- Wiedziałem, że ojciec w końcu kogoś przyśle. Miałem nadzieję, że zostanę wcześniej zabity przez bestie. - W następnym pomieszczeniu, w którym sklepienie podtrzymywały masywne, kamienne filary, powitał ich męski, monotonny głos. Przypominał głos wyciszonych.
Hawke dopiero po chwili dostrzegła zakapturzoną postać, siedzącą pod jedną z topornych kolumn.
Zaraz, ojciec?
Niech to szlag, pomyślała Aurelie, ostrożnie podchodząc bliżej.
Nagle wszystko zaczęło do siebie pasować. Rozkaz sprowadzenia zbiega żywego i po cichu, bez udziału Straży Miejskiej, fakt, że człowiek ten nie odpowiedział za swoje czyny oraz to, że nie zostawiono go tu na pożarcie. Mężczyzna był synem sędziego a oni mieli być ekipą ratunkową dla niego. Dla mordercy.
- Przyszedłeś tu umrzeć? Dlaczego?
- Bo to jedyne, na co zasługuję. – Mężczyzna jakby z wysiłkiem wstał i odwrócił twarz w ich stronę. Nie wyróżniał się niczym szczególnym, jedynie jego spojrzenie budziło niepokój. Było jakby... płytkie. Matowe. Jego wzrok zdawał się nie dostrzegać tego, co działo się dookoła, tylko patrzeć gdzieś poza to miejsce i czas. Jakby utkwione było w szaleństwie umysłu mężczyzny.
Hawke mocniej zacisnęła dłonie na rękojeściach gotowych do ciosu sztyletów. Jej kłykcie pobielały od siły nacisku. Milczała.
– Powinienem być rozerwany na strzępy i zapomniany, nie zaś chroniony przez ojca. Tak bardzo starał się ukryć to, czym jestem i co zrobiłem.
W miarę słuchania Hawke czuła, jak coś obrzydliwego i ciężkiego osadza jej się na dnie żołądka. Poczuła nieznośną, suchą gorycz w gardle i na języku. Jak sędzia mógł dopuścić się czegoś takiego tylko po to, by nie stracić pozycji?
- Sędzia miejski powinien chronić mieszkańców, wliczając w to elfy! – Jej głos drżał, szarpany wściekłością. Z trudem powstrzymała się od krzyku.
- Ojciec nie jest złym człowiekiem. Chciał mi pomóc, powstrzymać. Ale nie mógł... Nikt nie może... - Kedler odwrócił się do nich plecami i odszedł kilka kroków. Po chwili ciszy zaczął mówić zmienionym głosem. Głębszym. Jak jego szaleństwo. - Ta elfka... nie miała prawa być tak piękna, tak idealna. Demony powiedziały, że powinienem dać jej nauczkę, tak jak innym. – Znów odwrócił się do nich twarzą. Jego oczy były puste, nie wyrażały żalu... Nie wyrażały nic. - Krąg miał mi pomóc, ale skłamał! Powiedzieli, że nie ma żadnego demona, że jestem szalony, że to moja wina!
Hawke nie mogła uwierzyć w to, co słyszała. Zabijać za coś takiego? Tyle niewinnych dzieci zginęło z takiego powodu? To nie może być... Stwórco, to musi być jakiś makabryczny żart!
- Torturowałeś i zabijałeś młode elfki za to, że były zbyt piękne? – wycedziła przez zaciśnięte zęby. Jej ręce drżały. Skupiła się na ciężarze broni, zwykle pomagało jej to w panowaniu nad sobą. Ale nie tym razem.
Tym razem gniew i żal paliły ją od środka jasnym, nieokiełznanym płomieniem. Hawke czuła, jakby jej ciało trawiła gorączka. Obrzeża wzroku zamgliły się, pogrążyły w mroku.
- Ja nie chciałem! To one mnie zmusiły! Demony! Nie lubiły, gdy te dziewczyny płakały... Nie mogę przestać, próbowałem już tyle razy... Błagam, musisz mnie zabić. Nie ma innego sposobu. – Patrzył na nią błagalnym spojrzeniem, z desperacją w głosie. On nie żartował, naprawdę tego pragnął. – Powiedz mojemu ojcu, że go przepraszam... za wszystko...
Zrozumiała, że było innego wyjścia, musiała go zabić. Owszem, mógłby żyć. W zamknięciu, odosobnieniu, jak zwierzę w klatce... lecz wciąż żyć. Jednak jego ojciec nie dopuściłby do tego. Pozwoliłby synowi zabijać dalej udając, że nie zna prawdy i wykorzystując swoje koneksje, by również inni odwracali wzrok. Za jego głupotę, chłopak umrze. Chociaż... nie, nie dlatego. Zginie dlatego, że tak trzeba. Za to, że jest mordercą.
CZYTASZ
[Dragon Age 2] Maska
FanficPrzypadek, niewłaściwe miejsce i czas. Walka. Nie o świat, nie o dobro czy wzniosłe idee. O rodzinę i przetrwanie - tak prozaicznie, tak mało wzniośle. A jednak tak właśnie rodzą się liderzy, tacy ludzie jak Hawke, których działania zapiszą się na k...