Tawerna powitała Hawke tak, jak zawsze - ścianą gorącego, przepoconego zaduchu i miażdżącym słuch gwarem rozmów, przekrzykiwań, gardłowego rechotu i pijackich przyśpiewek. Przebijając się przez tę wręcz fizycznie gęstą jak zupa atmosferę, do jej uszu dobiegł, przebijający się przez wszystkie inne dźwięki, głos Varrica:
- I to skąpe wdzianko - zawiesił dramatycznie głos i spojrzał na Hawke z łobuzerskim wyrazem twarzy. Wygłupy zawsze sprawiały mu niesamowitą radość. Szczególnie wtedy, gdy udało mu się przy okazji kogoś wprawić w konsternację, zawstydzić lub zdenerwować.
Aurelie posłała mu mordercze spojrzenie, po czym usiadła obok Aveline, przysuwając się do niej, by zrobić obok siebie miejsce dla Andersa.
- Varricu - Jej ton ociekał słodyczą. Taką, która przypominała żywicę, czekającą na łakomego owada. - Może w końcu zrobisz użytek ze swojego zdecydowanie zbyt długiego języka i zamówisz nam piwo? – Pomimo uszczypliwości, była wdzięczna łotrzykowi za rozluźnienie atmosfery już na samym początku. Aurelie stanowiła bowiem w tym momencie kłębek nerwów. Nie wiedziała, ile powinna wyjawić towarzyszom. Wiedziała natomiast, że nie może udawać, że nic się nie stało. A może jednak...?
Myśl ta była tak bardzo, bardzo kusząca.
Prawie od razu na stole pojawiły się dwa kufle pełne złotawego płynu ze szczątkową ilością piany dryfującą na wierzchu. Przyjaciele wypełniali czas rozmową na różne tematy, począwszy od zwyczajów godowych szczurów, przez sytuację gospodarczą Kirkwall, po filozofię z jej dylematami egzystencjalnymi oraz poezję, o której nikt nie miał zielonego pojęcia. Naturalnie z wyjątkiem Varrica, który, jak przystało na osobnika wszechwiedzącego, mentorskim tonem wykładał im subtelności tej sztuki. Hawke dowiedziała się również, jak dokładnie znalazła się w klinice Andersa i ile czasu tam spędziła. Okazało się, że była nieprzytomna przez całe dwa dni. Rany, leczenie i inne elementy układanki odnalazły swoje miejsca.
Coraz bardziej kusiło ją, by nie poruszać sprawy z Carverem, jednak doskonale dało się wyczuć ciemną chmurę niepewności i niewypowiedzianych pytań, jaka nad nimi zawisła. Przytłaczająco ciężka, ogromna, gęsta. Oddalała ich od siebie, zatruwała atmosferę, rodziła niepewność, podjudzała nieufność.
„Wszystkie niewypowiedziane prawdy stają się jadowite" – przypomniała sobie słowa jakiegoś barda, przejeżdżającego kiedyś przez jej rodzinne miasto.
Jak on miał na imię? Chyba Friderik...
Nagle sprawa jego imienia stała się dla niej niesamowicie istotna. Odrzuciła jednak te myśli, rozumiejąc, że była to tylko żałosna próba odcięcia się od rzeczywistego problemu i tego, co chciała im powiedzieć. Odchrząknęła, oczyszczając zaschnięte gardło, po czym wyrzuciła z siebie:
- Przepraszam. – Zaskoczeni towarzysze zastygli w bezruchu, wbijając w nią spojrzenia. Kufel Varrica zawisł w połowie drogi między drewnianym blatem stołu a ustami. Po kolei spojrzała prosto w oczy każdemu z nich, po czym powtórzyła. - Przepraszam, że byliście świadkami czegoś takiego. Kłótni rodzinnej, mojego wybuchu... I że was zmartwiłam. Obiecuję, że to już nigdy się nie powtórzy. I dziękuję, że się mną zajęliście. – Spuściła wzrok na chwilę, po czym całym wysiłkiem woli zmusiła się, by znów go unieść. – Pewnie zastanawiacie się, o co w tym wszystkim chodziło. No więc... To, co powiedział Carver... - mówiła z ogromnym wysiłkiem, szatkując wypowiedź na kawałki. Jakby jednocześnie powstrzymywała się ale i zmuszała do mówienia.
- Hawke – weszła jej w słowo Aveline. – Nie musisz nam niczego wyjaśniać, jeśli nie jesteś na to gotowa. Albo jeśli będziesz tego żałowała.
CZYTASZ
[Dragon Age 2] Maska
FanfictionPrzypadek, niewłaściwe miejsce i czas. Walka. Nie o świat, nie o dobro czy wzniosłe idee. O rodzinę i przetrwanie - tak prozaicznie, tak mało wzniośle. A jednak tak właśnie rodzą się liderzy, tacy ludzie jak Hawke, których działania zapiszą się na k...