Świat wirował.
Fenris stał w pobliżu Hawke, opierając się o ścianę Wisielca. Skrzyżował ręce na piersi i czekał, uważnie rozglądając się wokół. A ona nawet nie miała siły, by czuć zażenowanie, że ktokolwiek widzi ją w takim stanie. Oparła czoło o cudownie zimną i nieruchomą powierzchnię, przełykając nadmiar śliny, która wciąż i wciąż napływała jej do ust. Skupiła się na jednym. By nie rzygać po raz kolejny.
Aurelie wzięła głęboki wdech, gdy żółć podeszła do gardła. Smród zaułka, służącego pijanym bywalcom przybytku za latrynę, nie pomagał.
Myśl ta sprawiła, że kobieta natychmiast zgięła się wpół i zwymiotowała, cudem omijając własne buty i włosy, które kurczowo przytrzymywała.
Jęknęła głośno i przejmująco.
- Wiesz so, doceniam troskę - wybełkotała, przyklejona czołem do ściany. - Ale nie m- musisz tu być. Poradzę sobie świeetnie.
- Mhm. - Fenris skrzyżował również nogi w kostkach. Kompletnie nic sobie nie zrobił ze słów kobiety.
- Naprawdę, dam radę.
- Z pewnością, Hawke.
Chwila ciszy.
- Fenrisie...
Nie odpowiedział. Być może stracił cierpliwość.
Aurelie podeszła bliżej wyjścia z zaułku i kucnęła pod ścianą. Objęła głowę dłońmi, próbując opanować wirowanie świata. Fenris stał naprzeciwko. Nie patrzył na nią. Z jakiegoś powodu, zezłościło ją to.
- Fenrisie - powtórzyła.
- Nie zostawię cię tutaj, rozumiesz? - warknął. - Dotrzesz do domu, choćbym miał cię tam zanieść.
Spojrzała na niego lekko rozbieganym wzrokiem. Uśmiechnęła się szeroko, przekrzywiając lekko głowę. Wyglądała jak dziecko, które może sobie coś kupić na jarmarku.
- Napraaaaawdę?
Nagle wpadła jej do głowy przerażająca myśl.
- Matka mnie zabije - jęknęła żałośnie, pociągając nosem. - To mój koniec, Fenrisie. Zostaję w Wisielcu. Izabela mnie przenocuje.
- Izabela i tych dwóch marynarzy, których wzięła sobie do zabawy?
Popatrzyła na niego z niedowierzaniem.
- Dwóch?
- Jak na nią to chyba tylko dwóch.
Hawke nie wiedziała, czy Fenris sobie z niej żartuję. Wyglądał tak, jakby bez przerwy powstrzymywał się od śmiechu. A może jej się wydawało? Zawsze po pijaku świat wydawał jej się weselszy niż był w rzeczywistości.
- Szysko jedno, nie pokażę się tak.
- Nie, Hawke, nie jest ci wszystko jedno.
Odbił się lekko od ściany i stanął nad nią.
- Mam dość tego zaułka, idziemy.
Popatrzyła na niego czujnie.
- Dzie? - Czknęła.
- Do Rezydencji Danariusa.
Zająknęła się. Fenris mało delikatnie złapał ją za ramię i pociągnął do góry. Zachwiała się mocno, nogi nie chciały jej słuchać gdy próbowała zrobić krok dla złapania równowagi i prawie że upadła jak długa. Wprost w kurz upstrzony gdzieniegdzie obrzydliwym, żółtawym błotem. Jedyne, co uratowało ją przed takim losem, to mocniejszy chwyt Fenrisa na jej ramieniu.
CZYTASZ
[Dragon Age 2] Maska
FanfictionPrzypadek, niewłaściwe miejsce i czas. Walka. Nie o świat, nie o dobro czy wzniosłe idee. O rodzinę i przetrwanie - tak prozaicznie, tak mało wzniośle. A jednak tak właśnie rodzą się liderzy, tacy ludzie jak Hawke, których działania zapiszą się na k...