Wiatr pochwycił rozpuszczone włosy Aurelie i rozwiał je do tyłu. Przeczesywał i wprowadzał w nich jeszcze większy nieład, szarpał i delikatnie gładził. Na przemian, nie mogąc się zdecydować. Przymrużyła oczy i uśmiechnęła się z zadowoleniem, ale przede wszystkim ulgą. Było po wszystkim. Przeżyli. Wreszcie mogli odpocząć.
Lecz to, co tam się wydarzyło...
Wzdrygnęła się mimowolnie i natychmiast pożałowała, gdy rany na jej ciele postanowiły boleśnie przypomnieć o swoim istnieniu. Spojrzała na przedramię, z którego wciąż spływała krew, znacząc szkarłatną linię w dół ręki, do czubków palców i zdobiąc kamień przy jej stopach ciemnymi plamkami. Nie potrafiła się tym jednak przejąć, nie po tym, co Anders zrobił z Templariuszami. Nie po spojrzeniu w bezgranicznie puste, wyzute z wszelkiego człowieczeństwa oczy Wyciszonego. Tak boleśnie martwe. Patrzyła na szkarłatne linie i wsłuchiwała w przytępiony przez mikstury ból. Był lepszy niż ta pustka, rozrastająca się gdzieś w okolicach serca.
Drgnęła gwałtownie, czując dotyk a zranionej ręce. Aveline zdjęła z szyi pomarańczowo – białą chustę, jaką dostawał każdy Strażnik w chwili rozpoczęcia służby, i zaczęła zawiązywać ją na ranie tamując krwotok. Hawke chciała cofnąć rękę, jednak Strażniczka trzymała ją mocno..
- Aveline, nie trzeba... zniszczy się... - szepnęła przez ściśnięte gardło.
- Jak będziesz traciła krew w takim tempie, nie zdołasz dojść nawet do Dolnego Miasta. - Ton Aveline nie pozostawiał wątpliwości, że już podjęła decyzję. - Poza tym, mam zapasową.
Aurelie uśmiechnęła się blado. Nie wiedziała, czy to przez ostatnie wydarzenia, czy przez skrajne zmęczenie, ale ten mały gest wzruszył ją do tego stopnia, że musiała opuścić głowę, zasłaniając wilgotne oczy. Odetchnęła kilka razy, mrugając wściekle powiekami, by opanować emocje i przywołać się do porządku. Ostatnie trzy oddechy, dwa... jeden. Dobrze. Podniosła wzrok.
- Hawke – zagadnął Varric - jak to możliwe, że zawsze to ty odnosisz największe rany?
- Ach, bo ty nic nie wiesz? „Niezdara" to moje drugie imię. – Roześmiała się sztucznie. Nawet dla niej nie było to zabawne.
Urwała nagle, gdy zobaczyła znajomą postać, maszerującą w jej stronę. Postawny, młody chłopak, z masywną rękojeścią dwuręcznego miecza wystającą nad prawym ramieniem. Krótkie, bardzo ciemne włosy, charakterystyczne dla jej rodziny.
„Skąd on wiedział...?" – zdążyła pomyśleć, zanim Carver złapał ją mocno za ramiona, prawie podrywając do góry. Jego twarz wykrzywiła się wściekle. Potrząsnął nią mocno.
- Co ty do cholery wyprawiasz?! – wrzasnął jej prosto w twarz. - Widziałem, jak wchodzisz do Zakonu z jakimś magiem, potem pojawili się templariusze. Wiedziałem, że coś jest nie tak. Potem wyszedł ten mag, teraz wychodzisz ty, cała we krwi! Krwi templariuszy! Wiesz, z kim w ogóle zadarłaś?!
Hawke bez słowa uwolniła się od bolesnego chwytu, cofnęła o kilka kroków i stanęła prosto. Skrzyżowała ręce na piersi. Nie była zaskoczona zachowaniem brata. Fenris, Varric i Aveline jedynie obserwowali scenę. Nie mieli zamiaru się wtrącać w rodzinne sprawy. I dobrze. Potrafiła sobie radzić z Carverem.
- Nie było innego wyjścia – odparła w końcu spokojnie.
- Nie pieprz! – warknął z furią. - Zawsze jest jakieś wyjście! Tym bardziej, że szczycisz się swoim sprytem i przebiegłością.
Przypominał rozjuszonego byka. Była prawie pewna, że zaraz zaszarżuje na nią z pochyloną głową. O dziwo, stał w miejscu, sapiąc z wściekłości.
CZYTASZ
[Dragon Age 2] Maska
FanfictionPrzypadek, niewłaściwe miejsce i czas. Walka. Nie o świat, nie o dobro czy wzniosłe idee. O rodzinę i przetrwanie - tak prozaicznie, tak mało wzniośle. A jednak tak właśnie rodzą się liderzy, tacy ludzie jak Hawke, których działania zapiszą się na k...