Bełt ze świstem przeszył powietrze, trafiając jednego z łuczników prosto w pierś. Krzyk najemnika towarzyszył mu przez całą drogę w dół, gdzie z głuchym tąpnięciem uderzył o kamienie.
- Niech ją szlag...! - warknął Varric, wypuszczając kolejnego bełta. Kolejny krzyk konającego. - Szalona Fereldenka! Nie mam pojęcia, dlaczego uważałem, że... - Strzała świsnęła mu tuż obok ucha. Krasnolud syknął pod nosem i natychmiast wypuścił pocisk z miejsca, skąd przyleciała. Kolejny krzyk. Kolejna śmierć. - Że werbowanie jej to dobry pomysł!
Anders zamachnął kosturem, rozłupując czaszkę nadbiegającemu najemnikowi. Skrzywił się paskudnie, nie wiadomo czy na taki sposob użycia magicznej broni, czy raczej na widok resztek kości i mózgu na niej. Kolejnym przeciwnikom posłał na spotkanie furkoczącą kulę ognia, która eksplodowała kilkanaście kroków dalej. Wrzaski płonących żywcem oraz smród topiących się ciał wypełnił jaskinię, wdarł się do nozdrzy i wyciskał łzy z oczu.
- Z drugiej strony wcale się nie dziwię - odkrzyknął, formując kolejny ognisty pocisk. - Gdyby ktoś mnie tak urządził...
Varric skinął krótko głową, zgadzając się. Choć dalej był wściekły na Hawke za to, że tak głupio i ślepo pobiegła do Variana, zostawiając ich. A raczej siebie, z dala od tarcz obronnych Andersa, ognia zaporowego Varrica i wsparcia Fenrisa, który ściągał na siebie uwagę przeciwników. Pobudzone w ciele lyrium przyciągało uwagę jak mało co. A już na pewno bardziej, niż niepozorna łotrzyca, która miotała się po całym polu bitwy. A przynajmniej zwykle tak było. Teraz jednak była zupełnie sama.
Oni zaś... cóż, byli już w gorszych sytuacjach.
***
Ilithis czekał na nią. Z pozoru spokojnie, w środku zaś drżał pod wpływem mieszanki adrenaliny i nienawiści. Wręcz czuł drgający na wargach uśmiech.
- Zostawić ją- warknął do stojących obok niego żołnierzy. - Trzymajcie pozostałych z daleka.
Gdy tylko pokonała kilka stopni prowadzących na podwyższenie, zaatakował. Wyprowadzane przez niego ciosy były silne i szybkie. Nie chciał dać jej czasu na złapanie oddechu. Musiała być już zmęczona. Przedzieranie się przez jaskinie pełne jego ludzi nie mogło być łatwym zadaniem. Nawet jeśli miała przy boku maga. To było ich terytorium, znali każdy zakamarek. Hawke i jej ludzie natomiast musieli błądzić i uważać w każdej sekundzie na zasadzki.
Poza tym, Ilithis nie mógł się doczekać walki. Wyrównania rachunków. Wreszcie miał być uwolniony od jej klątwy. Tym razem bez przeszkód.
Dwa skrzyżowane sztylety wyszły na spotkanie jego półtoraręcznemu mieczowi, z jękliwym zgrzytem zatrzymując cios. Nie miał jednak czasu przyjrzeć się twarzy przeciwniczki, gdyż kobieta jednym sztyletem odbiła miecz, drugim zaś wyprowadziła błyskawiczny cios, obracając całe ciało wraz z nim. Varian odchylił się w tył, o włos unikając cięcia, usłyszał zaledwie syk przecinanego powietrza. Wyrzucil nogę w przód, trafiając Hawke w biodro. Ta zachwiała się, robiąc krok w tył i trafiając piętą na pustkę. Na ułamek sekundy straciła koncentrację, odruchowo odsłaniając się, by odzyskać równowagę i nie spaść w dół, staczając się ze schodów.
Tyle wystarczyło.
Sztych miecza rozpruł lekką, czarną zbroję na wysokości obojczyków, jakby to była zwykła tunika. Czerwień podążyła cienką smugą za ostrzem. Nie było jej jednak wiele. Nie tyle, ile chciał ujrzeć Varian. Twarz Hawke ściągnęła się z bólu, lecz sama kobieta nie wydała żadnego dźwięku. Nawet nie jęknęła. Niestety. Rozpaczliwie rzuciła się w bok, by zmienić niefortunną pozycję. Niezdarnie przetoczyła się przez bark, siłą rozpędu od razu zrywając się na równe nogi i stając w pozycji obronnej.
CZYTASZ
[Dragon Age 2] Maska
FanfictionPrzypadek, niewłaściwe miejsce i czas. Walka. Nie o świat, nie o dobro czy wzniosłe idee. O rodzinę i przetrwanie - tak prozaicznie, tak mało wzniośle. A jednak tak właśnie rodzą się liderzy, tacy ludzie jak Hawke, których działania zapiszą się na k...