwa. W moim wieku... 14 lat. Czemu...? Ech, nieważne. Radość. Adrenalina, emocje bez śladu złości, bez zapachu krwi. Tylko chęć rywalizacji . Następny cios. Ha! Nie ma mowy, bym dała się nabrać na taki prosty wybieg. Podnoszę drewniany mieczyk do spóźnionego parowania, tylko po to by lekko zmienić tor ciosu. Widzę, jak błysk domniemanego tryumfu w oczach Davida zmienia się nagle w wyraz zaskoczenia, gdy miecz niegroźnie mija mój bok o kilka centymetrów a następnie niedowierzania, gdy czuje lekkie uderzenie mojego drugiego mieczyka na szyi. I jak zwykle robi się czerwony ze złości i rzuca na mnie, odrzucając miecz. Toczymy się po trawie, prawie krztusząc ze śmiechu. Złość znika bez śladu.
Leżymy wśród upajającego zapachu traw, rozkoszując się spływającym na nas ciepłem promieni słonecznych. Patrzymy w chmury, trzymamy się za ręce. Dreszcz emocji, ekscytacja, niezachwiana pewność, że już zawsze tak będzie. Spojrzenie w słońce... Jasność.
Pokój. Siedzę na łóżku z Bethany i Carverem. Ciemno. Patrzę na dłoń młodszej siostry. Czekam niecierpliwie. Nagle pojawia się światełko. Nieśmiałe, pulsujące zgodnie z rytmem serca. Coraz śmielsze i jaśniejsze, nabiera kształtu małej kuli. Złoto-pomarańczowej, promieniującej ciepłem. Patrzę jak zahipnotyzowana. Dlaczego niektórzy nas nienawidzą za coś tak pięknego? Dlaczego musimy uciekać, ilekroć ktoś odkryje naszą tajemnicę? Dlaczego? Nagle przyjazne, oślepiające światło zmienia się w szkarlat.
Ocieram oczy. Patrzę na dłonie – czerwona, gęsta, lepka ciecz. Napastliwy smród krwi przyprawiający o mdłości. Pustka w głowie, nie potrafię zebrać myśli. Jest tylko jedno – wola przetrwania... i bezbrzeżny smutek. Odrywam wzrok od dłoni. Przed sobą widzę nieruchome cielsko ogra. Z jego piersi i szyi wypływa fontanna krwi . Widzę wystające rękojeści moich sztyletów. Bezmyślnie podchodzę, wyciągam je z ciała, co wywołuje jeszcze większy upływ krwi. Odwracam się. Matka klęczy przy jakimś ciele. Kto...? Stwórco, to Bethany!
Klęczę nad ciałem obok matki. Rozpacz. Dlaczego moja mała siostrzyczka? Była tak pełna życia, radosna, dobra, wszyscy ją kochali. Czy to moja wina? Odpowiedź dobiega do mnie szeptem. Ledwie słyszalny, łamiący się głos matki:
- Nie mów mi o rozpaczy! To twoja wina... Jak mogłaś na to pozwolić? ... To twoja wina...
„To twoja wina..."

CZYTASZ
[Dragon Age 2] Maska
ФанфикPrzypadek, niewłaściwe miejsce i czas. Walka. Nie o świat, nie o dobro czy wzniosłe idee. O rodzinę i przetrwanie - tak prozaicznie, tak mało wzniośle. A jednak tak właśnie rodzą się liderzy, tacy ludzie jak Hawke, których działania zapiszą się na k...