Rozdział 7

161 22 32
                                    

W tym samym czasie, gdy Hawke i jej towarzysze obmyślali plan zdobycia majątku, w jednym z opuszczonych magazynów w Dokach odbywało się inne spotkanie. Dwóch mężczyzn siedziało w półmroku przy rozpadającym się stole, na skrzyniach, pijąc importowaną żytniówkę. Jeden z nich – wysoki, dobrze zbudowany, ubrany w dobrej jakości skórzaną zbroję nabijaną ćwiekami - z wygoloną głową i tatuażem nad uchem stanowił dość niecodzienny widok. Jego twarz mogłaby uchodzić za przystojną, gdyby nie paskudna blizna przecinająca w poprzek prawy policzek od kącika ust, praktycznie do samego ucha, jakby w makabrycznym półuśmiechu. Drugi był dużo niższy i szczupły, wręcz chudy. Siedział w płaszczu z kapturem skrywającym w cieniu prawie całą twarz, spod którego błyskały szare oczy, odbijając płomień pojedynczej świecy, jedynego źródła światła.

- Chcę, żeby to było załatwione sprawnie i po cichu. – powiedział pierwszy z nich, kładąc na stole sakiewkę pełną monet.

- Nie musisz tego powtarzać. Dobrze wiesz, z kim masz do czynienia – odparł drugi nieprzyjemnie zachrypniętym głosem, wbijając wzrok w mężczyznę.

- Dopiero się okaże, czy zasłużyłeś na swoją reputację.

Niższy mężczyzna roześmiał się – cicho, gardłowo i bez cienia radości.

- Z czystej ciekawości... co sprawia, że zadajesz sobie tyle trudu dla jednej osoby?

- Zemsta - postawniejszy mężczyzna zgrzytnął zębami. - A co to jest u ciebie? W końcu ta robota różni się od twoich zwyczajnych... działań. Czyżbyś poszerzał pole zainteresowań? A może to lojalność?

- Forsa. Ta, którą mi zapłaciłeś. I ta, którą mi jeszcze zapłacisz.

Blizna zmarszczyła się makabrycznie, gdy mężczyzna z tatuażem rozciągnął usta w równie okrutnym, co drapieżnym uśmiechu.

***

Do widoku Mrokowiska nie sposób się było przyzwyczaić. Była to dzielnica umiejscowiona pod ziemią, zajmująca stary szyb kopalni. Nie docierało tu światło słoneczne, z wyjątkiem nielicznych szybów wylotowych, idących ukośnie ku powierzchni ziemi. A i tak niewiele to dawało, toteż głównym źródłem światła były pochodnie oraz postawione gdzieniegdzie żelazne beczki, w których palił się ogień. Idealne miejsce, by skryć największą biedotę Kirkwall przed oczami władzy miejskiej - aby mogli oni w dalszym ciągu udawać, że nie widzą problemu, a także bogatszych mieszkańców – bo po prostu nie lubili ich widoku, który krzywdził ich zmysł estetyczny. O każdej porze dnia i nocy było tutaj tylko niewiele jaśniej niż w półmroku, co wprawiało Aurelie w stan nerwowej gotowości. W normalnych warunkach, w dzień widać było z daleka nadciągające niebezpieczeństwo, noc zaś pozwalała się przed nim schować. Półmrok natomiast skutecznie uniemożliwiał obie te rzeczy.

Brudne ulice oblegali ludzie żyjący w skrajnej nędzy oraz ich umorusane dzieci. Mieszkali w ręcznie wykonanych, prowizorycznych namiotach i szałasach, w przewróconych wagonikach, które dawno temu transportowały surowiec. Ci mniej przedsiębiorczy spali po prostu na gołej ziemi. Byli wynędzniali, z oczu większości z nich ziała pustka i apatia. Wegetowali. Niektórzy pogodzeni ze swym losem, inni wręcz przeciwnie. Ci drudzy przeklinali swój nędzny żywot lub przy pierwszej nadarzającej się okazji wstępowali do jakiegokolwiek gangu czy sekty. Wszystko, aby tylko wyrwać się z biedy.

To właśnie tutaj przebywał podobno Szary Strażnik. Zdobycie tej informacji nie było trudne - gdy już mniej więcej wiedzieli, gdzie szukać Lirene, nie mieli większego problemu ze zlokalizowaniem jej. Wystarczyło pójść tam, gdzie kierowali się biedni i chorzy Fereldeńczycy, czyli do jednego z budynków tuż przy targowisku w Dolnym Mieście.

[Dragon Age 2] MaskaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz